czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 9

Przede mną stała zgrabna kobieta, której nie darzyłam zbytnią sympatią. Była to złośliwa i zarozumiała matka Dave’a. Miała na sobie białą koszulę, szarą spódnicę i tego samego koloru żakiet, a jej blond włosy upięte były w schludnego koka. Uśmiechnęła się do mnie fałszywie i weszła do mieszkania.
-Davuś, kochanie! – krzyknęła uradowana na widok swojego syna.
-Mamo. Co ty tu robisz? – Był zaskoczony prawie tak samo jak ja w tej chwili. Nigdy nie ukrywałam przed nim, że nie lubię jego matki, a ona zresztą też tego nie robiła. Uważała, że jestem nic nie wartym śmieciem i nie zasługuje na jej syna. Zgadzam się z nią w tej drugiej rzeczy, ale to i tak nie upoważnia jej do tego by mnie tak traktowała. Samo to, że nie miałam niczego, gdy poznałam Dave’a, robiło ze mnie kogoś gorszego.
Nie lubiłam przebywać w jej towarzystwie, bo zawsze musiała mnie w jakiś sposób upokorzyć i udowodnić mi jaka jestem beznadziejna.
-A byłam niedaleko, więc pomyślałam, że wpadnę. Chyba nie masz nic przeciwko, skarbie? – Kobieta usiadła na kanapie.
-Nie, ja nie, ale może zapy…
-To świetnie! Rose, idź zrobić kawę – zawołała. Spiorunowałam ją wzrokiem.
-A może tak proszę? – Dave posłał mi przepraszające spojrzenie.
-Tak, tak. Pospiesz się! – Stanęłam w miejscu, zamknęłam oczy i zaczęłam odliczać do dziesięciu, by się uspokoić. Nie wywoływałam kłótni tylko ze względu na mężczyznę. Suka!
-Jasne. – Ruszyłam do kuchni i włączyłam ekspres do kawy. Kiedy już przygotowałam ciastka i gorący napój, zaniosłam wszystko na mały stoliczek naprzeciwko białej kanapy.  Usiadłam na fotelu i wsłuchałam się w ich rozmowę. Jego matka opowiadała o jakiejś tam pięknej i ambitnej córce jej przyjaciółki, z którą powinien się koniecznie zapoznać Dave. Wiedziałam, że cały czas marzy o tym, by mój związek z nim się rozpadł i w jakiś chory sposób próbuje go to tego przekonać. Wiem, że może się to wam wydać egoistyczne czy coś takiego, ale wiem że inne nie mają ze mną szans. Dave jest szaleńczo we mnie zakochany, prawie tak jak ja kiedyś byłam. Nie chciałam tego, ale tak wyszło. Nie zmienię jego uczuć, choć bardzo bym chciała, bo wiem że kiedyś go w końcu skrzywdzę. Już to robię, tylko on tego nie widzi…
-A ty masz jakiś zysk z tych twoich idiotycznych malunków? Dave mówi, że masz wielki talent, ale pewnie jak zwykle wszystko wyolbrzymia, jeśli chodzi o ciebie. – Co za chamówa, no! Nie rozumiem takich ludzi. Co daje jej to dręczenie mnie?
-Nie są idiotyczne, to moja pasja. Robię to dla siebie, nie dla zarobku – odpowiedziałam spokojnie. W jej towarzystwie musiałam być cierpliwa.
-Ah, tak? Mogłabyś sobie znaleźć pracę, a nie cały czas siedzisz w domu i wylegujesz się na tej kanapie. – Tak, na pewno długo czekała by mi to powiedzieć. Uśmiechnęłam się do niej fałszywie i postanowiłam odpowiedzieć mimo tego, że wiem, iż nie jest to dobre posuniecie, lecz niestety Dave mnie uprzedził.
-Mamo, rozmawiałem już o tym z tobą. Rosalie nie będzie pracować, ponieważ zarabiam wystarczająco dużo, by utrzymać nas oboje. – Zachichotałam po cichu, gdy zobaczyłam jej obrażoną minę.
-A co, jak przyjdą dzieci? Jak wy sobie to wyobrażacie?
-Dzieci jeszcze nie planujemy. Jestem za młoda, tak myślę. Zresztą jeśli już przyjdzie na to czas, na pewno wymyślimy coś z Dave’m, ale to już nie jest twoja sprawa Liliano –odparłam najspokojniej jak tylko potrafiłam. Wiedziałam, że i tak ma już gotową odpowiedź. Zawsze ją miała.
-A co z moim synem? Ma już dwadzieścia pięć lat. Nie myśl tylko o sobie, moja droga. – Popatrzyłam zdezorientowana na mężczyznę po mojej lewej, by poprosić go jakoś o pomoc. Swoim wskazującym palcem dotarł do ust i tym samym dał mi znak, że mam być cicho.
-Mamo, Rose ma rację, to nie twoja sprawa. Kiedy zechcę być tatą to nim będę, ale najpierw trzeba wziąć ślub, a to nie jest nawet jeszcze na naszej liście rzeczy do zrobienia. – Podziękowałam mu w duchu. Liliana nie sprzeciwiłaby się swojemu synowi. Nie w ten sposób w jaki mógłby to zauważyć.
Dzięki niemu skończył się już ten temat, wiec kobieta zaczęła opowiadać o ojcu Dave’a i o tym, jak to nie chce przyjmować leków.
Zawsze zastanawiałam się jak tak cudowny mężczyzna mógł ożenić się z taką francą. Eddie był naprawdę niesamowitym człowiekiem. Strasznie go lubiłam, zresztą z wzajemnością. Niestety ostatnimi czasy dużo chorował i nie widywałam go zbyt często.
Po jakiejś godzinie jego matka wyszła i byłam naprawdę zdziwiona, ponieważ wyjątkowo w trakcie tej wizyty mało mi dokuczyła.
-Przepraszam cię za nią, skarbie. – Mężczyzna podszedł do mnie od tyłu, gdy ja stałam koło okna i wtulił się we mnie. Nie miałam zamiaru go od siebie odpychać, jak zawsze to robiłam. Przeciwnie. Odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam się do jego torsu.
-To nie twoja wina. Zresztą, była dzisiaj do wytrzymania. – Chłopak westchnął.
-Nie wiem czemu ona cię tak nie lubi. Powinna się cieszyć, ponieważ dajesz mi szczęście. – Kiedy to usłyszałam moje serce pokryte lodem rozpadło się na małe kawałeczki. Było mi przykro. Nigdy nie miałam większych wyrzutów jak teraz. Wykorzystywałam go i to było bardzo złe. Jak już mówiłam - nie zasłużył sobie na to.


***


Moje życie wróciło chwilowo do normy. Był podobnie jak wtedy, nim pojawił się Harry, tylko z tym wyjątkiem, że mój kontakt z Dave’em się polepszył.
On nie odzywał się do mnie już równo tydzień, co bardzo mnie cieszyło, ale dalej żyłam w tej niepewności. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. W sumie, nic nie działo się u mnie ciekawego. Budziłam się rano i przezywałam jakoś sama dzień, póki nie wracał Dave. Później spędzałam z nim czas, jak nie gdzieś jeżdżąc to grając w jakieś głupie planszówki. Było nawet fajnie i zabawnie.
W ciągu tego tygodnia dużo malowałam. Więcej niż zwykle. Moje obrazy ograniczały się do jednego motywu. Przedstawiały postać i mogłam śmiało stwierdzić, że był to chłopak, lecz za każdym razem nie można było zobaczyć dokładnie jego twarzy. Była zamazana. Na obrazie zawsze górowały ciemne kolory, tak jakbym chciała oddać mrok bijący z jego oczu. Nie wiem dokładnie, co mną kierowało, nie wiem też dlaczego malowałam właśnie kogoś takiego. Kogoś, od którego biło zimno, nawet jeśli tylko patrzyło się na obraz.
Dopiero wczoraj zdałam sobie sprawę, jak moje uczucia są pogmatwane. Tak, jakbym była podzielona na kilka połówek i każda chciała czegoś innego. To naprawdę głupie. Nadal na tym pracuje, ale jak widać coś mi nie wychodzi.
Zostały mi niecałe dwie godziny do powrotu Dave’a, więc aby zabić czas wzięłam się za obiad. Postanowiłam, że przygotuje spagetthi. Kiedy już zrobiłam ta nietrudną potrawę uznałam, że nadal mam dużo czasu, a wiec poszłam po laptopa i go odpaliłam. Zaczęłam rozglądać się za nowymi książkami, które mogłabym zakupić, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na niego by zobaczyć kto dzwoni. Niestety był to numer obcy, ale i tak postanowiłam odebrać.
-Hallo?- zaczęłam niepewnie.
-Rose? Rose to ty? – Po drugiej stronie usłyszałam znajomy kobiecy głos, ale na tą chwile nie byłam pewna, kto jest jego właścicielem.
-Tak. Mogę wiedzieć kto dzwoni?
-Och jak dobrze, że odebrałaś! Abby. Gdzie ty się podziewasz?
-Obecnie jestem w domu, wi…- Dziewczyna mi przerwała. Spieszy jej się czy jak?
-Chodzi mi o to, że nie widziałam cię od imprezy, a Ian mówił, że widział cię z twoim chłopakiem. Czemu go okłamałaś? –
-Och, to długa historia – odpowiedziałam kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Obróciłam się i ujrzałam Dave’a posyłającego mi uroczy uśmiech. Odwzajemniłam go i dałam mu znak, że rozmawiam przez telefon.
-Przyjedź do mnie! Proszzz! Jestem sama w domu. Chłopacy gdzieś pojechali.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Bałam się zaczynać tego od nowa. Bałam się że spotkam Hazzę, a przecież miałam już spokój, ale mimo tego, że tak krótko znam się z blondynką, chciałabym z nią spędzić czas. Lubiłam ją.
-Och, na pewno! Nie wiem, czy tu chodzi o Harry’ego, ale zapewniam cię, że go tu nie ma i są duże szanse, że nie będzie – powiadomiła mnie.
-Dalej nie jestem przekonana.
-Dla mnie. Proszę. – och no dobra!
-Zgoda, ale musze zapytać Dave’a czy mnie zawiezie. Jak coś to będę za niecałą godzinę.
-Do zobaczenia! – wykrzyknęła w słuchawkę.
-Tak. Papa.
Kiedy się rozłączyłam podeszłam do mężczyzny i ucałowałam go w policzek, jak zwykłam to robić. Nałożyłam nam obiad i usiedliśmy przy stole. Zapytałam się, czy by mnie nie podwiózł, a ten się zgodził. Nie byłam co do tego przekonana. Co jeśli spotkamy tam Harry’ego? Spróbuje o tym nie myśleć.
Gdy zjedliśmy, a Dave posprzątał, wyszliśmy z mieszkania i widną zjechaliśmy do parkingu, gdzie stał jego samochód.
Cały czas informowałam mężczyznę, gdzie ma skręcić, bo oczywiście nie wiedział gdzie mieszka Abby.
-To tutaj? – zapytał patrząc na jej wielki dom. Wiedziałam, że bym zaskoczony, ale zupełnie nie wiem dlaczego, skoro jego rodzice mieli nie wiele mniejszy.
-Tak – potwierdziłam.
-Bogata jest. – Uśmiechnął się, pokazując śnieżnobiałe zęby.
-Nie ona. Jej ojciec – odparłam grzecznie. Powiedziałam jeszcze entuzjastyczne „Cześć” i wyszłam z auta. Patrzyłam jak auto znika z zasięgu mojego wzroku i dopiero wtedy zadzwoniłam do drzwi. Nie musiałam długo czekać na blondynkę z uśmiechem na twarzy.
-Rose! Cieszę się, że już jesteś! Chłopak cię przywiózł? Jak mu tam? – Gestem reki zaprosiła mnie do środka. Ona zawsze tyle gada? A ja myślałam, że ja jestem gadułą.
-Dave. Tak, on mnie przywiózł. – Cichutko podreptałam za nią do jej olbrzymiej białej kuchni. Jedynie dodatki były pomarańczowe. Nawet ładnie to wyglądało.
-Co się napijesz? – Kiedy przyjrzałam się dziewczynie, zobaczyłam, że miała na sobie dzisiaj turkusową bluzkę z rękawem 3/4 , obcisłe czarne rurki, a do tego zwykłe trampki. Była też delikatnie pomalowana, a jej włosy były naturalnie pokręcone i rozpuszczone.
-Herbaty miętowej jak masz. – Abby pokiwała głową i postawiła wodę na herbatę.
-To opowiadaj i się tłumacz. Czemu powiedziałaś, że jestem z Ian’em? – Gdy rozpoczęła ten temat lekko zachichotała. Bawił ją jej rzekomy związek z przyjacielem.
-To trochę trudne. Bo widzisz, ja i Dave to dziwny związek. On nie zna Harry’ego i lepiej by tak zostało. Kiedy się z nim kilka razy spotkałam myślał, że spędzam czas ze swoimi starymi przyjaciółmi za czasów szkoły. – Szybko wzięłam oddech i dalej kontynuowałam - Dlatego gdy zobaczyłam Ian’a w tym sklepie spanikowałam. Bałam się, że powie coś z czego będę się musiała tłumaczyć. Powiedziałam Dave’owi, że jest chłopakiem mojej koleżanki i to mu wystarczało. – Zerknęłam na dziewczynę, która była lekko zakłopotana.
-Boisz się go? Czy on cie krzywdzi? – Teraz to jej twarz pokazywała strach. Bała się o mnie?
-Nie! Dave to cudowny chłopak. Kocha mnie i nigdy by mnie nie skrzywdził. – Odetchnęła z ulgą.
-To o co chodzi?
-Nie chciałam, aby wiedział o Harry’m, który przychodzi do naszego mieszkania pod jego nieobecność i zmusza mnie do wyjścia z nim. – Wiedziałam, że za dużo powiedzieć jej nie mogłam, ale kiedy próbowałam powiedzieć coś, co wydawało mi się lekkie i mogło być przeznaczone dla jej uszów to, to zaraz ciągnęło za sobą to czego nie powinna wiedzieć.
-Jak to cię zmusza? Rose! Czy cie skrzywdził? Wiedziałam, że Harry jest wybuchowy ale nie, że krzywdzi kob… -  Nie mogłam tego słuchać!
-Abby! Spokojnie! Nikt mnie nie krzywdzi. Nie wiem, jak mam ci to wszystko wytłumaczyć – powiedziałam spokojnie. – Dave jest… on jest naprawdę niesamowity. Był ze mną wtedy, kiedy kogoś potrzebowałam. Zrobił dla mnie bardzo dużo. Nie zasługuje na niego, a spotykając się z Harrym krzywdzę go jeszcze bardziej niż przez ten cały czas, od kiedy z nim jestem.
-Nie do końca rozumiem, ale wydaje mi się, że tyle tylko możesz mi powiedzieć, prawda? – Pokiwałam głową i utkwiłam wzrok w kubku z herbatą. Zrobiło mi się głupio. – Ey! Nie przejmuj się. Każdy ma swoje tajemnice. Bez wyjątku.
-Cieszę się, że to rozumiesz. Nie chcę cię okłamywać, bo to bezsensu.  – Nigdy nie czułam się winna, gdy kłamałam, bo zawsze przychodziło mi to z łatwością, a sumienie nie brało nade mną góry. Do niedawna. Kłamstwa są proste do czasu. Później się w nich tak zaplątasz, że nie będziesz wiedzieć jak to zatrzymać. To coś jak uzależnienie. Jak już zaczniesz to nie przestaniesz.
-Jasne. To co chcesz robić? – zapytała wesoło, zapominając o naszej rozmowie. – Wiesz, Charlie zostawił mnie samą, bo musiał coś załatwić z chłopcami. Wszyscy pojechali, a ja nie lubię zostawać sama w tym wielkim domu.
-Harry mówił, że nie lubisz. Ale dlaczego? Jest piękny. – Obie ruszyłyśmy do salonu, gdzie usiadłyśmy na wygodnych czerwonych kanapach.
-Jest stanowczo za duży dla mnie jednej. Jest tu tak pusto. Lubię być wśród ludzi. – odpowiedziała szybko. – nigdy nie spędzam tutaj sama nocy. Często Charlie do mnie przyjeżdża, a jak nie on to któryś z chłopków. Bywają tu często. Ale są też sytuacje, kiedy ich wszystkich nie ma, więc jeżdżę do domu Charlie’go. Czuje się tam pewniej. To dziwne.
-Nie, czemu? Też nie lubię być sama w domu, a tym bardziej w nocy. – Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, a później kiedy dopiłam swoją herbatę Abby oprowadziła mnie po domu. Dużo czasu spędziliśmy w pokoju gier. Było naprawdę fajnie. Granie na Xboxie to świetna sprawa!
Przestałyśmy dopiero wtedy, gdy w małych telewizorkach, w których można było mieć widok na prawie każdy pokój w tym domu zobaczyłyśmy, że w salonie ktoś jest.
Po cichu udałyśmy się na parter, ale kiedy Abby usłyszała głos swojego chłopaka szybko rzuciła się do salonu, by go przytulić. Weszłam niepewnie zaraz po niej i to kogo tam zobaczyłam jakoś specjalnie mnie nie ucieszyło. A może jednak?
Na kanapie na wprost mnie siedział Harry. Wyglądał inaczej. Lepiej, jeśli to w ogóle możliwe. Miał na sobie białą koszulkę, a na to koszule w granatową kratę. Do tego czarne spodnie i białe converse. Wyglądał naprawdę, hmmm, bosko? Jego włosy były postawione do góry, a jego mina pokazywała iż był bardzo zakłopotany.
Moje skanowanie wzrokiem Hazzy przerwał Ian, który szybko do mnie podbiegł. Wziął mnie na ręce i w uścisku okręcił kilka razy wokół własnej osi. Jeśli powiem, że byłam zdziwiona, to będzie to stanowczo za mało. Mimowolnie zaczęłam się śmiać i kiedy mnie w końcu postawił zdałam sobie sprawę, że strasznie kręci mi się w głowie. O mało nie upadłam, ale chłopak mnie przytrzymał i jeszcze bardziej się roześmiał.
-Uważaj! – krzyknął wesoło.
-Zapamiętam. Witaj, Ian – odpowiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy. Tego chłopaka polubiłam od razu. Był pociesznym człowiekiem, pełnym energii z tego co zdążyłam zauważyć oraz niezwykle otwartym i odważnym.
-Hej, najcudowniejsza dziewczyno na świecie. – Ponownie się roześmiałam. Dopiero po krótkiej chwili przypomniałam sobie, że nie jesteśmy tu sami. Obróciłam się w ich stronę i zobaczyłam jak cztery pary oczu gapiły się na nas z wielkim zdziwieniem na twarzy. O co chodzi?
-Cześć – powiedziałam nieśmiało. Cała reszta z wyjątkiem Harry’ego odpowiedzieli mi na moje przywitanie. Nie obchodziło mnie czy jest zły, czy może nie. Nie miałam zamiaru przejmować się mordercą. A może powinnam?
-Co tu robisz, Rose? – Alex jako pierwszy przerwał niezręczną ciszę. Nie pasowałam tu.
-Abby do mnie zadz…- nie rozumiem czemu, ale druga dziewczyna w tym pokoju mi przerwała.
-Zadzwoniłam do niej. Nie chciałam być sama, a to okazja byśmy mogły sobie pogadać – odpowiedziała pewna siebie.
-A jak się tu znalazłaś? – dociekał Charlie.
-Yyyy, mój chłopak… to znaczy Dave mnie tu przywiózł. – Och strasznie się stresowałam. Trudno mi było odpowiadać, gdy wszyscy patrzyli się na mnie. To trochę krępujące, a w dodatku gdy powiedziałam o Dave’ie, chłopcy wymienili między sobą dziwne spojrzenia. O co tu do cholery jasnej chodziło?!
-Ach tak? – Głos ponownie zabrał Alex. To wszystko było naprawdę dziwne.
-Dobra! Co będziecie robić? Zostajecie z nami? – W duchu dziękowałam Abby, że zmieniła temat. Moja bohaterka.
-Tylko na chwilę. Za niecałe dwie godziny musimy znowu wyjść. – Zastanawiało mnie, czemu Harry w ogóle nie zabierał głos. Siedział w ciszy i obserwował nas wszystkich. Wydawał się spokojny, ale podejrzewam - wnioskując po jego zaciskających się pięściach co jakiś czas – że wewnątrz siebie toczył jakąś wielką bitwę. To rzeczywiście był trudny człowiek. Morderca.
Nie czułam strachu. Nie teraz, gdy był koło mnie Ian oraz Alex. Nie wiem, zupełnie dlaczego, bo co jeśli oni też byli mordercami? Że byli potworami jak on? Nie to niemożliwe… ale Harry’ego też o to nie podejrzewałam.
-Ale wrócisz na noc? – zapytała słodko blondynka delikatnie przytulając się do swojego chłopaka.
-Spokojnie będziesz miała go tylko dla siebie. Oddamy ci go przed dziesiątą. – wtrącił trochę niegrzecznie Ian.
-Jasne. – Biedna się speszyła. –Yyy, to kto głodny?!- zapytała dziewczyna chcąc zmienić temat. Oczywiście, prawie wszyscy krzyknęli coś na wzór „Ja”, więc Abby ruszyła do kuchni. – Rose! Chodź ze mną!
-Idę!- Znowu podziękowałam jej w duchu. Naprawdę mnie rozumie. Nie wytrzymałabym tam z czterema idiotami pięciu minut.
Kiedy weszłam do kuchni dziewczyna wyciągała już pizzę z zamrażarki. Czyli to będzie ich obiad lub kolacja, jak kto woli?
-Dziękuje ci. Dziwnie się tam z nimi czułam. Mam wrażenie, że nie powinnam tu być. – Postanowiłam, że i tak nie mam na razie w czym jej pomagać, wiec usiadłam na wysokim stołku i przyglądałam się jej poczynaniom.
-Byli po prostu zaskoczeni. Nie przejmuj się.
-Tak. Może masz racje. – Nie byłam przekonana. To dziwnie wyglądało.
-Przepraszam cię. – Popatrzyłam na nią zdekoncentrowana. Nie rozumiem… - za to, że Harry tu jest, a miało go nie być. Naprawdę nie wie…
-Jasne, spoko. To nie twoja wina. Nic się nie stało.
Po kilku minutach pizza się upiekła, wiec zaniosłyśmy ją razem z napojami do salonu, gdzie siedzieli chłopcy. Abby usiadła obok Charliego, a ja jak najdalej Harry’ego.
Niestety przez cały ten czas czułam jego wzrok na sobie. Nie patrzyłam w jego stronę. Unikałam tego jak ognia, ale mimo to bardzo mnie kusiło, by na niego spojrzeć. Nic nie jadałam, nie miałam ochoty, co oczywiście nie uszło uwadze blondynki. Po kilku minutach przekonywania jej, że nie jestem głodna, wyszłam z salonu z pretekstem, że idę nalać sobie wody. Miałam już dość wytrzymywania jego wzroku. Chciałam już stąd iść, ale przecież nie zadzwonię teraz do Dave’a, bo może spotkać Harry’ego czy coś, a tego bym nie chciała. Musze to wytrzymać.
Kiedy nalewałam sobie wody do szklanki, ktoś mocno złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Wylądowałam na nikim innym jak na Harry’m. Cały czas skanował moją twarz jakby tam czegoś szukał. Wybacz skarbie, nic tam nie znajdziesz! Jestem dobra w te rzeczy. Nie ukrywam, że się panicznie bałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. On nie miał znać moich słabości.
-Puść mnie! To boli – powiedziałam cicho z nadzieją, że osoby w salonie niczego nie usłyszą choć dobrze wiedziałam, że to niemożliwe. Byli zbyt daleko.
-Co tu robisz królewno? Nie powinnaś spędzać teraz czasu ze swoim kochasiem? – warknął. Przerażał mnie. Jego oczy były wprost czarne, bardziej ciemniejsze niż moje. Bił od niego mrok, tak jak na moim obrazie… To jego malowałam! W tej jego fazie ciemności, w której widziałam go po raz ostatni. Nic mi nie zrobi prawda? Nie tutaj, nie przy Abby, tak?
-Przyjechałam do Abby, a ciebie nie powinno obchodzić to, z kim spędzam czas. – Chłopak jeszcze bardziej zacisnął swój uchwyt na moim nadgarstku.
-Owszem, powinno – powiedział stanowczo i szarpnął mną. To boli!
-Harry - odezwałam się z bólem w oczach.  


Wtedy po raz pierwszy zrobił mi krzywdę...
___________________________________________________
Dobry wieczór kochani! Przepraszam, że tak długo nie było nowego rozdziału, ale obiecuje, że następny pojawi się szybciej (możliwe, że w środę). Mam nadzieję, że ten się wam spodobał i liczę na wiele komentarzy! Jeśli macie jakieś uwagi, niekoniecznie dotyczące rozdziału, to one też są mile widziane. :)

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 8

Miałyście kiedyś tak, że świadomie krzywdziłyście osoby na których wam zależy? Zaczynałyście coś, co zagrażało wam oraz waszym bliskim, a później nie mogliście się z tego wyplątać? Ja niestety tak i nie jestem z tego zadowolona, a mimo to nie mogę przestać.
I z każdą kolejną sekundą jest mi coraz trudniej powiedzieć nie.
Zaczynam się zatracać.
Kiedy już myślę, że dam radę powrócić do tego co było wcześniej, znowu pojawia się ON. Wyłazi do mojego życia by zrobić w nim trochę bałaganu i odejść. Potem wraca i jest to samo, a ja nie umiem go wygonić.
Może wcale nie chcę?
Nienawidzę go tak bardzo, a mimo to pozwalam mu by był jeszcze bliżej mnie. Cierpię przez to nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.
Karmię go swoim nieszczęściem - on tego potrzebuje.
Przez niego krzywdzę osoby, które kocham. To właśnie ON pomógł mi to odnaleźć. Moją własną ucieczkę od wszystkiego, tylko nie od niego.
Tak bardzo jak nienawidzę jego, tak bardzo nienawidzę siebie. Nie znoszę się za to co robię, wiem, że nie powinnam, ale i tak ciągle się tego trzymam.
Jestem naiwną dziewczynką, a on moim osobistym koszmarem...

Siedzę u Harry’ego już od godziny i oglądamy jakąś zboczoną komedie niczym para dobrych przyjaciół, którymi nie jesteśmy i nigdy nie będziemy.
Moje poczucie winy jest niewyobrażalne! To co zdarzyło sie u Alexa w ogóle nie powinno mieć miejsca. Nigdy nie podejrzewałam siebie o coś takiego. Czuje sie teraz jak nic nie warty śmieć.
Czuję sie brudna.
Dave w żadnym wypadku na to nie zasługuję i nie powinnam była mu tego robić. Nic już nie mogę na to poradzić, tak bardzo bym chciała cofnąć czas i zamiast go pocałować to przywalić mu w ten jego głupi ryj. Głupi i piękny ryj - dodał mój głosik w głowie.
-Oh zamknij się! - krzyknęłam i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego że powiedziałam to na głos. Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony, a ja lekko się zarumieniłam.
-Do kogo to było? - zapytał lekko zdenerwowany.
-Yh do nikogo. Nie chciałam tego powiedzieć - odpowiedziałam prawie szeptem. Tak mi wstyd.
-Okey? - Harry z powrotem zwrócił swój wzrok na telewizor. Nie lubiłam jak czułam kiedy na mnie patrzy, bo zawsze gdy to robi to tak jakby chciał wypalić we mnie jakąś dziurę czy coś.
-Harry? - zapytałam niepewnie.
-Hmm? – Spojrzał na mnie tymi swoimi szmaragdowymi oczami. Zaraz odpłynę!
Nie byłam pewna czy powinnam zaczynać ten temat, ale jakoś nie mogę przestać o tym myśleć.
-Dlaczego Alex hmmm. Dlaczego Alex chciał mnie przed tobą ukryć? - Popatrzył na mnie zaskoczony i szybko odwrócił wzrok tak, jakby chciał coś przede mną ukryć.
-Nie mam pojęcia królewno, ale obiecuje, że się dowiem. Pamiętasz jak ty sie tam w ogóle znalazłaś? - Próbował delikatnie zmienić temat. Coś ukrywasz Harry!
-Nie. Pamiętam tylko, że zgubiłam Abby i nagle wszyscy zaczęli uciekać. Wtedy znalazł mnie ten chłopak. Właśnie! Kto to był? - Zadałam kolejne pytanie, nie wspominając o chwili słabości. Tak bardzo chciałam wszystko wiedzieć. Mówiłam wam już, że jestem bardzo ciekawska?
-Luke - odpowiedział zmieszany. Zastanawia mnie to dlaczego Alex był taki zły, gdy mnie z nim zobaczył . Z tego co mówili, o tej perspektywie martwej mnie w jakiś magazynach, nie mógł być dobrym człowiekiem
-Może coś więcej?
-Im mniej wiesz tym lepiej dla twojego bezpieczeństwa, a teraz usiądź spokojnie i oglądaj film. - Bezpieczeństwo bla bla bla. Ja chcę wiedzieć, a nie! Co za irytujący człowiek! Czasami mam ochotę go zabić. Naprawdę. Nie lubię jak ktoś zataja przede mną prawdę, zresztą kto lubi. Zaczęłam temat i w sumie nic nowego się nie dowiedziałam, a zamiast tego zyskałam lekko napiętą atmosferę.
Wpatrywałam się w niego jeszcze przez chwilę, aż podniosłam się i poszłam do jego łazienki.
Z tego co dane było mi zobaczyć jego dom nie był duży. Parter i piętro. Zauważyłam przytulny ganek, ale też w miarę duży salon, którego Harry chyba nie sprzątał od jakiegoś czasu.
Weszłam do łazienki, w której już wcześniej byłam i przepłukałam twarz. Chciałam tylko na chwile od niego odjeść. Odetchnąć. Jakoś, gdy jest koło mnie, strasznie się męczę nawet samym patrzeniem na niego. Czy to nie dziwne?
Po niecałych dwóch minutach otworzyłam drzwi i po cichu udałam się do salonu. Usłyszałam jak Harry rozmawia przez telefon, wiec zatrzymałam się i postanowiłam posłuchać.
-Jak to?!- krzyknął do słuchawki. Był zdenerwowany. -Mike miał dostarczyć towar! Gdzie on jest? – Jaki towar? Jedno mi się tylko nasunęło. Okłamał mnie? -Jak można spieprzyć tak ważną sprawę? Wiecie ile to pieniędzy!- Gdy usłyszałam jego ton głosu, momentalnie się wzdrygnęłam. Strasznie się go bałam, planowałam nawet uciec przez okno czy coś, ale wiem, że daleko bym nie zaszła. Znalazłby mnie.
On zawsze to robi.
-Nie. Poczekajcie z nim jeszcze chwilę, nim go załatwimy chcę z nim jeszcze pogadać. Zaraz tam będę! – Załatwimy? Kiedy to co powiedział do mnie doszło, zrobiło mi się słabo. Wiedziałam, że skończył, więc weszłam do kuchni.
-Musze gdzieś je… - Był w szoku. Domyślił się, że go słyszałam. Nie dziwię się, bo trzęsłam się jak galareta. Byłam sparaliżowana przez strach. – Nie. To nie tak jak myślisz. Cholera! Nie powinnaś tego słyszeć. – Czyli to, to są te rzeczy, o których nie mogłam wiedzieć? Te gorsze i inne, które robi? Zabija ludzi?
Harry chciał się do mnie zbliżyć, ale kiedy tylko to zrobił automatycznie cofnęłam się w tył. Nie chciałam go dotykać. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. On cholera zabijał ludzi! Pieprzony morderca! A co jeśli ja jestem jego kolejną ofiarą?
-Rose… - zaczął spokojnie.
-Odwieź mnie do domu. Teraz! – Mój strach obecnie przerodził się w złość. Nie panowałam nad sobą i miałam nadzieję, że nie będzie podejmował jakiś prób by mnie do siebie przekonać i powiedzieć, że to nie tak, bo nie wytrzymam. Poszłam na ganek, złapałam za klamkę i wyszłam z domu.
Udałam się do samochodu i zaczęłam szarpać się z drzwiami, które nie ustępowały. Usłyszałam cichy śmiech i dźwięk symbolizujący, że samochód został otworzony. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej, kiedy doszło do mnie, że nie wpadłam na pomysł, że auto może być zamknięte. Rose ogarnij się! Jak mam się kurwa ogarnąć jak właśnie spędzam czas z mordercą? A najgorsze, że całowałam się z mordercą!
Brzydzę się nim! Tak strasznie żałuje, że dałam się wtedy Dave’owi namówić na ten klub. Gdybyśmy tam nie poszli nie poznałabym go! A więc to jego wina. Dave’a.
Boże co ja się okłamuje! Gdybym umiała się postawić Harry’emu już w drugi dzień naszej znajomości nie siedziałabym teraz w jego aucie i nie trzęsła się ze strachu! To wszystko moja wina. Nie cierpię się za to.
-Słuch…
-Nawet nie próbuj się teraz do mnie odzywać! – krzyknęłam w ogóle nie myśląc co robię. Krzyczałam do zabójcy!
-Rose proszę cie spokojnie. Nie dramatyzuj. – On sobie chyba żartuje! Jak mogę być w takiej chwili spokojna?
- Jesteś śmieszny. Siedzę w jednym aucie z mordercą, który być może mnie też chce zabić. Wiesz co ? Oszczędź mi czekania, zrób to teraz!
-Zwariowałaś już do reszty! Nie zabijam niewinnych ludzi, a zwłaszcza kobiet! – Czyli zabija winnych? To kim on do cholery jest? Tak czy siak kogo by nie zabijał dalej jest tym pojebanym mordercą, z którym nie mogę czuć się bezpieczna.
Nie odzywałam się już przez resztę drogi. On również. Cholernie się bałam, wiec odsunęłam się tak, by być jak najbardziej przytulona do drzwi. Zastanawiałam się jakie błędy popełniłam. Na pewno mogłam posłuchać się Sue i zerwać z nim kontakt, kiedy był jeszcze na to czas.
Teraz już mu nie ucieknę…
Boje się też, że przez to wszystko Dave jest zagrożony, a gdyby mu się coś stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Nie chciałabym przechodzić przez to drugi raz.
Przez śmierć kolejnej bliskiej mi osoby…
Po dziesięciu minutach drogi w ciszy Harry zatrzymał się pod moim budynkiem. Szybko złapałam za klamkę i wyszłam z auta. Ruszyłam do drzwi wejściowych ,lecz nie zdążyłam mu uciec. Zatrzymał mnie.
-Puść mnie – warknęłam.
-Zrobię to kiedy będę miał na to ochotę, a teraz mnie posłuchaj. – Jego oczy! Momentalnie zrobiły się cholernie ciemne. Był jak w transie. Bałam się. – Nikomu nie mówisz, że znasz Harry’ego Stylesa. Nikomu nie mówisz, że zabijam, bo jeśli to zrobisz… - urwał na chwilę jakby zbierał siły na to co chce mi powiedzieć. – To wtedy automatycznie staniesz się winna królewno.
-Yhy. – Byłam sparaliżowana. Nie wiedziałam co mam robić. Chciał mnie zabić?
-Cieszę się, że to rozumiesz królewno. Do zobaczenia wkrótce. – Schylił się do mojego policzka i musnął go delikatnie. Ten mały gest był tak silny i mimo tego, że strasznie się bałam, zaczęło towarzyszyć mi kolejne uczucie. To przyjemniejsze.
Patrzyłam jak odjeżdża, nie potrafiłam się ruszyć. Jeszcze nigdy w życiu aż tak bardzo się nie bałam.
***   
-Na pewno wszystko dobrze kochanie?
-Tak – odpowiedziałam cichutko. Wiedziałam, że on to zauważy. Dave znał mnie najbardziej z całego towarzystwa, które mnie otacza. Nie wiedział o mnie większości rzeczy, ale wiedział, kiedy coś jest ze mną nie tak.
-Pewna jesteś? Nawet nie ruszyłaś ryżu. – Ah no tak! Byłam taka przejęta tym wszystkim, że nie miałam teraz ochoty na jedzenie. Podejrzewam nawet, że gdybym coś wzięła do buzi to zaraz bym klęczała przed ubikacją. – A ty tak lubisz ryż.
-Tak, wszystko w porządku. – posłałam mu fałszywy uśmiech i wróciłam do grzebania widelcem w talerzu.
-Jak chcesz. Może byśmy pojechali zrobić jakieś zakupy? Nie mamy nic w lodówce – zaproponował.
-Tak. Możemy. – Pomyślałam sobie, że może wspólny czas spędzony z Dave’em pozwoli mi zapomnieć o osobie, jaką jest Harry. Zapomnieć, że w ogóle go znam. Tak to dobry pomysł!
-Naprawdę? – zapytał zdziwiony.
-A czemu nie?
-Bo nigdy nie jeździmy razem. Cieszę się, że zmieniłaś zdanie. – Kocham to kiedy jest on w stosunku do mnie taki niepewny. Kocham to kiedy gubi się przy mnie, kiedy go rozpraszam. Wiem, że chciałby mnie mieć w zupełności, ale to jak na razie w ogóle nie wchodzi w plan życia z Dave’em.
-To ja się pójdę przebrać okey? – Mężczyzna pokiwał głową wiec wstałam od stołu i poszłam do garderoby. Wyciągnęłam stamtąd jasne jeansy, czarny sweter i czystą bieliznę. Postanowiłam wziąć szybki prysznic. Po dziesięciu minutach byłam już w zupełności gotowa do wyjścia.
*** 
Naszym celem był najbliższy market, który znajdował się kilka przecznic dalej od naszego mieszkania. W samochodzie panowała cisza, w sumie to dziwne, bo Dave zawsze nawijał. Był swego rodzaju gadułą lubiącą mówić o sobie. Nie przeszkadzało mi to, lubiłam go słuchać i się z niego śmiać.
W końcu postanowił zagadać. Dave martwiłam się!
-A jak się bawiłaś? – Momentalnie zrobiło mi się przykro, chyba nie musze mówić z jakiego powodu?
-Było hmmm fajnie. Dobrze czasami spotkać się ze starymi znajomymi. – Oh jak ja nie lubiłam go okłamywać!
-Cieszę się, że masz kogoś z kim mogłabyś spędzać czas. Zaczynałem się martwić. Moi znajomi to nie wszystko. – Wiem, że się martwił. Przez ten cały czas, kiedy z nim jestem nie wspomniałam mu o żadnych swoich znajomych. Pff ja ich nie miałam. Nie szukałam, bo nie chciałam. Wolałam być sama. Przyzwyczaiłam się do tego. Lubię odpychać od siebie ludzi, czasami zupełnie nieświadomie. – Mam nadzieje, że kiedyś mnie z nimi zapoznasz.
-Tak, postaram się. Tylko nie daj mi powodu, żebym była o ciebie zazdrosna. – Chciałam jakoś rozładować atmosferę i mi się udało – Dave zaczął się śmiać.
Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przed olbrzymim sklepem.
Mężczyzna wziął wózek i weszliśmy do budynku. Dobrze, że pamiętał o tym, by zrobić listę. Lubiłam jego zorganizowanie, poniekąd też taka byłam. Lubiłam mieć wszystko poukładane. Hmmm uwielbiałam robić bałagan, ale nie znosiłam na niego patrzeć. Tak wiem,  jestem dziwna.
Pakowaliśmy wszystko co potrzebne, a do tego jeszcze każdą moją zachciankę.
Było pełno śmiechu, kurde jak nie my! Bardzo dobrze czułam się w jego towarzystwie. Jak jeszcze nigdy. Wydaje mi się ze wpłynęła na to sytuacja z rana. Chciałam mu to jakoś wynagrodzić, więc tworzyłam się na niego. Chciałam wszystko naprawić, w jakiś szalony sposób go przeprosić.
-Ah bym zapomniał! Poczekaj tutaj, idę po frytki – powiedział uradowany. Był w dobrym humorze co bardzo mnie cieszyło. Zostawił mnie samą, więc zaczęłam pchać wózek w kierunku słodyczy. Rozglądałam się za moimi ulubionymi batonami jakimi jest Twix i Mars, kiedy ktoś wykrzyknął moje imię. O nie! Obróciłam się na piecie i ujrzałam Iana. Normalnie cieszyłabym się na jego widok, ale nie teraz, kiedy jest w jednym budynku z Dave’em.
-Hej – zwołał jeszcze raz i podszedł do mnie. Uśmiechnęłam się nerwowo i zaczęłam rozglądać się czy w pobliżu nie ma mojego chłopaka.
-Cześć – odpowiedziałam niby wesoło, kiedy doszłam do wniosku, że na razie wszystko jest ok. Może zdarzę go spławić.
-Gdzieś ty się podziewała dziewczyno? Harry przez kilka godzin cie szukał i postawił na nogi każdego, kto mógłby wiedzieć cokolwiek o twoim zniknięciu. – Aż tak bardzo się przejął?
-Hmm Alex zabrał mnie do siebie. Nie mogłam znaleźć Ha… - Ktoś mi przerwał, a mój oddech momentalnie przyspieszył. Mam problem!
-Kogo nie mogłaś znaleźć kochanie? – Musiał powiedzieć kochanie. Dave jest niezwykle zazdrosny. Zawsze lubi zaznaczać to, że jestem jego, chodź ja myślę trochę inaczej.
-Abby. To jedna z moich koleżanek, z którymi wczoraj wyszłam.- Uśmiechnęłam się. Byłam zdenerwowana.
-Amm, a ten to…
-Ian. Jej chłopak! – Nakręciłam. Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony, a ja posłałam mu proszące spojrzenie.
-Tak. Miło mi cię poznać… - Jezu musze mu za to podziękować!
-Dave. – Dokończył i podał mu rękę.
-No nic, muszę już lecieć, bo obiecałem ABBY, że nie będę tutaj długo. – Specjalnie zaakcentował jej imię. Wiedziałam, że będę musiała się tłumaczyć. – Fajnie było was spotkać. Do zobaczenia.
-Bardzo fajny chłopak. A ta Abby to jakaś twoja przyjaciółka? – Ruszyliśmy w przeciwną stronę - prosto do kas. On też był ciekawski. Kolejna rzecz, która nas łączy.
-Jest ze mną najbliżej ze wszystkich dobrych znajomych, ale to jeszcze nie przyjaciółka. – Nie kłamałam. Harry nie jest dobry, wiec się nie zalicza.
-Chciałbym ją kiedyś poznać. – Uśmiechnął się do mnie. Nie był zły i z tego się cieszyłam!
-Załatwione! – Nie wiem w sumie jak do tego dojdzie skoro chce się odizolować od Hazzy, ale można coś wymyśleć. W sumie to jeszcze nawet nie wiem jak mam się od niego odciąć, ale postaram się cos wymyśleć. Może się wyprowadzimy? Nie! To nie przejdzie. Rose nie myśl teraz o tym! Tak też zrobiłam. Cały czas rozmawiałam z Dave’em, a w międzyczasie zapłaciliśmy za zakupy i wsadziliśmy je do auta. Później pojechaliśmy jeszcze do jego kancelarii, by wziąć jakieś papiery i wróciliśmy do domu. Upiekliśmy razem ciasto czekoladowe co było naprawdę niecodziennym widokiem! Postanowiliśmy, że zrobimy sobie maraton filmowy. Hobbit i Władca pierścieni to dobry pomysł! Przygotowałam różne przekąski, a mężczyzna włączył pierwszy film. Musze powiedzieć, że oprócz ranka ten dzień był całkiem fajny! Byłam zdziwiona tym, że potrafiłam spędzić z Dave’em tak miło czas. To dobry znak.
W czasie oglądania już drugiej części Hobbita gdzie pojawił się mój boski Legolas usłyszeliśmy dzwonek. Mój „kochaś” zatrzymał film, a ja poszłam otworzyć drzwi.  Przeraziłam się, kiedy zobaczyłam osobę, której w ogóle nie spodziewałam się w tej chwili.


Są chwi­le, by działać i ta­kie, kiedy na­leży po­godzić się z tym, co przy­nosi los…
_________________________________________________________
Dzień dobry kochani! Przepraszam, że musieliście czekać tyle na ten rozdział, ale mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli. J Kolejny PRAWDOPODOBNIE pojawi się w przyszłą niedziele, ale niczego nie obiecuje. Wszystkim bardzo dziękuje za komentarze i zachęcam do dodawania nowych!