Stał
przede mną on. W swojej przylegającej do torsu czarnej koszulce i tego samego
koloru obcisłych jeansach. Włosy praktycznie jak zawsze były zaczesane do tyłu
i wiem, że nie przyłożył do tego zbyt wielu starań, a mimo to wyglądał bardzo
pociągająco.
Zmierzył mnie wzrokiem i na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Byłam przerażona. W sumie to nie wiedziałam do końca, co powinnam teraz czuć.
Wydawało mi się, że jeśli chociaż spróbuje udawać, że się nie boje i że jestem dzielna, wszystko pójdzie trochę lepiej. Może się myliłam?
Powoli do mnie podszedł i uklęknął obok. Bicie mojego serca bardzo przyspieszyło. Nienawidziłam tego jak on na mnie działał.
Opuszkami swoich palców delikatnie pogładził mój zimny policzek. Ponownie się uśmiechnął i złożył krótki pocałunek na moim czole. Dziwne. Zaskoczyło mnie jego opanowanie, ale wiedziałam, że coś jest nie tak. W końcu mnie porwał!
Po krótkiej chwili już miałam pewność.
Na szczęście wyładował swoją złość na meblu stojącym obok. Nie byłam jego celem, za co byłam wdzięczna. Nie wiem, czy moje ciało byłoby zdolne wytrzymać kolejnej krzywdy z jego strony. Wtedy bez szpitala by się nie obeszło.
-Do cholery jasnej, czy ty bierzesz sobie mnie choć trochę na poważnie!? – krzyknął nade mną tak głośno, że aż podskoczyłam ze strachu. Bałam się. – Czy jeśli do ciebie mówię słuchasz mnie? – Chciałam pokiwać głową, ale nie byłam w stanie. – Otóż, kurwa, nie!
-Harry. J…ja nie wiem o co chodzi – powiedziałam cicho. Byłam w szoku, że w ogóle zdołałam się odezwać.
-Nie wiesz? Już ci, kurwa, wyjaśniam!
Najpierw przestań przeklinać, debilu!
-Co ci mówiłem? Że masz nikomu nie mówić, o czymkolwiek co jest kurwa związane ze mną, a już na pewno nie nasyłać na mnie swojej gównianej przyjaciółeczki! – wrzasnął i przewrócił kolejny mebel. Tym razem było to krzesło. Postanowiłam wstać. Wiedziałam, że coś się wydarzy!
-Nie nazywaj jej tak! – krzyknęłam ignorując ból.
-Nie podnoś na mnie głosu!
-To ty możesz, a ja nie? – Pewniej zbliżyłam się do niego. Wiedziałam, że wygrałam. – Gdzie jest Sue? Harry czemu ja tu jestem?!
-Nie wiesz? Twoja kochana przyjaciółeczka tak się martwiła, że nasłała na mnie jakiś swoich cudownych i jakże zdolnych kolegów. Niestety, coś nie wyszło. – Kiedy na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech do mnie coś dotarło.
Zabił ich.
To cholera wszystko przeze mnie!
-Harry! Gdzie jest Sue?!- Chciałabym usłyszeć, że jest bezpieczna.
-Nie wiem, kochanie. Może w pracy, może na zakupach, albo właśnie cię teraz szuka. – Czyli żyje?
-Co chcesz przez to powiedzieć? Wyjaśnij mi to! – Zaczynałam się denerwować.
Złość. Strach. Ból.
To było to, co teraz czułam. Najgorsze trzy emocje połączone w jedno.
-Rose, bądź cierpliwa! Gdybyś bardziej znała swoich przyjaciół i uważała co komu mówisz, hmmm… nie byłoby cię teraz tutaj.
-Harry. Do jasnej cholery, możesz ze mną rozmawiać normalnie? – Usłyszałam śmiech. Musiałam usiąść.
-Co rozumiesz przez ”normalnie”?
Złość.
-A weź daj ty mi święty spokój! – Postanowiłam się położyć. Stanie i pyskowanie to zbyt wielki wysiłek.
Ból.
-A więc idę. – Ruszył w kierunku drzwi i już miał łapać za klamkę, kiedy się odezwałam. Sama nie wierzyłam, ze wypowiedziałam do niego w tej właśnie koszmarnej sytuacji to słowo.
-Zostań.
Obrócił się i podszedł jak najszybciej do łóżka, na którym obecnie się znajdowałam. Ułożył się koło mnie i delikatnie przybliżył mnie do siebie. Zupełnie nie ogarniałam co się dzieje! To było mega pogmatwane, wręcz pojebane. To zadziwiające, jak szybko zmieniał swoje nastawienie. W jednej chwili kochany chłopak, a w drugiej prawdziwy dupek, a to chyba najładniejszy sposób by określić jego czarną stronę.
Popatrzyłam w jego piękne zielone oczy i zastanawiałam się, jak ktoś taki jak on o wyglądzie anioła mógł zabić tyle ludzi i nie mieć żadnych wyrzutów.
To chore, że leżałam z nim teraz w jednym łóżku.
-Harry? – zaczęłam cicho. Czułam się w pewnym sensie wyjątkowo kiedy tak lustrował moją twarz. Interesowałam go?
W odpowiedzi tylko mruknął.
-Możesz mi powiedzieć co się stało? Ja naprawdę nic nie wiem. Może bym mogła to jakoś wyjaśnić. Zmienić. – Nie wiem czemu tak idiotycznie się zachowuje. Może wydaje mi się, że w ten sposób jakoś do niego dotrę.
-To jak będzie? – Wiem, że ze sobą walczył. Próbował nie wybuchnąć, choć zupełnie nie wiem czemu się hamował. Odwrócił się na plecy i gapił się w sufit. Nie miałam okazji już spojrzeć w jego oczy. Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Wziął głęboki wdech by się uspokoić i zaczął mówić.
-Sue, ta dziwka – poinformował mnie. Już chciałam się odezwać, ale uznałam, że jeśli chce się dowiedzieć więcej, to musze być cierpliwa. – Rose, jesteś pewna, że ją znasz?
-Oczywiście, że… - zatrzymałam się na chwile. A znam? – Nie. Nie tak dobrze, jak powinna przyjaciółka.
-Tak myślałem. Niezłe ziółko z niej. – Do czego to prowadzi? Wolałam się z nim kłócić.
-Interesuje mnie tylko powód mojego przymusowego siedzenia tu i jestem pewna, że to nielegalne. – Popatrzył ma mnie jakby urażony.
-Twoja przyjaciółeczka jest cwana i zorganizowana. Zwołała paru mięśniaków. Była strzelanina. Czterech zabitych, a jeden w szpitalu. Kochanie, mogłaś wprowadzić nas wszystkich w wielkie kłopoty – powiedział mi prosto w oczy. Zadziwiało mnie to jak bez żadnego współczucia mówił o tych zbrodniach. Czterech zabitych, jeden w szpitalu. To takie normalne!
-I mówisz to tak zwyczajnie? To nie jest dla ciebie straszne? – znowu się roześmiał. Bawiło go to. To naprawdę chore! Próbowałam udawać, że nie jestem nawet w małym stopniu przerażona.
-Kochanie, to moja codzienność. – No tak. Przecież to Harry Styles. Morderca którego powinnam się panicznie bać. Tak, że aż bym srała w gacie. Czemu tego nie robię!?
-A Sue? Co z Sue? Jak w ogóle wiesz, że to ona ich nasłała? Była tam? – O mój Boże!
-Nie, ale jeden przed śmiercią przydał się do czegoś. – Delikatnie uniosłam się na dłoniach, uważając przy tym na moją głowę. – Zawsze zadziwiła mnie nielojalność ludzi… to naprawdę przykre, ale często przydatne.
-Czy... – zaczęłam próbując zadać najważniejsze pytanie.
-Nie! Dość tych pytań. Za dużo wiesz. – Cholera!
-Ale…
-Nie.
-Harry…
-Rose… - Przewrócił oczami i wstał z łóżka.
-Ostatnie pyt…
-Nie! – wrzasnął podirytowany. Muszę je zadać!
-Czy ona jest bezpieczna!? – Odwrócił się z powrotem w moja stronę i jakby zachichotał?
-Tak, ale już nie długo. – Rzucił i wyszedł. Tak po prostu. Jęknęłam i rzuciłam się do drzwi. Niestety były już zamknięte.
-Harry! - krzyknęłam najgłośniej jak tylko umiałam. To jakiś koszmar.
Strach.
Wróciłam się do wielkiego oraz nawet wygodnego łóżka i powoli się położyłam.
Zastanawiałam się, ile już tu byłam. Czy może dwie godziny czy raczej dwa dni? Możliwe, że nafaszerował mnie jakimś prochami czy coś koło tego i spałam przez kilka dni. Byłam pewna dwóch rzeczy.
Pierwsza to taka, że obecnie była noc, a druga to taka, że na 100% Dave już mnie szuka.
Wiedziałam, że będą z tego same kłopoty. Mogłabym obwiniać za to Sue, ale gdybym nic jej nie powiedziała i lepiej kłamała, nic by takiego nie miało miejsca…
Zmierzył mnie wzrokiem i na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Byłam przerażona. W sumie to nie wiedziałam do końca, co powinnam teraz czuć.
Wydawało mi się, że jeśli chociaż spróbuje udawać, że się nie boje i że jestem dzielna, wszystko pójdzie trochę lepiej. Może się myliłam?
Powoli do mnie podszedł i uklęknął obok. Bicie mojego serca bardzo przyspieszyło. Nienawidziłam tego jak on na mnie działał.
Opuszkami swoich palców delikatnie pogładził mój zimny policzek. Ponownie się uśmiechnął i złożył krótki pocałunek na moim czole. Dziwne. Zaskoczyło mnie jego opanowanie, ale wiedziałam, że coś jest nie tak. W końcu mnie porwał!
Po krótkiej chwili już miałam pewność.
Na szczęście wyładował swoją złość na meblu stojącym obok. Nie byłam jego celem, za co byłam wdzięczna. Nie wiem, czy moje ciało byłoby zdolne wytrzymać kolejnej krzywdy z jego strony. Wtedy bez szpitala by się nie obeszło.
-Do cholery jasnej, czy ty bierzesz sobie mnie choć trochę na poważnie!? – krzyknął nade mną tak głośno, że aż podskoczyłam ze strachu. Bałam się. – Czy jeśli do ciebie mówię słuchasz mnie? – Chciałam pokiwać głową, ale nie byłam w stanie. – Otóż, kurwa, nie!
-Harry. J…ja nie wiem o co chodzi – powiedziałam cicho. Byłam w szoku, że w ogóle zdołałam się odezwać.
-Nie wiesz? Już ci, kurwa, wyjaśniam!
Najpierw przestań przeklinać, debilu!
-Co ci mówiłem? Że masz nikomu nie mówić, o czymkolwiek co jest kurwa związane ze mną, a już na pewno nie nasyłać na mnie swojej gównianej przyjaciółeczki! – wrzasnął i przewrócił kolejny mebel. Tym razem było to krzesło. Postanowiłam wstać. Wiedziałam, że coś się wydarzy!
-Nie nazywaj jej tak! – krzyknęłam ignorując ból.
-Nie podnoś na mnie głosu!
-To ty możesz, a ja nie? – Pewniej zbliżyłam się do niego. Wiedziałam, że wygrałam. – Gdzie jest Sue? Harry czemu ja tu jestem?!
-Nie wiesz? Twoja kochana przyjaciółeczka tak się martwiła, że nasłała na mnie jakiś swoich cudownych i jakże zdolnych kolegów. Niestety, coś nie wyszło. – Kiedy na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech do mnie coś dotarło.
Zabił ich.
To cholera wszystko przeze mnie!
-Harry! Gdzie jest Sue?!- Chciałabym usłyszeć, że jest bezpieczna.
-Nie wiem, kochanie. Może w pracy, może na zakupach, albo właśnie cię teraz szuka. – Czyli żyje?
-Co chcesz przez to powiedzieć? Wyjaśnij mi to! – Zaczynałam się denerwować.
Złość. Strach. Ból.
To było to, co teraz czułam. Najgorsze trzy emocje połączone w jedno.
-Rose, bądź cierpliwa! Gdybyś bardziej znała swoich przyjaciół i uważała co komu mówisz, hmmm… nie byłoby cię teraz tutaj.
-Harry. Do jasnej cholery, możesz ze mną rozmawiać normalnie? – Usłyszałam śmiech. Musiałam usiąść.
-Co rozumiesz przez ”normalnie”?
Złość.
-A weź daj ty mi święty spokój! – Postanowiłam się położyć. Stanie i pyskowanie to zbyt wielki wysiłek.
Ból.
-A więc idę. – Ruszył w kierunku drzwi i już miał łapać za klamkę, kiedy się odezwałam. Sama nie wierzyłam, ze wypowiedziałam do niego w tej właśnie koszmarnej sytuacji to słowo.
-Zostań.
Obrócił się i podszedł jak najszybciej do łóżka, na którym obecnie się znajdowałam. Ułożył się koło mnie i delikatnie przybliżył mnie do siebie. Zupełnie nie ogarniałam co się dzieje! To było mega pogmatwane, wręcz pojebane. To zadziwiające, jak szybko zmieniał swoje nastawienie. W jednej chwili kochany chłopak, a w drugiej prawdziwy dupek, a to chyba najładniejszy sposób by określić jego czarną stronę.
Popatrzyłam w jego piękne zielone oczy i zastanawiałam się, jak ktoś taki jak on o wyglądzie anioła mógł zabić tyle ludzi i nie mieć żadnych wyrzutów.
To chore, że leżałam z nim teraz w jednym łóżku.
-Harry? – zaczęłam cicho. Czułam się w pewnym sensie wyjątkowo kiedy tak lustrował moją twarz. Interesowałam go?
W odpowiedzi tylko mruknął.
-Możesz mi powiedzieć co się stało? Ja naprawdę nic nie wiem. Może bym mogła to jakoś wyjaśnić. Zmienić. – Nie wiem czemu tak idiotycznie się zachowuje. Może wydaje mi się, że w ten sposób jakoś do niego dotrę.
-To jak będzie? – Wiem, że ze sobą walczył. Próbował nie wybuchnąć, choć zupełnie nie wiem czemu się hamował. Odwrócił się na plecy i gapił się w sufit. Nie miałam okazji już spojrzeć w jego oczy. Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Wziął głęboki wdech by się uspokoić i zaczął mówić.
-Sue, ta dziwka – poinformował mnie. Już chciałam się odezwać, ale uznałam, że jeśli chce się dowiedzieć więcej, to musze być cierpliwa. – Rose, jesteś pewna, że ją znasz?
-Oczywiście, że… - zatrzymałam się na chwile. A znam? – Nie. Nie tak dobrze, jak powinna przyjaciółka.
-Tak myślałem. Niezłe ziółko z niej. – Do czego to prowadzi? Wolałam się z nim kłócić.
-Interesuje mnie tylko powód mojego przymusowego siedzenia tu i jestem pewna, że to nielegalne. – Popatrzył ma mnie jakby urażony.
-Twoja przyjaciółeczka jest cwana i zorganizowana. Zwołała paru mięśniaków. Była strzelanina. Czterech zabitych, a jeden w szpitalu. Kochanie, mogłaś wprowadzić nas wszystkich w wielkie kłopoty – powiedział mi prosto w oczy. Zadziwiało mnie to jak bez żadnego współczucia mówił o tych zbrodniach. Czterech zabitych, jeden w szpitalu. To takie normalne!
-I mówisz to tak zwyczajnie? To nie jest dla ciebie straszne? – znowu się roześmiał. Bawiło go to. To naprawdę chore! Próbowałam udawać, że nie jestem nawet w małym stopniu przerażona.
-Kochanie, to moja codzienność. – No tak. Przecież to Harry Styles. Morderca którego powinnam się panicznie bać. Tak, że aż bym srała w gacie. Czemu tego nie robię!?
-A Sue? Co z Sue? Jak w ogóle wiesz, że to ona ich nasłała? Była tam? – O mój Boże!
-Nie, ale jeden przed śmiercią przydał się do czegoś. – Delikatnie uniosłam się na dłoniach, uważając przy tym na moją głowę. – Zawsze zadziwiła mnie nielojalność ludzi… to naprawdę przykre, ale często przydatne.
-Czy... – zaczęłam próbując zadać najważniejsze pytanie.
-Nie! Dość tych pytań. Za dużo wiesz. – Cholera!
-Ale…
-Nie.
-Harry…
-Rose… - Przewrócił oczami i wstał z łóżka.
-Ostatnie pyt…
-Nie! – wrzasnął podirytowany. Muszę je zadać!
-Czy ona jest bezpieczna!? – Odwrócił się z powrotem w moja stronę i jakby zachichotał?
-Tak, ale już nie długo. – Rzucił i wyszedł. Tak po prostu. Jęknęłam i rzuciłam się do drzwi. Niestety były już zamknięte.
-Harry! - krzyknęłam najgłośniej jak tylko umiałam. To jakiś koszmar.
Strach.
Wróciłam się do wielkiego oraz nawet wygodnego łóżka i powoli się położyłam.
Zastanawiałam się, ile już tu byłam. Czy może dwie godziny czy raczej dwa dni? Możliwe, że nafaszerował mnie jakimś prochami czy coś koło tego i spałam przez kilka dni. Byłam pewna dwóch rzeczy.
Pierwsza to taka, że obecnie była noc, a druga to taka, że na 100% Dave już mnie szuka.
Wiedziałam, że będą z tego same kłopoty. Mogłabym obwiniać za to Sue, ale gdybym nic jej nie powiedziała i lepiej kłamała, nic by takiego nie miało miejsca…
***
Obudziły
mnie promienie słońca, które przebijały się przez małe okno w pokoju. Nawet nie
wiem kiedy przedtem zapadłam w sen. Kiedy już powoli dochodziło do mnie to, w
jakiej jestem sytuacji, natychmiast się podniosłam.
Ból głowy nie był już tak intensywny jak przedtem. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam, że na biurku leży taca z jedzeniem. Podniosłam się i podeszłam do dość dużego drewnianego mebla. Zauważyłam dwa tosty i mój ulubiony - sok pomarańczowy. Uśmiechnęłam się i zabrałam ze sobą na łóżko tacę. Byłam niesamowicie głodna, więc od razu wzięłam się za jedzenie.
Zjadałam oraz wypiłam wszystko. Wkrótce po tym wstałam i podeszłam do okna. Znajdowałam się w jakimś bloku. To nie był dom Harry’ego. Zaczęłam trochę panikować, ponieważ doszło do mnie, że w sumie jestem jego więźniem, co jest zupełnie nienormalne.
Wystraszyłam się, kiedy usłyszałam tupot stóp, a zaraz po tym przekręcany zamek w drzwiach. Drewniana powłoka się otworzyła, a w drzwiach stanął Harry.
Ubrany był w to samo co wczoraj, ale dodatkowo miał na sobie granatową bluzę. Z jego twarzy było trudno cokolwiek wyczytać. Dużo emocji, które były dla mnie zagadką. Nie znałam go jeszcze na tyle dobrze, żeby wyciągać z tego jakieś wnioski. Szczerze, to wątpię czy kiedykolwiek go poznam.
Zamknął za sobą drzwi i wszedł w głąb pokoju.
-Jak się spało, królewno? – zapytał wesoło. Był w dobrym humorze, chyba że to jakaś zmyłka.
-Nawet- odpowiedziałam sucho.
-Ojojoj, ktoś tu wstał lewą nogą – zaśmiał się krótko i usiadł na łóżku.
-Jak długo tu jestem? – Postanowiłam, że póki dam radę będę udawać obojętną na te wszystkie jego zdolności uwodzenia.
-Tydzień. – SŁUCHAM? Nie, to niemożliwe. Wiedziałam, że dał mi jakieś prochy! Loczek gardłowo się zaśmiał. – Żartuje. W sumie to coś około 14 godzin. Gdybyś widziała swoją minę…
-Ha ha ha, bardzo śmieszne. – Denerwował mnie.
-Chodź. Zaprowadzę cie do łazienki. Przygotowałem kilka potrzebnych rzeczy dla ciebie. – Oh jak miło z twojej strony!
Hazz wyszedł z pokoju, a ja podążyłam za nim. Przeszliśmy przez mały, zagracony korytarzyk i weszliśmy do trochę większej łazienki naprzeciwko kolejnych drzwi.
-Tu masz ubrania. Mogą być trochę za duże, ale myślę, ze dasz radę. Ręcznik i nowa szczoteczka leżą na koszu na pranie – wyjaśnił. Powinnam być mu wdzięczna? – Jak będziesz potrzebować pomocy to wołaj królewno – dodał zaczepnie i puścił mi oczko.
Rose, dasz rade.
Łazienka była dosyć przestronna. Zarówno podłoga, jak i ściana, była wyłożona brązowo-kremowymi kafelkami.
Przekręciłam klucz w drzwiach na wypadek, gdyby Harry’emu cos odbiło i zaczęłam się rozbierać. Odkręciłam wodę w wannie i zostawiłam na chwilę, by się napełniła przynajmniej do połowy. Wlałam jeszcze jakąś 1/3 butelki płynu do kąpieli. Myślę, że gospodarz się nie obrazi za wykorzystanie, ale potrzebuje chwili relaksu.
Po około 5 minutach weszłam do wanny. Potrzebowałam zmienić sobie opatrunek i na szczęście zobaczyłam, że koło ręcznika leży również bandaż. Byłam zdziwiona tym, że Harry o wszystko zadbał. To było naprawdę dziwne i zbyt… idealne?
Nie bardzo wiedziałam, czy mogę zamoczyć swoją głowę, więc postanowiłam tego nie robić.
Posiedziałam z 20 minut w wannie i po umyciu się wyszłam z niej. Owinęłam się mięciutkim ręcznikiem i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów.
Kiedy ogarnęłam się z zębami i bandażem zaczęłam się ubierać.
Koszulka była męska więc wydaje mi się, że jego. Bielizna była nowiusieńka za co w duchu serdecznie dziękowałam. Ze spodni, które mi dał postanowiłam zrezygnować, ponieważ były o wiele za duże, więc ubrałam swoje z wczoraj.
Gotowa otworzyłam drzwi i ruszyłam w stronę pokoju, w którym mnie ”przetrzymywano”. Nie chciałam wybierać się na zwiedzanie mieszkania, czy co to tam jest, ponieważ nie wiedziałam kogo mogę napotkać. Wolałam chyba nie wiedzieć, gdzie dokładnie jestem.
Usiadłam na łóżku i szczerze to nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Nie wiedziałam też tego gdzie podziewał się Loczek, zostało mi tylko czekać.
W sumie to nie trwało to tak długo jak myślałam. Musiał usłyszeć, że wychodzę z łazienki. Kiedy pojawił się w drzwiach, kompletnie zamarłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
To też było dziwne.
Kiedy był w pobliżu, reagowałam na niego różnie. Raz czułam strach, raz pożądanie, raz nienawiść, a czasami tak jak właśnie teraz – zachowywałam się jakbym na moment straciła możliwość oddychania.
Jeszcze wtedy zupełnie nie wiedziałam, co było tego powodem…
-Co tam, królewno?- rzucił chcąc zacząć rozmowę. Bardzo zastanawiało mnie jego zachowanie, a kiedy w końcu odzyskałam mowę, udzieliłam mu odpowiedzi.
-A co według ciebie ma być? Zostałam porwana i jestem tutaj bo mnie do tego zmuszasz – odpowiedziałam dokładnie uważając by utrzymać swój suchy ton.
-Porwałem cię, ale nie trzymam przymusowo. Gdybyś chciała wyszłabyś z tego mieszkania już dawno, ale ty nie podjęłaś żadnej próby ucieczki. – To fakt, ale… w sumie to nie wiem czemu nie próbowałam. Może po prostu wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie?
-To nic nie znaczy – odpowiedziałam z lekkim zdenerwowaniem, na co chłopak zadziornie się uśmiechnął. Wiedział, że wygrał.
-Wmawiaj sobie, królewno. – Wyraźnie bawiło go to wszystko. W pewnym sensie cieszyłam się, że ma dobry humor. Lubiłam takiego Hazzę.
-Możesz mi powiedzieć kiedy będę mogła znaleźć się już w domu? – Chłopak zrobił udawaną smutna minę.
-Chcesz już wracać? A ja myślałem, że przed tym będzie jakiś seks czy coś takiego. – Co za bezczelny typ! Momentalnie zrobiło mi się słabo, ale gdy usłyszałam dźwięk jego cudownego śmiechu wiedziałam, że żartował, ale w pewnym sensie liczył na to. – Spokojnie, Rose. Nie zrobiłbym ci nic z tym związanego jeśli byś mnie o to nie poprosiła. – Szczerze to już nie wiedziałam co się po nim spodziewać. No w końcu nikt nigdy nie był dla mnie tak chamski, nikt mnie nigdy nie uderzył, ani nikt nigdy mnie kurwa nie porwał!
-Tia. To mogę już wracać? – zapytałam. Coraz bardziej się niecierpliwiłam.
-Pod jednym warunkiem.
-Jakim? – Harry uśmiechnął się cwaniacko, a ja już wiedziałam, że czas zacząć się bać.
-Pójdziesz ze mną na koktajl. – Co?
-Koktajl? – Szkoda, że przede mną nie było lustra. Z chęcią zobaczyłabym teraz swoją minę. On chce ze mną iść na koktajl? Po tym co się stało chce iść na jakiś głupi napój? On serio jest nienormalny.
-Koktajl – potwierdził. – Chyba, że nie lubisz, to może lody.
-Nie, nie. Koktajl jest spoko. – Przez tego faceta ja naprawdę wariuje!
-To super. Jesteś gotowa by już wyjść? – pokiwałam delikatnie głową. – To super! – krzyknął zadowolony i wyszedł z pokoju. Ja – dalej w ciężkim szoku, podążyłam za nim aż do małego salonu. Nikogo oprócz nas w domu chyba nie było. Harry podał mi moją bluzę, którą razem z butami ubrałam.
Po chwili wychodziliśmy już z domu.
Ból głowy nie był już tak intensywny jak przedtem. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam, że na biurku leży taca z jedzeniem. Podniosłam się i podeszłam do dość dużego drewnianego mebla. Zauważyłam dwa tosty i mój ulubiony - sok pomarańczowy. Uśmiechnęłam się i zabrałam ze sobą na łóżko tacę. Byłam niesamowicie głodna, więc od razu wzięłam się za jedzenie.
Zjadałam oraz wypiłam wszystko. Wkrótce po tym wstałam i podeszłam do okna. Znajdowałam się w jakimś bloku. To nie był dom Harry’ego. Zaczęłam trochę panikować, ponieważ doszło do mnie, że w sumie jestem jego więźniem, co jest zupełnie nienormalne.
Wystraszyłam się, kiedy usłyszałam tupot stóp, a zaraz po tym przekręcany zamek w drzwiach. Drewniana powłoka się otworzyła, a w drzwiach stanął Harry.
Ubrany był w to samo co wczoraj, ale dodatkowo miał na sobie granatową bluzę. Z jego twarzy było trudno cokolwiek wyczytać. Dużo emocji, które były dla mnie zagadką. Nie znałam go jeszcze na tyle dobrze, żeby wyciągać z tego jakieś wnioski. Szczerze, to wątpię czy kiedykolwiek go poznam.
Zamknął za sobą drzwi i wszedł w głąb pokoju.
-Jak się spało, królewno? – zapytał wesoło. Był w dobrym humorze, chyba że to jakaś zmyłka.
-Nawet- odpowiedziałam sucho.
-Ojojoj, ktoś tu wstał lewą nogą – zaśmiał się krótko i usiadł na łóżku.
-Jak długo tu jestem? – Postanowiłam, że póki dam radę będę udawać obojętną na te wszystkie jego zdolności uwodzenia.
-Tydzień. – SŁUCHAM? Nie, to niemożliwe. Wiedziałam, że dał mi jakieś prochy! Loczek gardłowo się zaśmiał. – Żartuje. W sumie to coś około 14 godzin. Gdybyś widziała swoją minę…
-Ha ha ha, bardzo śmieszne. – Denerwował mnie.
-Chodź. Zaprowadzę cie do łazienki. Przygotowałem kilka potrzebnych rzeczy dla ciebie. – Oh jak miło z twojej strony!
Hazz wyszedł z pokoju, a ja podążyłam za nim. Przeszliśmy przez mały, zagracony korytarzyk i weszliśmy do trochę większej łazienki naprzeciwko kolejnych drzwi.
-Tu masz ubrania. Mogą być trochę za duże, ale myślę, ze dasz radę. Ręcznik i nowa szczoteczka leżą na koszu na pranie – wyjaśnił. Powinnam być mu wdzięczna? – Jak będziesz potrzebować pomocy to wołaj królewno – dodał zaczepnie i puścił mi oczko.
Rose, dasz rade.
Łazienka była dosyć przestronna. Zarówno podłoga, jak i ściana, była wyłożona brązowo-kremowymi kafelkami.
Przekręciłam klucz w drzwiach na wypadek, gdyby Harry’emu cos odbiło i zaczęłam się rozbierać. Odkręciłam wodę w wannie i zostawiłam na chwilę, by się napełniła przynajmniej do połowy. Wlałam jeszcze jakąś 1/3 butelki płynu do kąpieli. Myślę, że gospodarz się nie obrazi za wykorzystanie, ale potrzebuje chwili relaksu.
Po około 5 minutach weszłam do wanny. Potrzebowałam zmienić sobie opatrunek i na szczęście zobaczyłam, że koło ręcznika leży również bandaż. Byłam zdziwiona tym, że Harry o wszystko zadbał. To było naprawdę dziwne i zbyt… idealne?
Nie bardzo wiedziałam, czy mogę zamoczyć swoją głowę, więc postanowiłam tego nie robić.
Posiedziałam z 20 minut w wannie i po umyciu się wyszłam z niej. Owinęłam się mięciutkim ręcznikiem i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów.
Kiedy ogarnęłam się z zębami i bandażem zaczęłam się ubierać.
Koszulka była męska więc wydaje mi się, że jego. Bielizna była nowiusieńka za co w duchu serdecznie dziękowałam. Ze spodni, które mi dał postanowiłam zrezygnować, ponieważ były o wiele za duże, więc ubrałam swoje z wczoraj.
Gotowa otworzyłam drzwi i ruszyłam w stronę pokoju, w którym mnie ”przetrzymywano”. Nie chciałam wybierać się na zwiedzanie mieszkania, czy co to tam jest, ponieważ nie wiedziałam kogo mogę napotkać. Wolałam chyba nie wiedzieć, gdzie dokładnie jestem.
Usiadłam na łóżku i szczerze to nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Nie wiedziałam też tego gdzie podziewał się Loczek, zostało mi tylko czekać.
W sumie to nie trwało to tak długo jak myślałam. Musiał usłyszeć, że wychodzę z łazienki. Kiedy pojawił się w drzwiach, kompletnie zamarłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
To też było dziwne.
Kiedy był w pobliżu, reagowałam na niego różnie. Raz czułam strach, raz pożądanie, raz nienawiść, a czasami tak jak właśnie teraz – zachowywałam się jakbym na moment straciła możliwość oddychania.
Jeszcze wtedy zupełnie nie wiedziałam, co było tego powodem…
-Co tam, królewno?- rzucił chcąc zacząć rozmowę. Bardzo zastanawiało mnie jego zachowanie, a kiedy w końcu odzyskałam mowę, udzieliłam mu odpowiedzi.
-A co według ciebie ma być? Zostałam porwana i jestem tutaj bo mnie do tego zmuszasz – odpowiedziałam dokładnie uważając by utrzymać swój suchy ton.
-Porwałem cię, ale nie trzymam przymusowo. Gdybyś chciała wyszłabyś z tego mieszkania już dawno, ale ty nie podjęłaś żadnej próby ucieczki. – To fakt, ale… w sumie to nie wiem czemu nie próbowałam. Może po prostu wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie?
-To nic nie znaczy – odpowiedziałam z lekkim zdenerwowaniem, na co chłopak zadziornie się uśmiechnął. Wiedział, że wygrał.
-Wmawiaj sobie, królewno. – Wyraźnie bawiło go to wszystko. W pewnym sensie cieszyłam się, że ma dobry humor. Lubiłam takiego Hazzę.
-Możesz mi powiedzieć kiedy będę mogła znaleźć się już w domu? – Chłopak zrobił udawaną smutna minę.
-Chcesz już wracać? A ja myślałem, że przed tym będzie jakiś seks czy coś takiego. – Co za bezczelny typ! Momentalnie zrobiło mi się słabo, ale gdy usłyszałam dźwięk jego cudownego śmiechu wiedziałam, że żartował, ale w pewnym sensie liczył na to. – Spokojnie, Rose. Nie zrobiłbym ci nic z tym związanego jeśli byś mnie o to nie poprosiła. – Szczerze to już nie wiedziałam co się po nim spodziewać. No w końcu nikt nigdy nie był dla mnie tak chamski, nikt mnie nigdy nie uderzył, ani nikt nigdy mnie kurwa nie porwał!
-Tia. To mogę już wracać? – zapytałam. Coraz bardziej się niecierpliwiłam.
-Pod jednym warunkiem.
-Jakim? – Harry uśmiechnął się cwaniacko, a ja już wiedziałam, że czas zacząć się bać.
-Pójdziesz ze mną na koktajl. – Co?
-Koktajl? – Szkoda, że przede mną nie było lustra. Z chęcią zobaczyłabym teraz swoją minę. On chce ze mną iść na koktajl? Po tym co się stało chce iść na jakiś głupi napój? On serio jest nienormalny.
-Koktajl – potwierdził. – Chyba, że nie lubisz, to może lody.
-Nie, nie. Koktajl jest spoko. – Przez tego faceta ja naprawdę wariuje!
-To super. Jesteś gotowa by już wyjść? – pokiwałam delikatnie głową. – To super! – krzyknął zadowolony i wyszedł z pokoju. Ja – dalej w ciężkim szoku, podążyłam za nim aż do małego salonu. Nikogo oprócz nas w domu chyba nie było. Harry podał mi moją bluzę, którą razem z butami ubrałam.
Po chwili wychodziliśmy już z domu.
***
W
sumie to ja już nic nie wiedziałam! Siedziałam właśnie z mordercą, który mnie
porwał przy stoliku w przytulnej kawiareńce, popijając wielki koktajl i śmiałam
się razem z nim.
Harry właśnie opowiadał mi historie ze swojego dzieciństwa. Tak. Kiedy był mały, często jeździł do swojej babci na wieś i tam razem ze swoim przyjacielem wpadali w różne kłopoty. On chyba od zawsze nie należał do grzecznych chłopców.
Tylko kto by pomyślał, że ten uroczy mały chłopczyk będzie mordercą bez żadnego współczucia…
Wciąż byłam świadoma tego, że Harry tak naprawdę był złym człowiekiem, a jego teraźniejsze zachowanie było tylko chwilowe i w każdej chwili może zmienić się w prawdziwą bombę. Wystarczy jedno niewłaściwe słowo…
-I wtedy popchnąłem go i wpadł do kompostu. Naprawdę to było nie chcący! Spanikowałem – bronił się.- Miałem u babci przechlapane przez tydzień. Przez ten cały czas Ed dostawał moją porcje ciastek. – Zrobił naburmuszoną minę. Zadziwiało mnie to w jaki sposób się zachowywał. Uwielbiałam takiego Harry’ego.
Chciałam mu zadać tyle pytań, ale wiedziałam, że to nie odpowiedni moment, ponieważ mogłoby to zepsuć ten jego wspaniały humor. Nie wybaczyłabym sobie gdybym coś takiego zniszczyła. Jest to zbyt rzadko spotykane.
Harry oddał mi mój telefon i kiedy sprawdziłam go okazało się, że miałam tylko jedną nieodebraną wiadomość. Była od Dave’a. Napisał w niej że zostaje w pracy na noc i bardzo mnie za to przeprasza, ponieważ nie mógł się mną zająć.
Super się złożyło! Nie musiałam wymyślać jakiś durnych kłamstw, przez co momentalnie zrobiło mi się lepiej na duszy.
Rozmawiałam z Harrym jeszcze dobrą godzinę, kiedy zdecydowałam w końcu, żeby odwiózł mnie do domu.
Zajęło nam to jakieś 20 minut. Nawet w ciągu jazdy ciągle wybuchaliśmy śmiechem.
Zupełnie nie rozumiałam, czemu Harry mnie porwał.
Zamknął mnie w jakimś mieszkaniu na niecały dzień tylko po to by trochę na mnie pokrzyczeć i się ze mną powygłupiać? Coś mi tu nie pasuje i planuje dowiedzieć się co. Zrobię to, ale kiedy indziej.
Gdy zatrzymaliśmy się pod wieżowcem, w którym mieszkam, nie wytrzymałam i zadałam pytanie na które tak samo jak chciałam znać odpowiedz tak bardzo się jej bałam.
-Harry? – zaczęłam. Chłopak spojrzał na mnie uśmiechnięty, ale gdy dostrzegł, że zmieniłam swoje nastawienie na całkiem poważne, uśmiech znikł z jego twarzy. – kto…kto mnie wtedy wsadził do tego auta? – wstrzymałam oddech, gdy czekałam na odpowiedź. W sumie wiedziałam, ale chciałam mieć pewność.
-Ian. – Tyle wystarczyło, bym lekko się podłamała. Dlaczego to zrobił? Był taki sam jak on? To jego wina? Kazał mu? Może zrobił mu krzywdę? Zamydlił mi oczy? I jeszcze z 50 takich pytań, które pojawiły się w mojej głowie gdy usłyszałam do imię. Moje obawy się potwierdziły. Szkoda tylko, ze jakoś nie mogłam się z tym pogodzić. Naprawdę chłopaka lubiłam.
Odpuściłam sobie to by nie zadać więcej pytań, dlatego pożegnałam się z Harry'm i zamknęłam drzwi auta. On jeszcze dodatkowo mi pomachał, a ja w szoku weszłam do czystego i zadbanego budynku. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i otworzyłam mieszkanie. Dave'a jeszcze nie było. Nie dzwonił, wiec raczej mnie nie szukał. Szybko poszłam się przebrać, by nie zobaczył męskiej koszuli, którą mam na sobie. Wybrałam pierwsze lepsze i wygodne rzeczy, które szybko ubrałam. Kiedy szłam do kuchni w celu zrobienia jakiegoś lekkiego posiłku, do domu niespodziewanie wpadł Dave. Był zdyszany i lekko wystraszony.
- Jedziemy do szpitala. Kyle jest w ciężkim stanie...
Momentalnie zrobiło mi się słabo i wtedy przypomniały mi się jego słowa.
Była strzelanina. Czterech zabitych, a jeden w szpitalu.
_________________________________________________________
Hej kochani! Naprawdę nie wiecie jak bardzo źle czuje się z tym, że tak dawno nic tu nie dodałam. Obiecuje, że jakoś wam to wynagrodzę i mam nadzieję, że trochę was tutaj jeszcze zostało. Kocham was! Z góry dziękuje za każdy komentarz, bo nawet zwykła kropka znaczy dla mnie naprawdę dużo.
Harry właśnie opowiadał mi historie ze swojego dzieciństwa. Tak. Kiedy był mały, często jeździł do swojej babci na wieś i tam razem ze swoim przyjacielem wpadali w różne kłopoty. On chyba od zawsze nie należał do grzecznych chłopców.
Tylko kto by pomyślał, że ten uroczy mały chłopczyk będzie mordercą bez żadnego współczucia…
Wciąż byłam świadoma tego, że Harry tak naprawdę był złym człowiekiem, a jego teraźniejsze zachowanie było tylko chwilowe i w każdej chwili może zmienić się w prawdziwą bombę. Wystarczy jedno niewłaściwe słowo…
-I wtedy popchnąłem go i wpadł do kompostu. Naprawdę to było nie chcący! Spanikowałem – bronił się.- Miałem u babci przechlapane przez tydzień. Przez ten cały czas Ed dostawał moją porcje ciastek. – Zrobił naburmuszoną minę. Zadziwiało mnie to w jaki sposób się zachowywał. Uwielbiałam takiego Harry’ego.
Chciałam mu zadać tyle pytań, ale wiedziałam, że to nie odpowiedni moment, ponieważ mogłoby to zepsuć ten jego wspaniały humor. Nie wybaczyłabym sobie gdybym coś takiego zniszczyła. Jest to zbyt rzadko spotykane.
Harry oddał mi mój telefon i kiedy sprawdziłam go okazało się, że miałam tylko jedną nieodebraną wiadomość. Była od Dave’a. Napisał w niej że zostaje w pracy na noc i bardzo mnie za to przeprasza, ponieważ nie mógł się mną zająć.
Super się złożyło! Nie musiałam wymyślać jakiś durnych kłamstw, przez co momentalnie zrobiło mi się lepiej na duszy.
Rozmawiałam z Harrym jeszcze dobrą godzinę, kiedy zdecydowałam w końcu, żeby odwiózł mnie do domu.
Zajęło nam to jakieś 20 minut. Nawet w ciągu jazdy ciągle wybuchaliśmy śmiechem.
Zupełnie nie rozumiałam, czemu Harry mnie porwał.
Zamknął mnie w jakimś mieszkaniu na niecały dzień tylko po to by trochę na mnie pokrzyczeć i się ze mną powygłupiać? Coś mi tu nie pasuje i planuje dowiedzieć się co. Zrobię to, ale kiedy indziej.
Gdy zatrzymaliśmy się pod wieżowcem, w którym mieszkam, nie wytrzymałam i zadałam pytanie na które tak samo jak chciałam znać odpowiedz tak bardzo się jej bałam.
-Harry? – zaczęłam. Chłopak spojrzał na mnie uśmiechnięty, ale gdy dostrzegł, że zmieniłam swoje nastawienie na całkiem poważne, uśmiech znikł z jego twarzy. – kto…kto mnie wtedy wsadził do tego auta? – wstrzymałam oddech, gdy czekałam na odpowiedź. W sumie wiedziałam, ale chciałam mieć pewność.
-Ian. – Tyle wystarczyło, bym lekko się podłamała. Dlaczego to zrobił? Był taki sam jak on? To jego wina? Kazał mu? Może zrobił mu krzywdę? Zamydlił mi oczy? I jeszcze z 50 takich pytań, które pojawiły się w mojej głowie gdy usłyszałam do imię. Moje obawy się potwierdziły. Szkoda tylko, ze jakoś nie mogłam się z tym pogodzić. Naprawdę chłopaka lubiłam.
Odpuściłam sobie to by nie zadać więcej pytań, dlatego pożegnałam się z Harry'm i zamknęłam drzwi auta. On jeszcze dodatkowo mi pomachał, a ja w szoku weszłam do czystego i zadbanego budynku. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i otworzyłam mieszkanie. Dave'a jeszcze nie było. Nie dzwonił, wiec raczej mnie nie szukał. Szybko poszłam się przebrać, by nie zobaczył męskiej koszuli, którą mam na sobie. Wybrałam pierwsze lepsze i wygodne rzeczy, które szybko ubrałam. Kiedy szłam do kuchni w celu zrobienia jakiegoś lekkiego posiłku, do domu niespodziewanie wpadł Dave. Był zdyszany i lekko wystraszony.
- Jedziemy do szpitala. Kyle jest w ciężkim stanie...
Momentalnie zrobiło mi się słabo i wtedy przypomniały mi się jego słowa.
Była strzelanina. Czterech zabitych, a jeden w szpitalu.
_________________________________________________________
Hej kochani! Naprawdę nie wiecie jak bardzo źle czuje się z tym, że tak dawno nic tu nie dodałam. Obiecuje, że jakoś wam to wynagrodzę i mam nadzieję, że trochę was tutaj jeszcze zostało. Kocham was! Z góry dziękuje za każdy komentarz, bo nawet zwykła kropka znaczy dla mnie naprawdę dużo.