niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 11


Stał przede mną on. W swojej przylegającej do torsu czarnej koszulce i tego samego koloru obcisłych jeansach. Włosy praktycznie jak zawsze były zaczesane do tyłu i wiem, że nie przyłożył do tego zbyt wielu starań, a mimo to wyglądał bardzo pociągająco.
Zmierzył mnie wzrokiem i na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Byłam przerażona. W sumie to nie wiedziałam do końca, co powinnam teraz czuć.
Wydawało mi się, że jeśli chociaż spróbuje udawać, że się nie boje i że jestem dzielna, wszystko pójdzie trochę lepiej. Może się myliłam?
Powoli do mnie podszedł i uklęknął obok. Bicie mojego serca bardzo przyspieszyło. Nienawidziłam tego jak on na mnie działał.
Opuszkami swoich palców delikatnie pogładził mój zimny policzek. Ponownie się uśmiechnął i złożył krótki pocałunek na moim czole. Dziwne. Zaskoczyło mnie jego opanowanie, ale wiedziałam, że coś jest nie tak. W końcu mnie porwał!
Po krótkiej chwili już miałam pewność.
Na szczęście wyładował swoją złość na meblu stojącym obok.  Nie byłam jego celem, za co byłam wdzięczna. Nie wiem, czy moje ciało byłoby zdolne wytrzymać kolejnej krzywdy z jego strony. Wtedy bez szpitala by się nie obeszło.
-Do cholery jasnej, czy ty bierzesz sobie mnie choć trochę na poważnie!? – krzyknął nade mną tak głośno, że aż podskoczyłam ze strachu. Bałam się. – Czy jeśli do ciebie mówię słuchasz mnie? – Chciałam pokiwać głową, ale nie byłam w stanie. – Otóż, kurwa, nie!
-Harry. J…ja nie wiem o co chodzi – powiedziałam cicho. Byłam w szoku, że w ogóle zdołałam się odezwać.
-Nie wiesz? Już ci, kurwa, wyjaśniam!
Najpierw przestań przeklinać, debilu!
-Co ci mówiłem? Że masz nikomu nie mówić, o czymkolwiek co jest kurwa związane ze mną, a już na pewno nie nasyłać na mnie swojej gównianej przyjaciółeczki! – wrzasnął i przewrócił kolejny mebel. Tym razem było to krzesło. Postanowiłam wstać. Wiedziałam, że coś się wydarzy!
-Nie nazywaj jej tak! – krzyknęłam ignorując ból.
-Nie podnoś na mnie głosu!
-To ty możesz, a ja nie? – Pewniej zbliżyłam się do niego. Wiedziałam, że wygrałam. – Gdzie jest Sue? Harry czemu ja tu jestem?!
-Nie wiesz? Twoja kochana przyjaciółeczka tak się martwiła, że nasłała na mnie jakiś swoich cudownych i jakże zdolnych kolegów. Niestety, coś nie wyszło. – Kiedy na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech do mnie coś dotarło.
Zabił ich.
To cholera wszystko przeze mnie!
-Harry! Gdzie jest Sue?!- Chciałabym usłyszeć, że jest bezpieczna. 
-Nie wiem, kochanie. Może w pracy, może na zakupach, albo właśnie cię teraz szuka. – Czyli żyje?
-Co chcesz przez to powiedzieć? Wyjaśnij mi to! – Zaczynałam się denerwować.
Złość. Strach. Ból.
To było to, co teraz czułam. Najgorsze trzy emocje połączone w jedno.
-Rose, bądź cierpliwa! Gdybyś bardziej znała swoich przyjaciół i uważała co komu mówisz, hmmm… nie byłoby cię teraz tutaj.
-Harry. Do jasnej cholery, możesz ze mną rozmawiać normalnie? – Usłyszałam śmiech. Musiałam usiąść.
-Co rozumiesz przez ”normalnie”?
Złość.
-A weź daj ty mi święty spokój! – Postanowiłam się położyć. Stanie i pyskowanie to zbyt wielki wysiłek.
Ból.
-A więc idę. – Ruszył w kierunku drzwi i już miał łapać za klamkę, kiedy się odezwałam. Sama nie wierzyłam, ze wypowiedziałam do niego w tej właśnie koszmarnej sytuacji to słowo.
-Zostań.
Obrócił się i podszedł jak najszybciej do łóżka, na którym obecnie się znajdowałam. Ułożył się koło mnie i delikatnie przybliżył mnie do siebie. Zupełnie nie ogarniałam co się dzieje!  To było mega pogmatwane, wręcz pojebane. To zadziwiające, jak szybko zmieniał swoje nastawienie. W jednej chwili kochany chłopak, a w drugiej prawdziwy dupek, a to chyba najładniejszy sposób by określić jego czarną stronę.
Popatrzyłam w jego piękne zielone oczy i zastanawiałam się, jak ktoś taki jak on o wyglądzie anioła mógł zabić tyle ludzi i nie mieć żadnych wyrzutów.
To chore, że leżałam z nim teraz w jednym łóżku.
-Harry? – zaczęłam cicho. Czułam się w pewnym sensie wyjątkowo kiedy tak lustrował moją twarz. Interesowałam go?
W odpowiedzi tylko mruknął.
-Możesz mi powiedzieć co się stało? Ja naprawdę nic nie wiem. Może bym mogła to jakoś wyjaśnić. Zmienić. – Nie wiem czemu tak idiotycznie się zachowuje. Może wydaje mi się, że w ten sposób jakoś do niego dotrę.
-To jak będzie? – Wiem, że ze sobą walczył. Próbował nie wybuchnąć, choć zupełnie nie wiem czemu się hamował. Odwrócił się na plecy i gapił się w sufit. Nie miałam okazji już spojrzeć w jego oczy. Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Wziął głęboki wdech by się uspokoić i zaczął mówić.
-Sue, ta dziwka – poinformował mnie. Już chciałam się odezwać, ale uznałam, że jeśli chce się dowiedzieć więcej, to musze być cierpliwa. – Rose, jesteś pewna, że ją znasz?
-Oczywiście, że… - zatrzymałam się na chwile. A znam? – Nie. Nie tak dobrze, jak powinna przyjaciółka.
-Tak myślałem. Niezłe ziółko z niej. – Do czego to prowadzi? Wolałam się z nim kłócić.
-Interesuje mnie tylko powód mojego przymusowego siedzenia tu i jestem pewna, że to nielegalne. – Popatrzył ma mnie jakby urażony.
-Twoja przyjaciółeczka jest cwana i zorganizowana. Zwołała paru mięśniaków. Była strzelanina. Czterech zabitych, a jeden w szpitalu. Kochanie, mogłaś wprowadzić nas wszystkich w wielkie kłopoty – powiedział mi prosto w oczy. Zadziwiało mnie to jak bez żadnego współczucia mówił o tych zbrodniach. Czterech zabitych, jeden w szpitalu. To takie normalne!
-I mówisz to tak zwyczajnie? To nie jest dla ciebie straszne? – znowu się roześmiał. Bawiło go to. To naprawdę chore! Próbowałam udawać, że nie jestem nawet w małym stopniu przerażona.
-Kochanie, to moja codzienność. – No tak. Przecież to Harry Styles. Morderca którego powinnam się panicznie bać. Tak, że aż bym srała w gacie. Czemu tego nie robię!?
-A Sue? Co z Sue? Jak w ogóle wiesz, że to ona ich nasłała? Była tam? – O mój Boże!
-Nie, ale jeden przed śmiercią przydał się do czegoś. – Delikatnie uniosłam się na dłoniach, uważając przy tym na moją głowę. – Zawsze zadziwiła mnie nielojalność ludzi… to naprawdę przykre, ale często przydatne.
-Czy... – zaczęłam próbując zadać najważniejsze pytanie.
-Nie! Dość tych pytań. Za dużo wiesz. – Cholera!
-Ale…
-Nie.
-Harry…
-Rose… - Przewrócił oczami i wstał z łóżka.
-Ostatnie pyt…
-Nie! – wrzasnął podirytowany. Muszę je zadać!
-Czy ona jest bezpieczna!? – Odwrócił się z powrotem w moja stronę i jakby zachichotał?
-Tak, ale już nie długo. – Rzucił i wyszedł. Tak po prostu. Jęknęłam i rzuciłam się do drzwi. Niestety były już zamknięte.
-Harry! - krzyknęłam najgłośniej jak tylko umiałam. To jakiś koszmar.
Strach.
Wróciłam się do wielkiego oraz nawet wygodnego łóżka i powoli się położyłam.
Zastanawiałam się, ile już tu byłam. Czy może dwie godziny czy raczej dwa dni? Możliwe, że nafaszerował mnie jakimś prochami czy coś koło tego i spałam przez kilka dni.  Byłam pewna dwóch rzeczy.
Pierwsza to taka, że obecnie była noc, a druga to taka, że na 100% Dave już mnie szuka.
Wiedziałam, że będą z tego same kłopoty. Mogłabym obwiniać za to Sue, ale gdybym nic jej nie powiedziała i lepiej kłamała, nic by takiego nie miało miejsca…

***

Obudziły mnie promienie słońca, które przebijały się przez małe okno w pokoju. Nawet nie wiem kiedy przedtem zapadłam w sen. Kiedy już powoli dochodziło do mnie to, w jakiej jestem sytuacji, natychmiast się podniosłam.
Ból głowy nie był już tak intensywny jak przedtem. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam, że na biurku leży taca z jedzeniem. Podniosłam się i podeszłam do dość dużego drewnianego mebla. Zauważyłam dwa tosty i mój ulubiony - sok pomarańczowy. Uśmiechnęłam się i zabrałam ze sobą na łóżko tacę. Byłam niesamowicie głodna, więc od razu wzięłam się za jedzenie.
Zjadałam oraz wypiłam wszystko. Wkrótce po tym wstałam i podeszłam do okna. Znajdowałam się w jakimś bloku. To nie był dom Harry’ego. Zaczęłam trochę panikować, ponieważ doszło do mnie, że w sumie jestem jego więźniem, co jest zupełnie nienormalne.
Wystraszyłam się, kiedy usłyszałam tupot stóp, a zaraz po tym przekręcany zamek w drzwiach. Drewniana powłoka się otworzyła, a w drzwiach stanął Harry.
Ubrany był w to samo co wczoraj, ale dodatkowo miał na sobie granatową bluzę. Z jego twarzy było trudno cokolwiek wyczytać. Dużo emocji, które były dla mnie zagadką. Nie znałam go jeszcze na tyle dobrze, żeby wyciągać z tego jakieś wnioski. Szczerze, to wątpię czy kiedykolwiek go poznam.
Zamknął za sobą drzwi i wszedł w głąb pokoju.
-Jak się spało, królewno? – zapytał wesoło. Był w dobrym humorze, chyba że to jakaś zmyłka.
-Nawet- odpowiedziałam sucho.
-Ojojoj, ktoś tu wstał lewą nogą – zaśmiał się krótko i usiadł na łóżku.
-Jak długo tu jestem? – Postanowiłam, że póki dam radę będę udawać obojętną na te wszystkie jego zdolności uwodzenia.
-Tydzień. – SŁUCHAM? Nie, to niemożliwe. Wiedziałam, że dał mi jakieś prochy! Loczek gardłowo się zaśmiał. – Żartuje. W sumie to coś około 14 godzin. Gdybyś widziała swoją minę…
-Ha ha ha, bardzo śmieszne. – Denerwował mnie.
-Chodź. Zaprowadzę cie do łazienki. Przygotowałem kilka potrzebnych rzeczy dla ciebie. – Oh jak miło z twojej strony!
Hazz wyszedł z pokoju, a ja podążyłam za nim. Przeszliśmy przez mały, zagracony korytarzyk i weszliśmy do trochę większej łazienki naprzeciwko kolejnych drzwi.
-Tu masz ubrania. Mogą być trochę za duże, ale myślę, ze dasz radę. Ręcznik i nowa szczoteczka leżą na koszu na pranie – wyjaśnił. Powinnam być mu wdzięczna? – Jak będziesz potrzebować pomocy to wołaj królewno – dodał zaczepnie i puścił mi oczko.
Rose, dasz rade.
Łazienka była dosyć przestronna. Zarówno podłoga, jak i ściana, była wyłożona brązowo-kremowymi kafelkami.
Przekręciłam klucz w drzwiach na wypadek, gdyby Harry’emu cos odbiło i zaczęłam się rozbierać. Odkręciłam wodę w wannie i zostawiłam na chwilę, by się napełniła przynajmniej do połowy. Wlałam jeszcze jakąś 1/3 butelki płynu do kąpieli. Myślę, że gospodarz się nie obrazi za wykorzystanie, ale potrzebuje chwili relaksu.
Po około 5 minutach weszłam do wanny. Potrzebowałam zmienić sobie opatrunek i na szczęście zobaczyłam, że koło ręcznika leży również bandaż. Byłam zdziwiona tym, że Harry o wszystko zadbał. To było naprawdę dziwne i zbyt… idealne?
Nie bardzo wiedziałam, czy mogę zamoczyć swoją głowę, więc postanowiłam tego nie robić.
Posiedziałam z 20 minut w wannie i po umyciu się wyszłam z niej. Owinęłam się mięciutkim ręcznikiem i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów.
Kiedy ogarnęłam się z zębami i bandażem zaczęłam się ubierać.
Koszulka była męska więc wydaje mi się, że jego. Bielizna była nowiusieńka za co w duchu serdecznie dziękowałam. Ze spodni, które mi dał postanowiłam zrezygnować, ponieważ były o wiele za duże, więc ubrałam swoje z wczoraj.
Gotowa otworzyłam drzwi i ruszyłam w stronę pokoju, w którym mnie ”przetrzymywano”. Nie chciałam wybierać się na zwiedzanie mieszkania, czy co to tam jest, ponieważ nie wiedziałam kogo mogę napotkać. Wolałam chyba nie wiedzieć, gdzie dokładnie jestem.
Usiadłam na łóżku i szczerze to nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Nie wiedziałam też tego gdzie podziewał się Loczek, zostało mi tylko czekać.
W sumie to nie trwało to tak długo jak myślałam. Musiał usłyszeć, że wychodzę z łazienki. Kiedy pojawił się w drzwiach, kompletnie zamarłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
To też było dziwne.
Kiedy był w pobliżu, reagowałam na niego różnie. Raz czułam strach, raz pożądanie, raz nienawiść, a czasami tak jak właśnie teraz – zachowywałam się jakbym na moment straciła możliwość oddychania.
Jeszcze wtedy zupełnie nie wiedziałam, co było tego powodem…
-Co tam, królewno?- rzucił chcąc zacząć rozmowę. Bardzo zastanawiało mnie jego zachowanie, a kiedy w końcu odzyskałam mowę, udzieliłam mu odpowiedzi.
-A co według ciebie ma być? Zostałam porwana i jestem tutaj bo mnie do tego zmuszasz – odpowiedziałam dokładnie uważając by utrzymać swój suchy ton.
-Porwałem cię, ale nie trzymam przymusowo. Gdybyś chciała wyszłabyś z tego mieszkania już dawno, ale ty nie podjęłaś żadnej próby ucieczki. – To fakt, ale… w sumie to nie wiem czemu nie próbowałam. Może po prostu wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie?
-To nic nie znaczy – odpowiedziałam z lekkim zdenerwowaniem, na co chłopak zadziornie się uśmiechnął. Wiedział, że wygrał.
-Wmawiaj sobie, królewno. – Wyraźnie bawiło go to wszystko. W pewnym sensie cieszyłam się, że ma dobry humor. Lubiłam takiego Hazzę.
-Możesz mi powiedzieć kiedy będę mogła znaleźć się już w domu? – Chłopak zrobił udawaną smutna minę.
-Chcesz już wracać? A ja myślałem, że przed tym będzie jakiś seks czy coś takiego. – Co za bezczelny typ! Momentalnie zrobiło mi się słabo, ale gdy usłyszałam dźwięk jego cudownego śmiechu wiedziałam, że żartował, ale w pewnym sensie liczył na to. – Spokojnie, Rose. Nie zrobiłbym ci nic z tym związanego jeśli byś mnie o to nie poprosiła. – Szczerze to już nie wiedziałam co się po nim spodziewać. No w końcu nikt nigdy nie był dla mnie tak chamski, nikt mnie nigdy nie uderzył, ani nikt nigdy mnie kurwa nie porwał!
-Tia. To mogę już wracać? – zapytałam. Coraz bardziej się niecierpliwiłam.
-Pod jednym warunkiem.
-Jakim? – Harry uśmiechnął się cwaniacko, a ja już wiedziałam, że czas zacząć się bać.
-Pójdziesz ze mną na koktajl. – Co?
-Koktajl? – Szkoda, że przede mną nie było lustra. Z chęcią zobaczyłabym teraz swoją minę. On chce ze mną iść na koktajl? Po tym co się stało chce iść na jakiś głupi napój? On serio jest nienormalny.
-Koktajl – potwierdził. – Chyba, że nie lubisz, to może lody.
-Nie, nie. Koktajl jest spoko. – Przez tego faceta ja naprawdę wariuje!
-To super. Jesteś gotowa by już wyjść? – pokiwałam delikatnie głową. – To super! – krzyknął zadowolony i wyszedł z pokoju. Ja – dalej w ciężkim szoku, podążyłam za nim aż do małego salonu. Nikogo oprócz nas w domu chyba nie było. Harry podał mi moją bluzę, którą razem z butami ubrałam.
Po chwili wychodziliśmy już z domu.

*** 

W sumie to ja już nic nie wiedziałam! Siedziałam właśnie z mordercą, który mnie porwał przy stoliku w przytulnej kawiareńce, popijając wielki koktajl i śmiałam się razem z nim.
Harry właśnie opowiadał mi historie ze swojego dzieciństwa. Tak. Kiedy był mały, często jeździł do swojej babci na wieś i tam razem ze swoim przyjacielem wpadali w różne kłopoty. On chyba od zawsze nie należał do grzecznych chłopców.
Tylko kto by pomyślał, że ten uroczy mały chłopczyk będzie mordercą bez żadnego współczucia…
Wciąż byłam świadoma tego, że Harry tak naprawdę był złym człowiekiem, a jego teraźniejsze zachowanie było tylko chwilowe i w każdej chwili może zmienić się w prawdziwą bombę. Wystarczy jedno niewłaściwe słowo…
-I wtedy popchnąłem go i wpadł do kompostu. Naprawdę to było nie chcący! Spanikowałem – bronił się.- Miałem u babci przechlapane przez tydzień. Przez ten cały czas Ed dostawał moją porcje ciastek. – Zrobił naburmuszoną minę. Zadziwiało mnie to w jaki sposób się zachowywał. Uwielbiałam takiego Harry’ego.
Chciałam mu zadać tyle pytań, ale wiedziałam, że to nie odpowiedni moment, ponieważ mogłoby to zepsuć ten jego wspaniały humor. Nie wybaczyłabym sobie gdybym coś takiego zniszczyła. Jest to zbyt rzadko spotykane.
Harry oddał mi mój telefon i kiedy sprawdziłam go okazało się, że miałam tylko jedną nieodebraną wiadomość. Była od Dave’a. Napisał w niej że zostaje w pracy na noc i bardzo mnie za to przeprasza, ponieważ nie mógł się mną zająć.
Super się złożyło! Nie musiałam wymyślać jakiś durnych kłamstw, przez co momentalnie zrobiło mi się lepiej na duszy.
Rozmawiałam z Harrym jeszcze dobrą godzinę, kiedy zdecydowałam w końcu, żeby odwiózł mnie do domu.
Zajęło nam to jakieś 20 minut. Nawet w ciągu jazdy ciągle wybuchaliśmy śmiechem. 
Zupełnie nie rozumiałam, czemu Harry mnie porwał.
Zamknął mnie w jakimś mieszkaniu na niecały dzień tylko po to by trochę na mnie pokrzyczeć i się ze mną powygłupiać? Coś mi tu nie pasuje i planuje dowiedzieć się co. Zrobię to, ale kiedy indziej.
Gdy zatrzymaliśmy się pod wieżowcem, w którym mieszkam, nie wytrzymałam i zadałam pytanie na które tak samo jak chciałam znać odpowiedz tak bardzo się jej bałam.
-Harry? – zaczęłam. Chłopak spojrzał na mnie uśmiechnięty, ale gdy dostrzegł, że zmieniłam swoje nastawienie na całkiem poważne, uśmiech znikł z jego twarzy. – kto…kto mnie wtedy wsadził do tego auta? – wstrzymałam oddech, gdy czekałam na odpowiedź. W sumie wiedziałam, ale chciałam mieć pewność.
-Ian. – Tyle wystarczyło, bym lekko się podłamała. Dlaczego to zrobił? Był taki sam jak on? To jego wina? Kazał mu? Może zrobił mu krzywdę? Zamydlił mi oczy? I jeszcze z 50 takich pytań, które pojawiły się w mojej głowie gdy usłyszałam do imię. Moje obawy się potwierdziły. Szkoda tylko, ze jakoś nie mogłam się z tym pogodzić. Naprawdę chłopaka lubiłam. 
Odpuściłam sobie to by nie zadać więcej pytań, dlatego pożegnałam się z Harry'm i zamknęłam drzwi auta. On jeszcze dodatkowo mi pomachał, a ja w szoku weszłam do czystego i zadbanego budynku. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i otworzyłam mieszkanie. Dave'a  jeszcze nie było. Nie dzwonił, wiec raczej mnie nie szukał. Szybko poszłam się przebrać, by nie zobaczył męskiej koszuli, którą mam na sobie. Wybrałam pierwsze lepsze i wygodne rzeczy, które szybko ubrałam. Kiedy szłam do kuchni w celu zrobienia jakiegoś lekkiego posiłku, do domu niespodziewanie wpadł Dave. Był zdyszany i lekko wystraszony.
- Jedziemy do szpitala. Kyle jest w ciężkim stanie...
Momentalnie zrobiło mi się słabo i wtedy przypomniały mi się jego słowa.
Była strzelanina. Czterech zabitych, a jeden w szpitalu.
_________________________________________________________
Hej kochani! Naprawdę nie wiecie jak bardzo źle czuje się z tym, że tak dawno nic tu nie dodałam. Obiecuje, że jakoś wam to wynagrodzę i mam nadzieję, że trochę was tutaj jeszcze zostało. Kocham was! Z góry dziękuje za każdy komentarz, bo nawet zwykła kropka znaczy dla mnie naprawdę dużo.


 

środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 10

Pisnęłam, gdy rzucił mną o podłogę. Chciałam krzyczeć, ale się bałam. Bo co jeśli chłopcy na to nie zareagują? Tylko się ośmieszę. Nie wiedziałam z kim mam do czynienia, no bo w końcu przyjaźnią się z mordercą! To wszystko jest takie pogmatwane! Żałowałam, że dałam się namówić Abby na przyjazd tu. Co jeśli Charlie też ją krzywdzi?
Kiedy próbowałam się podnieść, chłopak szybko do mnie podszedł i uklęknął, a rękami przytrzymał mnie przy ziemi. Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Próbowałam wstać i w tym momencie Harry ponownie mnie popchnął. Z całej siły uderzyłam tyłem głowy w sam róg stołu. Jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu - fizycznego. Wystraszyłam się i zaczęłam się telepać. Byłam w lekkim szoku. W ogóle nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. Boże, czy ty się słyszysz? – usłyszałam głosik w mojej głowie. Fakt, spodziewałam się agresywności z jego strony. Pojebany morderca! Powinnam się bać, ale zamiast tego obecnie czułam już tylko złość. Spróbowałam go odepchnąć, ale to nic nie dało. Byłam zbyt słaba. Ponownie złapał mnie za nadgarstki, coś w nim pękło. Tak jakby. Jednak nie. Chyba.
Natychmiast pomógł mi wstać i posadził mnie na krześle. Po chwili dopiero zobaczyłam, czemu zmienił swoje nastawienie. W kuchni na płytkach była rozmazana krew. Moja krew.
Złość znowu przemieniła się w strach. Popatrzyłam na niego z bólem w oczach i wybiegłam z kuchni prosto do przedpokoju. Nie gonił mnie, ani nie krzyczał. Złapałam za klamkę wielkich czerwonych drzwi wejściowych i wyszłam wcześniej nikomu nic nie mówiąc. Czułam, że się trzęsę i dopiero teraz zaczynam panikować. Dotknęłam swoich włosów i poczułam czerwoną ciecz. Nie bałam się jej, raczej tego jakim cudem sączyła się z mojej głowy. Chciałam zadzwonić po Dave’a, ale najpierw musze wymyśleć porządną wymówkę. Ledwo szłam, ponieważ czułam się jakbym miała zraz stracić przytomność. Kręciło mi się w głowie.
Zabawne, krótki czas temu też szłam sama tą drogą i nie wiedziałam co zrobić także z powodu Harry'ego. Ta sytuacja lubi się powtarzać. Jestem naiwna. 
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk silnika samochodu. Wystraszyłam się, że to Harry, ale gdy się obróciłam na moje nieszczęście był to Ian! Odetchnęłam z ulgą gdy go zobaczyłam. Chłopak zatrzymał się obok mnie i wysiadł z auta.
-Gdzie ty idziesz? – zapytał wesoło. – Coś się stało? – spoważniał. Też bym tak zrobiła gdybym zobaczyła swoja minę.
-Harry się stał – odparłam cicho.
-Odwróć się – polecił. Zrobiłam to.
-Co do kurw… Rose? – zapytał zdenerwowany. Bardzo go lubiłam i miałam szczerą nadzieje, że nie jest taki jak on.
-Proszę. Zabierz mnie stąd – powiedziałam zrozpaczona. Na szczęście trzymałam się. Harry nie spowodował u mnie łez. Już nigdy tego nie zrobi.
-Jasne! Ale pod warunkiem, że mi wszystko opowiesz – odparł już trochę bardziej wesoło, próbując mnie zachęcić. Udało się. Obeszłam auto i usiadłam na miejscu pasażera. Zapięłam się pasami i chłopak ruszył. Gdy usiadłam zrobiło mi się trochę lepiej, ale ból był wciąż nie do wytrzymania.
-Przydałoby się to jakoś zatamować. Zabiorę cię do szpitala.
-Nie! Naprawdę nie trzeba. – Jeszcze tego mi brakowało by Dave odbierał mnie ze szpitala. Muszę coś wymyśleć.
-Nie dyskutuj ze mną. Zawiozę cię tam, choćbym miał wyciągać cie z tego auta siłą. – Słyszałam już coś podobnego. Tylko to nie brzmiało jak prawdziwa groźba. Wzdrygnęłam się.
-No dobra, ale co ja powiem Dave’owi?
-Właściwie, to co się dokładnie stało? – wiedziałam, że korciło go to pytanie. Zdziwiłam się, gdy podał mi jakiś materiał, ale po chwili zrozumiałam. Przyłożyłam sobie go do głowy. Nie chciałam ubrudzić mu siedzenia czy coś.
-Oh, nic takiego. - Chciałam od tego uciec.
-Rose, nie żartuj. Masz rozwaloną głowę. To wygląda bardzo poważnie. Musisz mi powiedzieć. Inaczej nie pomogę ci wymyśleć jakiejś bajeczki w szpitalu.
-A skąd wiesz, że nie chce powiedzieć im prawdy? – Gdy to powiedziałam Ian spojrzał na mnie. Oboje wiedzieliśmy, że nie powiem prawdy.
-Uderzył mnie. Rzucił mną o podłogę. Wiedziałam, że jest agresywny i co robi, ale nie sądziłam, że posunął by się do czegoś takiego w stosunku do mnie – odpowiedziałam całkiem poważnie.
-Co rozumiesz przez to, że wiesz co robi? – zapytał próbując brzmieć całkiem zwyczajnie. Nie udało się Ian!
-Że zabija – powiedziałam cicho tak jakbym bała się, że ktoś może usłyszeć. Chłopak natychmiast się spiął i posłał mi fałszywy uśmiech. Miałam być cicho?
-Powiedziałam coś nie tak? – zapytałam. Może czegoś się dowiem?
-Nie, to znaczy nie sądziłem, że tak szybko się dowiesz. Wiesz coś jeszcze? – Jest więcej? Co oni ukrywają?
-Nie. Tylko to. Tak myślę. – Chce zmienić temat!
-A więc… z tego wszystkiego nie zapytałem cię jak się czujesz. – DZIĘKUJE!
-Ból jest do wytrzymania.- Kłamałam. - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego mi się oberwało. Nic takiego nie zrobiłam.
-Harry… hm, Harry jest niecierpliwym człowiekiem. Łatwo się wkurza i nawet najmniejszy element potrafi wydobyć z niego potwora, którego zwykle ukrywa. – Czyli nie tylko ja uważam go za potwora?
-To wszystko jest bar… - Przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Na wielkim ekranie mojego smartfona widniał napis Dave. Przeprosiłam na monet i odebrałam.
-Hallo?
-Kochanie, jak się bawisz? Kiedy mam przyjechać? – Usłyszałam jego delikatny głos. Był totalną odmiennością Harry’ego!
-Wiesz, sprawy troszkę się pokomplikowały . Jadę teraz do szpitala poniew…- Przerwał mi.
-Co? Stało ci się coś?! Dobrze się czujesz? Gdzie jesteś? Boże, Rose! – Dave! Nie panikuj, daj mi powiedzieć!
-Spokojnie! Naprawdę, jest dobrze. – Chciałam, by się nie martwił. – Nic się takiego nie stało. Uderzyłam się tylko w głowę i teraz leci mi krew.
-Krew?! Dziewczyno do jakiego ty szpitala jedziesz?! Zaraz tam będę! – Nie! Tego mi jeszcze potrzeba!
-Dave! Spokojnie! Jest okey. Obecnie siedzę w samochodzie Ian’a. Abby poprosiła go, żeby mnie zawiózł. Wszystko ci wyjaśnię, ale jak wrócę. Jestem już bezpieczna – zapewniłam spokojnie.
-Jednak dalej wolę po ciebie przyjechać. – Ależ on uparty! Kocham takich ludzi.
-Dave. Będę w domu, jak wszystko dobrze pójdzie, za godzinę. Wszystko ci opowiem. Obiecuje. A teraz musze kończyć. Jestem pod szpitalem -  powiedziałam i szybko się rozłączyłam za nim mężczyzna mógł mi odpowiedzieć.
-Wszystko dobrze? – zapytał mój towarzysz, a ja pokiwałam głową. Otworzyłam sobie drzwi i ze szmatkom służącą mi za opatrunek ruszyłam w stronę szpitala. Ian szedł tuż obok mnie i czule trzymał mnie za talie bym się nie potknęła i upadła z uwagi na to, że bardzo kręciło mi się w głowię. Zabije cię Styles!
***

Po jakiś nieszczęsnych dwóch godzinach wyszliśmy ze szpitala. Głowę miałam całą owiniętą bandażem, co nie było ani fajne, ani komfortowe. Kiedy mnie przyjmowali razem z Ian’em wkręciliśmy pielęgniarce, że koleżanka nie chcący uderzyła mnie drzwiami tak mocno, że upadłam prosto na kant stołu. Było to słabe, ale jak widać skuteczne. Po kolejnych 30 minutach dotarłam pod budynek, gdzie znajduje się moje mieszkanie, wcześniej informując Iana gdzie konkretnie ma jechać. Szczerze podziękowałam chłopakowi, że chciał stracić ze mną swój cenny czas i zamknęłam drzwi auta. Udałam się do wysokościowca i wsiadałam do windy, gdzie dojechałam na dobre piętro. Po kilku sekundach otwierałam już drzwi mieszkania. Kiedy tylko weszłam do środku natychmiast znalazł się obok mnie Dave. Kiedy na mnie spojrzał wiedziałam, że był zły i bardzo przestraszony. Teraz się zacznie.
-Możesz mi to wyjaśnić? – powiedział zdenerwowany. A gdzie jego wieczne opanowanie?
-Oczywiście. Bardzo cię za to wszystko przepraszam – zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć.
-Mnie? No co ty! Chodź usiąść. Bardzo cię boli? – Delikatnie pokiwałam głową i byłam zadowolona, że za chwile będę mogła już jęczeć jaka to jestem poszkodowana.
-Byłam u Abby. Z początku same, ale później przyjechał Ian ze swoim kuzynem – Kłamstwo. – I kiedy byłam w kuchni i chciałam wychodzić, Abby potraktowała mnie drzwiami. Upadłam prosto na kant stołu. Resztę chyba wiesz. Nic takiego mi się nie stało. Poleżę trochę i przejdzie.
-Dziewczyno jak przez ciebie to kiedyś zawału dostane! – zawołał teatralnie. – Uważaj na siebie bardziej ty moja ciamajdo. – Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie chcąc przytulić, lecz niestety nie dało rady. Jęknęłam z bólu. Byłam zbyt obita. Miałam nie jednego siniaka na sobie, ale o tym to nie musi wiedzieć.
Kiedy jeszcze raz wszystko dokładnie – w jego mniemaniu – mu opowiedziałam, poszłam wziąć prysznic. Przeraziłam się kiedy zobaczyłam swoje gołe ciało w lustrze. Siniak na siniaku. Jestem wielką ciamajdą, ale jeszcze nigdy tyle ich nie miałam. Wzdrygnęłam się i weszłam pod prysznic, chcąc spłukać z siebie ten koszmarny dzień. Czułam się brudna…
***  
Kiedy następnego dnia obudziłam się ledwo co mogłam się poruszać. Głowa bardzo mocno mnie bolała, a prawie całe ciało odmawiało posłuszeństwa. To był koszmar. Nienawidziłam bezsilności. Jakimś cudem dałam rade dostać się do kuchni po napój i mały jogurt. Na Dave’ a musiałam  poczekać, ponieważ pracował dzisiaj do 20.00. Postanowiłam, że pójdę spać. I tak nie mogłam się poruszać, więc to w tym momencie wydawało się najlepszym zajęciem czasu…
***
-Rose! Rose, obudź się! – Powoli ponownie pojawiałam się myślami w tym normalnym, złym świecie. – Rose, kochanie. – Po chwili otworzyłam oko by załapać kto do mnie mówi i ujrzałam Sue. Oh kobieto dajże mi spokój!
-Pięć minut – powiedziałam sennie.
-Nie wygłupiaj się. Wstawaj idiotko! – Krzyknęła, że aż podskoczyłam wydobywając z siebie kilka jęknięć. Tak bolało!
-Już! Jesteś tragiczna – powiedziałam bardziej rozbudzona. Podniosłam się delikatnie na rekach i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na nią i momentalnie napłynął do mnie strach. Jej piwne oczy były niezwykle ciemne jak na nią. Była zła.
-Możesz mi to wyjaśnić?! – krzyknęła zdenerwowana.
-A czy ty możesz przestać krzyczeć?!- powiedziałam nie co bardziej głośniej. Trochę mnie to kosztowało.
-Tak, przepraszam – odpowiedziała spokojnie siadając obok mnie na łóżku. To jeszcze większa wariatka ode mnie. – A wiec?  – ponagliła.
-W ogóle co ty tu robisz? Jak się tu dostałaś?- To było dziwne.
-Dave do mnie zadzwonił i poprosił bym sprawdziła co u ciebie. Dał mi klucze. – I wszystko jasne!
-Rozumiem – westchnęłam.
-Co się stało?
-Nic takiego. Byłam u mojej nowej koleżanki Abby. Kiedy byłam w kuchni i chciałam już wyjść dziewczyna właśnie otwierała drzwi i uderz… - Co oni mają z tym przerywaniem!
-Rose wiesz, że ci nie wierze. Dave już opowiadał mi tą tandetną historyjkę. Mniej więcej dlatego tu jestem. To on ci to zrobił prawda? – Czemu ona nie jest taka naiwna jak Dave?
-Nie. Mówiłam już. To był WYPADEK. – Zaakcentowałam ostanie słowo dla większego efektu.
-Ta, jasne. Rose, daj sobie spokój. Obiecałaś mi, że już się z nim nie spotkasz.
-Sue naprawdę to nie jest takie proste. Chciałam się z nim nie spotykać nawet nie widziałam go przez jakiś czas, aż do wczoraj. Pojechałam się spotkać z Abby. Dziewczyną jego kolegi. Jest naprawdę super. Nikogo u niej nie było. Nie przewidziała tego, że po kilku godzinach pojawi się w jej domu.
-A wiec to on – upewniła się.
-Nie. To naprawdę Abby. – Próbowałam dalej trzymać przy swoim choć było to coraz trudniejsze skoro sama w to nie wierzyłam.
-I przez uderzenie drzwiami nie możesz się teraz nawet podnieść bez stęknięcia? To chore Rose – powiedziała. Wiem, że była na mnie cholernie zła. Obiecałam jej się z nim nie spotykać. Jednak to zrobiłam. Musiałam. Lecz czemu z jednego spotkania zrobiły się trzy?
-To było mocne uderzenie. – Byłam śmieszna. Naprawdę. Z mojej głupoty, aż zaśmiałam się na głos. Przestałam kiedy zobaczyłam, iż Sue patrzy na mnie tak jakby chciała mnie zabić. – Przepraszam.
-Zapłaci mi za to. – Co to ma znaczyć? Sue!- Jeszcze dzisiaj wyląduje w szpitalu.
-Sue! Co ty gadasz? – powiedziałam zdenerwowana. Ona zwariowała!
-Doigra się biedaczek. Niech lepiej już zacznie zbierać na operacje – warknęła i wyszła z sypialni. Najszybciej jak potrafiłam w moim stanie ruszyłam za nią, ale niestety nic nie zdążyłam zrobić, ponieważ kiedy byłam w salonie, jej już w moim domu nie było.
Cholera! Co ona miała na myśli? Kurwa! Co ona wymyśliła? Zabije ją kiedyś!
Sue jest naprawdę dziwna i tajemnicza. Wydaje mi się, że nigdy jej nie rozszyfruje. Ale do jasnej cholery co ona chce zrobić? Zaczynam się o nią bać. A co jeśli powinnam zacząć się bać o Harry’ego? Nie! Co jak co, ale o tego mordercę nie powinnam się bać. Więc dlaczego to robie?
Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Koszmar! Nie wysiedzę sama w domu. Mogłabym zadzwonić do Dave’a by ją jakoś zatrzymał, ale wtedy wszystko się wyda! I znowu ta bezsilność.
Poczłapałam do kanapy i wygodnie się rozsiadłam. Sięgnęłam po swój telefon i wykręciłam numer do dziewczyny. Dzwoniłam z jakieś 15 razy, ale ta nie odbierała. W końcu uznałam, że to bezsensu. Nie powstrzymam jej w ten sposób. A co jeśli widziałam ją po raz ostatni?
Nie!
Gwałtownie się podniosłam, czego zaraz pożałowałam. Dalej wszystko mnie bolało. Poszłam do małej garderoby gdzie ubrałam na siebie wąskie szare dresy, w których zazwyczaj nigdy nie wychodzę, ale w tym momencie byłam pewna, że ubranie rurek nie będzie dobrym pomysłem. Założyłam jeszcze na siebie zwykły różowy top a na to sportową kurtkę. Białe conversy i byłam gotowa. Zamknęłam dom i windą zjechałam na dół. Zmówiłam taksówkę, która przyjechała w niecałe 10 minut i powoli wpakowałam się do środka. Postanowiłam ignorować ból i poszukać dziewczyny.
To było bezsensu. Wiedziałam to.
Powiadomiłam miłego starszego pana gdzie ma się udać i po chwili jechaliśmy już w stronę domu mojej przyjaciółki.
Nie wiedziałam co robić. Bo może źle to zrozumiałam i przeżywam nie potrzebnie. Ale do cholery co tu można źle zrozumieć? Doigra się biedaczek. Niech lepiej już zacznie zbierać na operacje. Jedno było pewne. Ktoś dzisiaj ucierpi. Tylko czemu niewinni ludzie?
Po następnych kilku minutach, które dłużyły się nie miłosiernie znalazłam się pod domem Sue. Zapłaciłam i grzecznie się pożegnałam. Wyszłam z auta walcząc sama ze sobą bym nie wydała żadnego dźwięk, który sugerowałby, że cos mi jest. Weszłam do ładnie umeblowanego loby i udałam się w kierunku windy. Wjechałam nią na 6 piętro. Pukałam do jej wielkich mahoniowych drzwi, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Postanowiłam zapukać do mieszkania obok, gdzie mieszkała jej kuzynka. Może czegoś się dowiem? Nie musiałam długo czekać. Drzwi się otworzyły, a mnie ukazała się wredna kuzynka mojej najlepszej przyjaciółki z niebieskimi włosami. Mówiłam wam już, że jest jebnięta?
-Hej – zaczęłam niepewnie. – Czy… czy wiesz może gdzie podziewa się Sue?
-Nie – odparła sucho. – Wiem tylko, że wyszła rano.
-Ah no dobra. Dziękuje. Już ci nie przeszkadzam. – Wysiliłam się na fałszywy uśmiech i obróciłam się do niej plecami. Szczerze jej nie lubiłam, zresztą z wzajemnością.
-Ostatnio ciągle gdzieś wychodzi. Coś załatwia. To podejrzane. – Zignorowałam to i
ponownie weszłam do windy. Kiedy wyszłam z budynku buchnęło we mnie zimne powietrze. Zaczynało się ściemniać co nie było dla mnie dobrą wiadomością. Obecnie nie miałam już żadnego planu. Sue mogła być wszędzie. Powinnam wracać do domu. Nie wiem po co tu przyjechałam. Od początku wiedziałam, że jej tu nie znajdę, ale do samego końca miałam tą głupią nadzieje.
Zadzwoniłam po taksówkę, na którą czekałam z może jakieś pięć minut co było dziwne jak na to miasto. Wsiadłam do auta i przywitałam się tym razem z młodym chłopakiem z czarną czupryną na głowie. Podałam mu swój adres i ruszyliśmy.
W tym momencie zaczęłam żałować każdej decyzji, którą podjęłam przez te trzy tygodnie. Każda sytuacja ciągnęła za sobą co raz więcej. Co raz więcej Harry’ego. Nie było to ani dobre, ani wygodne. Ten chłopak był zły, zdecydowanie nie dla mnie. Przez takich jak on straciłam najważniejszego człowieka w moim życiu. Nigdy nie wybaczę temu przez, którego go straciłam. Mówiłam wam już jakie to było chore i pogmatwane? Tyle pokus, przez które nie mogłam mieć spokoju. Nie chciałam go, a jednak jego poza niegrzecznego chłopca podobała mi się. Był moja zagadką.
Po 20 minutach dojechałam do domu. Podziękowałam młodemu facetowi i oczywiście wręczyłam mu pieniądze. Wyszłam z auta i szybko udałam się w stronę budynku.
Niestety nie zdążyłam dojść nawet do drzwi, kiedy ktoś za mną zatkał ręką moje usta i zaczął ciągnąć za sobą. Było ciemno i żadnej żywej duszy wokół. Szarpałam się, ale to nic nie dało, napastnik był za silny. Zresztą co ja się oszukuje. Każdy był ode mnie silniejszy. Nie mogłam rozgryźć czy znałam tą osobę, ponieważ była cała na czarno. Poczułam tylko zapach perfum, które już kiedyś wąchałam. Nie, nie możliwe…
Zostałam wepchnięta na tyły jakiegoś osobowego samochodu. Ktoś szybko zawiązał chustkę wokół moich oczu i związał mi ręce. Po chwili poczułam jakiś dziwny zapach. Zapadłam w nicość.
***  

Moje oczy wolno zaczynały się otwierać, a ja dochodzić do siebie. Czułam jeszcze większy ból w głowię, niż przed tym jak zasnęłam. Ja zasnęłam? Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduje się sama w jakimś pokoju. Mogłam stwierdzić, że jest to pokój mężczyzny. Ściany pomalowane były na bardzo ciemny zieleń, a meble - czarne. Okna były całkowicie zasłonięte przez żaluzję i gdyby nie mała lampka, która dawała marne światło, w pokoju panowałby kompletny mrok. Przypomniało mi się dlaczego nie jestem w domu.
Leżałam na wielkim łóżku i kiedy zrozumiałam, że nie jestem przywiązana szybko podbiegłam do drzwi i złapałam za klamkę. Niestety były zamknięte. Podeszłam też do dwóch okien, ale tu klamki były wyrwane. Nie miałam jak uciec.
Usiadłam w rogu pokoju i czekałam na to co się stanie. Po kilku minutach usłyszałam jak ktoś siłuje się z zamkiem od drzwi. Mój oddech przyspieszył i omal nie zemdlałam gdy go zobaczyłam.

Wszystko co dobre ma i złe strony. Nawet człowiek.
________________________________________________
Hej, hej! Dawno mnie tutaj nie było, ale mam nadzieję, że ponownie mi wybaczycie. Proszę o komentarze kochani! To wiele dla mnie znaczy. Miłego wieczoru życzę.
min. 15 komentarzy = nowy rozdział