niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 11


Stał przede mną on. W swojej przylegającej do torsu czarnej koszulce i tego samego koloru obcisłych jeansach. Włosy praktycznie jak zawsze były zaczesane do tyłu i wiem, że nie przyłożył do tego zbyt wielu starań, a mimo to wyglądał bardzo pociągająco.
Zmierzył mnie wzrokiem i na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Byłam przerażona. W sumie to nie wiedziałam do końca, co powinnam teraz czuć.
Wydawało mi się, że jeśli chociaż spróbuje udawać, że się nie boje i że jestem dzielna, wszystko pójdzie trochę lepiej. Może się myliłam?
Powoli do mnie podszedł i uklęknął obok. Bicie mojego serca bardzo przyspieszyło. Nienawidziłam tego jak on na mnie działał.
Opuszkami swoich palców delikatnie pogładził mój zimny policzek. Ponownie się uśmiechnął i złożył krótki pocałunek na moim czole. Dziwne. Zaskoczyło mnie jego opanowanie, ale wiedziałam, że coś jest nie tak. W końcu mnie porwał!
Po krótkiej chwili już miałam pewność.
Na szczęście wyładował swoją złość na meblu stojącym obok.  Nie byłam jego celem, za co byłam wdzięczna. Nie wiem, czy moje ciało byłoby zdolne wytrzymać kolejnej krzywdy z jego strony. Wtedy bez szpitala by się nie obeszło.
-Do cholery jasnej, czy ty bierzesz sobie mnie choć trochę na poważnie!? – krzyknął nade mną tak głośno, że aż podskoczyłam ze strachu. Bałam się. – Czy jeśli do ciebie mówię słuchasz mnie? – Chciałam pokiwać głową, ale nie byłam w stanie. – Otóż, kurwa, nie!
-Harry. J…ja nie wiem o co chodzi – powiedziałam cicho. Byłam w szoku, że w ogóle zdołałam się odezwać.
-Nie wiesz? Już ci, kurwa, wyjaśniam!
Najpierw przestań przeklinać, debilu!
-Co ci mówiłem? Że masz nikomu nie mówić, o czymkolwiek co jest kurwa związane ze mną, a już na pewno nie nasyłać na mnie swojej gównianej przyjaciółeczki! – wrzasnął i przewrócił kolejny mebel. Tym razem było to krzesło. Postanowiłam wstać. Wiedziałam, że coś się wydarzy!
-Nie nazywaj jej tak! – krzyknęłam ignorując ból.
-Nie podnoś na mnie głosu!
-To ty możesz, a ja nie? – Pewniej zbliżyłam się do niego. Wiedziałam, że wygrałam. – Gdzie jest Sue? Harry czemu ja tu jestem?!
-Nie wiesz? Twoja kochana przyjaciółeczka tak się martwiła, że nasłała na mnie jakiś swoich cudownych i jakże zdolnych kolegów. Niestety, coś nie wyszło. – Kiedy na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech do mnie coś dotarło.
Zabił ich.
To cholera wszystko przeze mnie!
-Harry! Gdzie jest Sue?!- Chciałabym usłyszeć, że jest bezpieczna. 
-Nie wiem, kochanie. Może w pracy, może na zakupach, albo właśnie cię teraz szuka. – Czyli żyje?
-Co chcesz przez to powiedzieć? Wyjaśnij mi to! – Zaczynałam się denerwować.
Złość. Strach. Ból.
To było to, co teraz czułam. Najgorsze trzy emocje połączone w jedno.
-Rose, bądź cierpliwa! Gdybyś bardziej znała swoich przyjaciół i uważała co komu mówisz, hmmm… nie byłoby cię teraz tutaj.
-Harry. Do jasnej cholery, możesz ze mną rozmawiać normalnie? – Usłyszałam śmiech. Musiałam usiąść.
-Co rozumiesz przez ”normalnie”?
Złość.
-A weź daj ty mi święty spokój! – Postanowiłam się położyć. Stanie i pyskowanie to zbyt wielki wysiłek.
Ból.
-A więc idę. – Ruszył w kierunku drzwi i już miał łapać za klamkę, kiedy się odezwałam. Sama nie wierzyłam, ze wypowiedziałam do niego w tej właśnie koszmarnej sytuacji to słowo.
-Zostań.
Obrócił się i podszedł jak najszybciej do łóżka, na którym obecnie się znajdowałam. Ułożył się koło mnie i delikatnie przybliżył mnie do siebie. Zupełnie nie ogarniałam co się dzieje!  To było mega pogmatwane, wręcz pojebane. To zadziwiające, jak szybko zmieniał swoje nastawienie. W jednej chwili kochany chłopak, a w drugiej prawdziwy dupek, a to chyba najładniejszy sposób by określić jego czarną stronę.
Popatrzyłam w jego piękne zielone oczy i zastanawiałam się, jak ktoś taki jak on o wyglądzie anioła mógł zabić tyle ludzi i nie mieć żadnych wyrzutów.
To chore, że leżałam z nim teraz w jednym łóżku.
-Harry? – zaczęłam cicho. Czułam się w pewnym sensie wyjątkowo kiedy tak lustrował moją twarz. Interesowałam go?
W odpowiedzi tylko mruknął.
-Możesz mi powiedzieć co się stało? Ja naprawdę nic nie wiem. Może bym mogła to jakoś wyjaśnić. Zmienić. – Nie wiem czemu tak idiotycznie się zachowuje. Może wydaje mi się, że w ten sposób jakoś do niego dotrę.
-To jak będzie? – Wiem, że ze sobą walczył. Próbował nie wybuchnąć, choć zupełnie nie wiem czemu się hamował. Odwrócił się na plecy i gapił się w sufit. Nie miałam okazji już spojrzeć w jego oczy. Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Wziął głęboki wdech by się uspokoić i zaczął mówić.
-Sue, ta dziwka – poinformował mnie. Już chciałam się odezwać, ale uznałam, że jeśli chce się dowiedzieć więcej, to musze być cierpliwa. – Rose, jesteś pewna, że ją znasz?
-Oczywiście, że… - zatrzymałam się na chwile. A znam? – Nie. Nie tak dobrze, jak powinna przyjaciółka.
-Tak myślałem. Niezłe ziółko z niej. – Do czego to prowadzi? Wolałam się z nim kłócić.
-Interesuje mnie tylko powód mojego przymusowego siedzenia tu i jestem pewna, że to nielegalne. – Popatrzył ma mnie jakby urażony.
-Twoja przyjaciółeczka jest cwana i zorganizowana. Zwołała paru mięśniaków. Była strzelanina. Czterech zabitych, a jeden w szpitalu. Kochanie, mogłaś wprowadzić nas wszystkich w wielkie kłopoty – powiedział mi prosto w oczy. Zadziwiało mnie to jak bez żadnego współczucia mówił o tych zbrodniach. Czterech zabitych, jeden w szpitalu. To takie normalne!
-I mówisz to tak zwyczajnie? To nie jest dla ciebie straszne? – znowu się roześmiał. Bawiło go to. To naprawdę chore! Próbowałam udawać, że nie jestem nawet w małym stopniu przerażona.
-Kochanie, to moja codzienność. – No tak. Przecież to Harry Styles. Morderca którego powinnam się panicznie bać. Tak, że aż bym srała w gacie. Czemu tego nie robię!?
-A Sue? Co z Sue? Jak w ogóle wiesz, że to ona ich nasłała? Była tam? – O mój Boże!
-Nie, ale jeden przed śmiercią przydał się do czegoś. – Delikatnie uniosłam się na dłoniach, uważając przy tym na moją głowę. – Zawsze zadziwiła mnie nielojalność ludzi… to naprawdę przykre, ale często przydatne.
-Czy... – zaczęłam próbując zadać najważniejsze pytanie.
-Nie! Dość tych pytań. Za dużo wiesz. – Cholera!
-Ale…
-Nie.
-Harry…
-Rose… - Przewrócił oczami i wstał z łóżka.
-Ostatnie pyt…
-Nie! – wrzasnął podirytowany. Muszę je zadać!
-Czy ona jest bezpieczna!? – Odwrócił się z powrotem w moja stronę i jakby zachichotał?
-Tak, ale już nie długo. – Rzucił i wyszedł. Tak po prostu. Jęknęłam i rzuciłam się do drzwi. Niestety były już zamknięte.
-Harry! - krzyknęłam najgłośniej jak tylko umiałam. To jakiś koszmar.
Strach.
Wróciłam się do wielkiego oraz nawet wygodnego łóżka i powoli się położyłam.
Zastanawiałam się, ile już tu byłam. Czy może dwie godziny czy raczej dwa dni? Możliwe, że nafaszerował mnie jakimś prochami czy coś koło tego i spałam przez kilka dni.  Byłam pewna dwóch rzeczy.
Pierwsza to taka, że obecnie była noc, a druga to taka, że na 100% Dave już mnie szuka.
Wiedziałam, że będą z tego same kłopoty. Mogłabym obwiniać za to Sue, ale gdybym nic jej nie powiedziała i lepiej kłamała, nic by takiego nie miało miejsca…

***

Obudziły mnie promienie słońca, które przebijały się przez małe okno w pokoju. Nawet nie wiem kiedy przedtem zapadłam w sen. Kiedy już powoli dochodziło do mnie to, w jakiej jestem sytuacji, natychmiast się podniosłam.
Ból głowy nie był już tak intensywny jak przedtem. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam, że na biurku leży taca z jedzeniem. Podniosłam się i podeszłam do dość dużego drewnianego mebla. Zauważyłam dwa tosty i mój ulubiony - sok pomarańczowy. Uśmiechnęłam się i zabrałam ze sobą na łóżko tacę. Byłam niesamowicie głodna, więc od razu wzięłam się za jedzenie.
Zjadałam oraz wypiłam wszystko. Wkrótce po tym wstałam i podeszłam do okna. Znajdowałam się w jakimś bloku. To nie był dom Harry’ego. Zaczęłam trochę panikować, ponieważ doszło do mnie, że w sumie jestem jego więźniem, co jest zupełnie nienormalne.
Wystraszyłam się, kiedy usłyszałam tupot stóp, a zaraz po tym przekręcany zamek w drzwiach. Drewniana powłoka się otworzyła, a w drzwiach stanął Harry.
Ubrany był w to samo co wczoraj, ale dodatkowo miał na sobie granatową bluzę. Z jego twarzy było trudno cokolwiek wyczytać. Dużo emocji, które były dla mnie zagadką. Nie znałam go jeszcze na tyle dobrze, żeby wyciągać z tego jakieś wnioski. Szczerze, to wątpię czy kiedykolwiek go poznam.
Zamknął za sobą drzwi i wszedł w głąb pokoju.
-Jak się spało, królewno? – zapytał wesoło. Był w dobrym humorze, chyba że to jakaś zmyłka.
-Nawet- odpowiedziałam sucho.
-Ojojoj, ktoś tu wstał lewą nogą – zaśmiał się krótko i usiadł na łóżku.
-Jak długo tu jestem? – Postanowiłam, że póki dam radę będę udawać obojętną na te wszystkie jego zdolności uwodzenia.
-Tydzień. – SŁUCHAM? Nie, to niemożliwe. Wiedziałam, że dał mi jakieś prochy! Loczek gardłowo się zaśmiał. – Żartuje. W sumie to coś około 14 godzin. Gdybyś widziała swoją minę…
-Ha ha ha, bardzo śmieszne. – Denerwował mnie.
-Chodź. Zaprowadzę cie do łazienki. Przygotowałem kilka potrzebnych rzeczy dla ciebie. – Oh jak miło z twojej strony!
Hazz wyszedł z pokoju, a ja podążyłam za nim. Przeszliśmy przez mały, zagracony korytarzyk i weszliśmy do trochę większej łazienki naprzeciwko kolejnych drzwi.
-Tu masz ubrania. Mogą być trochę za duże, ale myślę, ze dasz radę. Ręcznik i nowa szczoteczka leżą na koszu na pranie – wyjaśnił. Powinnam być mu wdzięczna? – Jak będziesz potrzebować pomocy to wołaj królewno – dodał zaczepnie i puścił mi oczko.
Rose, dasz rade.
Łazienka była dosyć przestronna. Zarówno podłoga, jak i ściana, była wyłożona brązowo-kremowymi kafelkami.
Przekręciłam klucz w drzwiach na wypadek, gdyby Harry’emu cos odbiło i zaczęłam się rozbierać. Odkręciłam wodę w wannie i zostawiłam na chwilę, by się napełniła przynajmniej do połowy. Wlałam jeszcze jakąś 1/3 butelki płynu do kąpieli. Myślę, że gospodarz się nie obrazi za wykorzystanie, ale potrzebuje chwili relaksu.
Po około 5 minutach weszłam do wanny. Potrzebowałam zmienić sobie opatrunek i na szczęście zobaczyłam, że koło ręcznika leży również bandaż. Byłam zdziwiona tym, że Harry o wszystko zadbał. To było naprawdę dziwne i zbyt… idealne?
Nie bardzo wiedziałam, czy mogę zamoczyć swoją głowę, więc postanowiłam tego nie robić.
Posiedziałam z 20 minut w wannie i po umyciu się wyszłam z niej. Owinęłam się mięciutkim ręcznikiem i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów.
Kiedy ogarnęłam się z zębami i bandażem zaczęłam się ubierać.
Koszulka była męska więc wydaje mi się, że jego. Bielizna była nowiusieńka za co w duchu serdecznie dziękowałam. Ze spodni, które mi dał postanowiłam zrezygnować, ponieważ były o wiele za duże, więc ubrałam swoje z wczoraj.
Gotowa otworzyłam drzwi i ruszyłam w stronę pokoju, w którym mnie ”przetrzymywano”. Nie chciałam wybierać się na zwiedzanie mieszkania, czy co to tam jest, ponieważ nie wiedziałam kogo mogę napotkać. Wolałam chyba nie wiedzieć, gdzie dokładnie jestem.
Usiadłam na łóżku i szczerze to nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Nie wiedziałam też tego gdzie podziewał się Loczek, zostało mi tylko czekać.
W sumie to nie trwało to tak długo jak myślałam. Musiał usłyszeć, że wychodzę z łazienki. Kiedy pojawił się w drzwiach, kompletnie zamarłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
To też było dziwne.
Kiedy był w pobliżu, reagowałam na niego różnie. Raz czułam strach, raz pożądanie, raz nienawiść, a czasami tak jak właśnie teraz – zachowywałam się jakbym na moment straciła możliwość oddychania.
Jeszcze wtedy zupełnie nie wiedziałam, co było tego powodem…
-Co tam, królewno?- rzucił chcąc zacząć rozmowę. Bardzo zastanawiało mnie jego zachowanie, a kiedy w końcu odzyskałam mowę, udzieliłam mu odpowiedzi.
-A co według ciebie ma być? Zostałam porwana i jestem tutaj bo mnie do tego zmuszasz – odpowiedziałam dokładnie uważając by utrzymać swój suchy ton.
-Porwałem cię, ale nie trzymam przymusowo. Gdybyś chciała wyszłabyś z tego mieszkania już dawno, ale ty nie podjęłaś żadnej próby ucieczki. – To fakt, ale… w sumie to nie wiem czemu nie próbowałam. Może po prostu wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie?
-To nic nie znaczy – odpowiedziałam z lekkim zdenerwowaniem, na co chłopak zadziornie się uśmiechnął. Wiedział, że wygrał.
-Wmawiaj sobie, królewno. – Wyraźnie bawiło go to wszystko. W pewnym sensie cieszyłam się, że ma dobry humor. Lubiłam takiego Hazzę.
-Możesz mi powiedzieć kiedy będę mogła znaleźć się już w domu? – Chłopak zrobił udawaną smutna minę.
-Chcesz już wracać? A ja myślałem, że przed tym będzie jakiś seks czy coś takiego. – Co za bezczelny typ! Momentalnie zrobiło mi się słabo, ale gdy usłyszałam dźwięk jego cudownego śmiechu wiedziałam, że żartował, ale w pewnym sensie liczył na to. – Spokojnie, Rose. Nie zrobiłbym ci nic z tym związanego jeśli byś mnie o to nie poprosiła. – Szczerze to już nie wiedziałam co się po nim spodziewać. No w końcu nikt nigdy nie był dla mnie tak chamski, nikt mnie nigdy nie uderzył, ani nikt nigdy mnie kurwa nie porwał!
-Tia. To mogę już wracać? – zapytałam. Coraz bardziej się niecierpliwiłam.
-Pod jednym warunkiem.
-Jakim? – Harry uśmiechnął się cwaniacko, a ja już wiedziałam, że czas zacząć się bać.
-Pójdziesz ze mną na koktajl. – Co?
-Koktajl? – Szkoda, że przede mną nie było lustra. Z chęcią zobaczyłabym teraz swoją minę. On chce ze mną iść na koktajl? Po tym co się stało chce iść na jakiś głupi napój? On serio jest nienormalny.
-Koktajl – potwierdził. – Chyba, że nie lubisz, to może lody.
-Nie, nie. Koktajl jest spoko. – Przez tego faceta ja naprawdę wariuje!
-To super. Jesteś gotowa by już wyjść? – pokiwałam delikatnie głową. – To super! – krzyknął zadowolony i wyszedł z pokoju. Ja – dalej w ciężkim szoku, podążyłam za nim aż do małego salonu. Nikogo oprócz nas w domu chyba nie było. Harry podał mi moją bluzę, którą razem z butami ubrałam.
Po chwili wychodziliśmy już z domu.

*** 

W sumie to ja już nic nie wiedziałam! Siedziałam właśnie z mordercą, który mnie porwał przy stoliku w przytulnej kawiareńce, popijając wielki koktajl i śmiałam się razem z nim.
Harry właśnie opowiadał mi historie ze swojego dzieciństwa. Tak. Kiedy był mały, często jeździł do swojej babci na wieś i tam razem ze swoim przyjacielem wpadali w różne kłopoty. On chyba od zawsze nie należał do grzecznych chłopców.
Tylko kto by pomyślał, że ten uroczy mały chłopczyk będzie mordercą bez żadnego współczucia…
Wciąż byłam świadoma tego, że Harry tak naprawdę był złym człowiekiem, a jego teraźniejsze zachowanie było tylko chwilowe i w każdej chwili może zmienić się w prawdziwą bombę. Wystarczy jedno niewłaściwe słowo…
-I wtedy popchnąłem go i wpadł do kompostu. Naprawdę to było nie chcący! Spanikowałem – bronił się.- Miałem u babci przechlapane przez tydzień. Przez ten cały czas Ed dostawał moją porcje ciastek. – Zrobił naburmuszoną minę. Zadziwiało mnie to w jaki sposób się zachowywał. Uwielbiałam takiego Harry’ego.
Chciałam mu zadać tyle pytań, ale wiedziałam, że to nie odpowiedni moment, ponieważ mogłoby to zepsuć ten jego wspaniały humor. Nie wybaczyłabym sobie gdybym coś takiego zniszczyła. Jest to zbyt rzadko spotykane.
Harry oddał mi mój telefon i kiedy sprawdziłam go okazało się, że miałam tylko jedną nieodebraną wiadomość. Była od Dave’a. Napisał w niej że zostaje w pracy na noc i bardzo mnie za to przeprasza, ponieważ nie mógł się mną zająć.
Super się złożyło! Nie musiałam wymyślać jakiś durnych kłamstw, przez co momentalnie zrobiło mi się lepiej na duszy.
Rozmawiałam z Harrym jeszcze dobrą godzinę, kiedy zdecydowałam w końcu, żeby odwiózł mnie do domu.
Zajęło nam to jakieś 20 minut. Nawet w ciągu jazdy ciągle wybuchaliśmy śmiechem. 
Zupełnie nie rozumiałam, czemu Harry mnie porwał.
Zamknął mnie w jakimś mieszkaniu na niecały dzień tylko po to by trochę na mnie pokrzyczeć i się ze mną powygłupiać? Coś mi tu nie pasuje i planuje dowiedzieć się co. Zrobię to, ale kiedy indziej.
Gdy zatrzymaliśmy się pod wieżowcem, w którym mieszkam, nie wytrzymałam i zadałam pytanie na które tak samo jak chciałam znać odpowiedz tak bardzo się jej bałam.
-Harry? – zaczęłam. Chłopak spojrzał na mnie uśmiechnięty, ale gdy dostrzegł, że zmieniłam swoje nastawienie na całkiem poważne, uśmiech znikł z jego twarzy. – kto…kto mnie wtedy wsadził do tego auta? – wstrzymałam oddech, gdy czekałam na odpowiedź. W sumie wiedziałam, ale chciałam mieć pewność.
-Ian. – Tyle wystarczyło, bym lekko się podłamała. Dlaczego to zrobił? Był taki sam jak on? To jego wina? Kazał mu? Może zrobił mu krzywdę? Zamydlił mi oczy? I jeszcze z 50 takich pytań, które pojawiły się w mojej głowie gdy usłyszałam do imię. Moje obawy się potwierdziły. Szkoda tylko, ze jakoś nie mogłam się z tym pogodzić. Naprawdę chłopaka lubiłam. 
Odpuściłam sobie to by nie zadać więcej pytań, dlatego pożegnałam się z Harry'm i zamknęłam drzwi auta. On jeszcze dodatkowo mi pomachał, a ja w szoku weszłam do czystego i zadbanego budynku. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i otworzyłam mieszkanie. Dave'a  jeszcze nie było. Nie dzwonił, wiec raczej mnie nie szukał. Szybko poszłam się przebrać, by nie zobaczył męskiej koszuli, którą mam na sobie. Wybrałam pierwsze lepsze i wygodne rzeczy, które szybko ubrałam. Kiedy szłam do kuchni w celu zrobienia jakiegoś lekkiego posiłku, do domu niespodziewanie wpadł Dave. Był zdyszany i lekko wystraszony.
- Jedziemy do szpitala. Kyle jest w ciężkim stanie...
Momentalnie zrobiło mi się słabo i wtedy przypomniały mi się jego słowa.
Była strzelanina. Czterech zabitych, a jeden w szpitalu.
_________________________________________________________
Hej kochani! Naprawdę nie wiecie jak bardzo źle czuje się z tym, że tak dawno nic tu nie dodałam. Obiecuje, że jakoś wam to wynagrodzę i mam nadzieję, że trochę was tutaj jeszcze zostało. Kocham was! Z góry dziękuje za każdy komentarz, bo nawet zwykła kropka znaczy dla mnie naprawdę dużo.


 

środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 10

Pisnęłam, gdy rzucił mną o podłogę. Chciałam krzyczeć, ale się bałam. Bo co jeśli chłopcy na to nie zareagują? Tylko się ośmieszę. Nie wiedziałam z kim mam do czynienia, no bo w końcu przyjaźnią się z mordercą! To wszystko jest takie pogmatwane! Żałowałam, że dałam się namówić Abby na przyjazd tu. Co jeśli Charlie też ją krzywdzi?
Kiedy próbowałam się podnieść, chłopak szybko do mnie podszedł i uklęknął, a rękami przytrzymał mnie przy ziemi. Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Próbowałam wstać i w tym momencie Harry ponownie mnie popchnął. Z całej siły uderzyłam tyłem głowy w sam róg stołu. Jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu - fizycznego. Wystraszyłam się i zaczęłam się telepać. Byłam w lekkim szoku. W ogóle nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. Boże, czy ty się słyszysz? – usłyszałam głosik w mojej głowie. Fakt, spodziewałam się agresywności z jego strony. Pojebany morderca! Powinnam się bać, ale zamiast tego obecnie czułam już tylko złość. Spróbowałam go odepchnąć, ale to nic nie dało. Byłam zbyt słaba. Ponownie złapał mnie za nadgarstki, coś w nim pękło. Tak jakby. Jednak nie. Chyba.
Natychmiast pomógł mi wstać i posadził mnie na krześle. Po chwili dopiero zobaczyłam, czemu zmienił swoje nastawienie. W kuchni na płytkach była rozmazana krew. Moja krew.
Złość znowu przemieniła się w strach. Popatrzyłam na niego z bólem w oczach i wybiegłam z kuchni prosto do przedpokoju. Nie gonił mnie, ani nie krzyczał. Złapałam za klamkę wielkich czerwonych drzwi wejściowych i wyszłam wcześniej nikomu nic nie mówiąc. Czułam, że się trzęsę i dopiero teraz zaczynam panikować. Dotknęłam swoich włosów i poczułam czerwoną ciecz. Nie bałam się jej, raczej tego jakim cudem sączyła się z mojej głowy. Chciałam zadzwonić po Dave’a, ale najpierw musze wymyśleć porządną wymówkę. Ledwo szłam, ponieważ czułam się jakbym miała zraz stracić przytomność. Kręciło mi się w głowie.
Zabawne, krótki czas temu też szłam sama tą drogą i nie wiedziałam co zrobić także z powodu Harry'ego. Ta sytuacja lubi się powtarzać. Jestem naiwna. 
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk silnika samochodu. Wystraszyłam się, że to Harry, ale gdy się obróciłam na moje nieszczęście był to Ian! Odetchnęłam z ulgą gdy go zobaczyłam. Chłopak zatrzymał się obok mnie i wysiadł z auta.
-Gdzie ty idziesz? – zapytał wesoło. – Coś się stało? – spoważniał. Też bym tak zrobiła gdybym zobaczyła swoja minę.
-Harry się stał – odparłam cicho.
-Odwróć się – polecił. Zrobiłam to.
-Co do kurw… Rose? – zapytał zdenerwowany. Bardzo go lubiłam i miałam szczerą nadzieje, że nie jest taki jak on.
-Proszę. Zabierz mnie stąd – powiedziałam zrozpaczona. Na szczęście trzymałam się. Harry nie spowodował u mnie łez. Już nigdy tego nie zrobi.
-Jasne! Ale pod warunkiem, że mi wszystko opowiesz – odparł już trochę bardziej wesoło, próbując mnie zachęcić. Udało się. Obeszłam auto i usiadłam na miejscu pasażera. Zapięłam się pasami i chłopak ruszył. Gdy usiadłam zrobiło mi się trochę lepiej, ale ból był wciąż nie do wytrzymania.
-Przydałoby się to jakoś zatamować. Zabiorę cię do szpitala.
-Nie! Naprawdę nie trzeba. – Jeszcze tego mi brakowało by Dave odbierał mnie ze szpitala. Muszę coś wymyśleć.
-Nie dyskutuj ze mną. Zawiozę cię tam, choćbym miał wyciągać cie z tego auta siłą. – Słyszałam już coś podobnego. Tylko to nie brzmiało jak prawdziwa groźba. Wzdrygnęłam się.
-No dobra, ale co ja powiem Dave’owi?
-Właściwie, to co się dokładnie stało? – wiedziałam, że korciło go to pytanie. Zdziwiłam się, gdy podał mi jakiś materiał, ale po chwili zrozumiałam. Przyłożyłam sobie go do głowy. Nie chciałam ubrudzić mu siedzenia czy coś.
-Oh, nic takiego. - Chciałam od tego uciec.
-Rose, nie żartuj. Masz rozwaloną głowę. To wygląda bardzo poważnie. Musisz mi powiedzieć. Inaczej nie pomogę ci wymyśleć jakiejś bajeczki w szpitalu.
-A skąd wiesz, że nie chce powiedzieć im prawdy? – Gdy to powiedziałam Ian spojrzał na mnie. Oboje wiedzieliśmy, że nie powiem prawdy.
-Uderzył mnie. Rzucił mną o podłogę. Wiedziałam, że jest agresywny i co robi, ale nie sądziłam, że posunął by się do czegoś takiego w stosunku do mnie – odpowiedziałam całkiem poważnie.
-Co rozumiesz przez to, że wiesz co robi? – zapytał próbując brzmieć całkiem zwyczajnie. Nie udało się Ian!
-Że zabija – powiedziałam cicho tak jakbym bała się, że ktoś może usłyszeć. Chłopak natychmiast się spiął i posłał mi fałszywy uśmiech. Miałam być cicho?
-Powiedziałam coś nie tak? – zapytałam. Może czegoś się dowiem?
-Nie, to znaczy nie sądziłem, że tak szybko się dowiesz. Wiesz coś jeszcze? – Jest więcej? Co oni ukrywają?
-Nie. Tylko to. Tak myślę. – Chce zmienić temat!
-A więc… z tego wszystkiego nie zapytałem cię jak się czujesz. – DZIĘKUJE!
-Ból jest do wytrzymania.- Kłamałam. - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego mi się oberwało. Nic takiego nie zrobiłam.
-Harry… hm, Harry jest niecierpliwym człowiekiem. Łatwo się wkurza i nawet najmniejszy element potrafi wydobyć z niego potwora, którego zwykle ukrywa. – Czyli nie tylko ja uważam go za potwora?
-To wszystko jest bar… - Przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Na wielkim ekranie mojego smartfona widniał napis Dave. Przeprosiłam na monet i odebrałam.
-Hallo?
-Kochanie, jak się bawisz? Kiedy mam przyjechać? – Usłyszałam jego delikatny głos. Był totalną odmiennością Harry’ego!
-Wiesz, sprawy troszkę się pokomplikowały . Jadę teraz do szpitala poniew…- Przerwał mi.
-Co? Stało ci się coś?! Dobrze się czujesz? Gdzie jesteś? Boże, Rose! – Dave! Nie panikuj, daj mi powiedzieć!
-Spokojnie! Naprawdę, jest dobrze. – Chciałam, by się nie martwił. – Nic się takiego nie stało. Uderzyłam się tylko w głowę i teraz leci mi krew.
-Krew?! Dziewczyno do jakiego ty szpitala jedziesz?! Zaraz tam będę! – Nie! Tego mi jeszcze potrzeba!
-Dave! Spokojnie! Jest okey. Obecnie siedzę w samochodzie Ian’a. Abby poprosiła go, żeby mnie zawiózł. Wszystko ci wyjaśnię, ale jak wrócę. Jestem już bezpieczna – zapewniłam spokojnie.
-Jednak dalej wolę po ciebie przyjechać. – Ależ on uparty! Kocham takich ludzi.
-Dave. Będę w domu, jak wszystko dobrze pójdzie, za godzinę. Wszystko ci opowiem. Obiecuje. A teraz musze kończyć. Jestem pod szpitalem -  powiedziałam i szybko się rozłączyłam za nim mężczyzna mógł mi odpowiedzieć.
-Wszystko dobrze? – zapytał mój towarzysz, a ja pokiwałam głową. Otworzyłam sobie drzwi i ze szmatkom służącą mi za opatrunek ruszyłam w stronę szpitala. Ian szedł tuż obok mnie i czule trzymał mnie za talie bym się nie potknęła i upadła z uwagi na to, że bardzo kręciło mi się w głowię. Zabije cię Styles!
***

Po jakiś nieszczęsnych dwóch godzinach wyszliśmy ze szpitala. Głowę miałam całą owiniętą bandażem, co nie było ani fajne, ani komfortowe. Kiedy mnie przyjmowali razem z Ian’em wkręciliśmy pielęgniarce, że koleżanka nie chcący uderzyła mnie drzwiami tak mocno, że upadłam prosto na kant stołu. Było to słabe, ale jak widać skuteczne. Po kolejnych 30 minutach dotarłam pod budynek, gdzie znajduje się moje mieszkanie, wcześniej informując Iana gdzie konkretnie ma jechać. Szczerze podziękowałam chłopakowi, że chciał stracić ze mną swój cenny czas i zamknęłam drzwi auta. Udałam się do wysokościowca i wsiadałam do windy, gdzie dojechałam na dobre piętro. Po kilku sekundach otwierałam już drzwi mieszkania. Kiedy tylko weszłam do środku natychmiast znalazł się obok mnie Dave. Kiedy na mnie spojrzał wiedziałam, że był zły i bardzo przestraszony. Teraz się zacznie.
-Możesz mi to wyjaśnić? – powiedział zdenerwowany. A gdzie jego wieczne opanowanie?
-Oczywiście. Bardzo cię za to wszystko przepraszam – zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć.
-Mnie? No co ty! Chodź usiąść. Bardzo cię boli? – Delikatnie pokiwałam głową i byłam zadowolona, że za chwile będę mogła już jęczeć jaka to jestem poszkodowana.
-Byłam u Abby. Z początku same, ale później przyjechał Ian ze swoim kuzynem – Kłamstwo. – I kiedy byłam w kuchni i chciałam wychodzić, Abby potraktowała mnie drzwiami. Upadłam prosto na kant stołu. Resztę chyba wiesz. Nic takiego mi się nie stało. Poleżę trochę i przejdzie.
-Dziewczyno jak przez ciebie to kiedyś zawału dostane! – zawołał teatralnie. – Uważaj na siebie bardziej ty moja ciamajdo. – Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie chcąc przytulić, lecz niestety nie dało rady. Jęknęłam z bólu. Byłam zbyt obita. Miałam nie jednego siniaka na sobie, ale o tym to nie musi wiedzieć.
Kiedy jeszcze raz wszystko dokładnie – w jego mniemaniu – mu opowiedziałam, poszłam wziąć prysznic. Przeraziłam się kiedy zobaczyłam swoje gołe ciało w lustrze. Siniak na siniaku. Jestem wielką ciamajdą, ale jeszcze nigdy tyle ich nie miałam. Wzdrygnęłam się i weszłam pod prysznic, chcąc spłukać z siebie ten koszmarny dzień. Czułam się brudna…
***  
Kiedy następnego dnia obudziłam się ledwo co mogłam się poruszać. Głowa bardzo mocno mnie bolała, a prawie całe ciało odmawiało posłuszeństwa. To był koszmar. Nienawidziłam bezsilności. Jakimś cudem dałam rade dostać się do kuchni po napój i mały jogurt. Na Dave’ a musiałam  poczekać, ponieważ pracował dzisiaj do 20.00. Postanowiłam, że pójdę spać. I tak nie mogłam się poruszać, więc to w tym momencie wydawało się najlepszym zajęciem czasu…
***
-Rose! Rose, obudź się! – Powoli ponownie pojawiałam się myślami w tym normalnym, złym świecie. – Rose, kochanie. – Po chwili otworzyłam oko by załapać kto do mnie mówi i ujrzałam Sue. Oh kobieto dajże mi spokój!
-Pięć minut – powiedziałam sennie.
-Nie wygłupiaj się. Wstawaj idiotko! – Krzyknęła, że aż podskoczyłam wydobywając z siebie kilka jęknięć. Tak bolało!
-Już! Jesteś tragiczna – powiedziałam bardziej rozbudzona. Podniosłam się delikatnie na rekach i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na nią i momentalnie napłynął do mnie strach. Jej piwne oczy były niezwykle ciemne jak na nią. Była zła.
-Możesz mi to wyjaśnić?! – krzyknęła zdenerwowana.
-A czy ty możesz przestać krzyczeć?!- powiedziałam nie co bardziej głośniej. Trochę mnie to kosztowało.
-Tak, przepraszam – odpowiedziała spokojnie siadając obok mnie na łóżku. To jeszcze większa wariatka ode mnie. – A wiec?  – ponagliła.
-W ogóle co ty tu robisz? Jak się tu dostałaś?- To było dziwne.
-Dave do mnie zadzwonił i poprosił bym sprawdziła co u ciebie. Dał mi klucze. – I wszystko jasne!
-Rozumiem – westchnęłam.
-Co się stało?
-Nic takiego. Byłam u mojej nowej koleżanki Abby. Kiedy byłam w kuchni i chciałam już wyjść dziewczyna właśnie otwierała drzwi i uderz… - Co oni mają z tym przerywaniem!
-Rose wiesz, że ci nie wierze. Dave już opowiadał mi tą tandetną historyjkę. Mniej więcej dlatego tu jestem. To on ci to zrobił prawda? – Czemu ona nie jest taka naiwna jak Dave?
-Nie. Mówiłam już. To był WYPADEK. – Zaakcentowałam ostanie słowo dla większego efektu.
-Ta, jasne. Rose, daj sobie spokój. Obiecałaś mi, że już się z nim nie spotkasz.
-Sue naprawdę to nie jest takie proste. Chciałam się z nim nie spotykać nawet nie widziałam go przez jakiś czas, aż do wczoraj. Pojechałam się spotkać z Abby. Dziewczyną jego kolegi. Jest naprawdę super. Nikogo u niej nie było. Nie przewidziała tego, że po kilku godzinach pojawi się w jej domu.
-A wiec to on – upewniła się.
-Nie. To naprawdę Abby. – Próbowałam dalej trzymać przy swoim choć było to coraz trudniejsze skoro sama w to nie wierzyłam.
-I przez uderzenie drzwiami nie możesz się teraz nawet podnieść bez stęknięcia? To chore Rose – powiedziała. Wiem, że była na mnie cholernie zła. Obiecałam jej się z nim nie spotykać. Jednak to zrobiłam. Musiałam. Lecz czemu z jednego spotkania zrobiły się trzy?
-To było mocne uderzenie. – Byłam śmieszna. Naprawdę. Z mojej głupoty, aż zaśmiałam się na głos. Przestałam kiedy zobaczyłam, iż Sue patrzy na mnie tak jakby chciała mnie zabić. – Przepraszam.
-Zapłaci mi za to. – Co to ma znaczyć? Sue!- Jeszcze dzisiaj wyląduje w szpitalu.
-Sue! Co ty gadasz? – powiedziałam zdenerwowana. Ona zwariowała!
-Doigra się biedaczek. Niech lepiej już zacznie zbierać na operacje – warknęła i wyszła z sypialni. Najszybciej jak potrafiłam w moim stanie ruszyłam za nią, ale niestety nic nie zdążyłam zrobić, ponieważ kiedy byłam w salonie, jej już w moim domu nie było.
Cholera! Co ona miała na myśli? Kurwa! Co ona wymyśliła? Zabije ją kiedyś!
Sue jest naprawdę dziwna i tajemnicza. Wydaje mi się, że nigdy jej nie rozszyfruje. Ale do jasnej cholery co ona chce zrobić? Zaczynam się o nią bać. A co jeśli powinnam zacząć się bać o Harry’ego? Nie! Co jak co, ale o tego mordercę nie powinnam się bać. Więc dlaczego to robie?
Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Koszmar! Nie wysiedzę sama w domu. Mogłabym zadzwonić do Dave’a by ją jakoś zatrzymał, ale wtedy wszystko się wyda! I znowu ta bezsilność.
Poczłapałam do kanapy i wygodnie się rozsiadłam. Sięgnęłam po swój telefon i wykręciłam numer do dziewczyny. Dzwoniłam z jakieś 15 razy, ale ta nie odbierała. W końcu uznałam, że to bezsensu. Nie powstrzymam jej w ten sposób. A co jeśli widziałam ją po raz ostatni?
Nie!
Gwałtownie się podniosłam, czego zaraz pożałowałam. Dalej wszystko mnie bolało. Poszłam do małej garderoby gdzie ubrałam na siebie wąskie szare dresy, w których zazwyczaj nigdy nie wychodzę, ale w tym momencie byłam pewna, że ubranie rurek nie będzie dobrym pomysłem. Założyłam jeszcze na siebie zwykły różowy top a na to sportową kurtkę. Białe conversy i byłam gotowa. Zamknęłam dom i windą zjechałam na dół. Zmówiłam taksówkę, która przyjechała w niecałe 10 minut i powoli wpakowałam się do środka. Postanowiłam ignorować ból i poszukać dziewczyny.
To było bezsensu. Wiedziałam to.
Powiadomiłam miłego starszego pana gdzie ma się udać i po chwili jechaliśmy już w stronę domu mojej przyjaciółki.
Nie wiedziałam co robić. Bo może źle to zrozumiałam i przeżywam nie potrzebnie. Ale do cholery co tu można źle zrozumieć? Doigra się biedaczek. Niech lepiej już zacznie zbierać na operacje. Jedno było pewne. Ktoś dzisiaj ucierpi. Tylko czemu niewinni ludzie?
Po następnych kilku minutach, które dłużyły się nie miłosiernie znalazłam się pod domem Sue. Zapłaciłam i grzecznie się pożegnałam. Wyszłam z auta walcząc sama ze sobą bym nie wydała żadnego dźwięk, który sugerowałby, że cos mi jest. Weszłam do ładnie umeblowanego loby i udałam się w kierunku windy. Wjechałam nią na 6 piętro. Pukałam do jej wielkich mahoniowych drzwi, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Postanowiłam zapukać do mieszkania obok, gdzie mieszkała jej kuzynka. Może czegoś się dowiem? Nie musiałam długo czekać. Drzwi się otworzyły, a mnie ukazała się wredna kuzynka mojej najlepszej przyjaciółki z niebieskimi włosami. Mówiłam wam już, że jest jebnięta?
-Hej – zaczęłam niepewnie. – Czy… czy wiesz może gdzie podziewa się Sue?
-Nie – odparła sucho. – Wiem tylko, że wyszła rano.
-Ah no dobra. Dziękuje. Już ci nie przeszkadzam. – Wysiliłam się na fałszywy uśmiech i obróciłam się do niej plecami. Szczerze jej nie lubiłam, zresztą z wzajemnością.
-Ostatnio ciągle gdzieś wychodzi. Coś załatwia. To podejrzane. – Zignorowałam to i
ponownie weszłam do windy. Kiedy wyszłam z budynku buchnęło we mnie zimne powietrze. Zaczynało się ściemniać co nie było dla mnie dobrą wiadomością. Obecnie nie miałam już żadnego planu. Sue mogła być wszędzie. Powinnam wracać do domu. Nie wiem po co tu przyjechałam. Od początku wiedziałam, że jej tu nie znajdę, ale do samego końca miałam tą głupią nadzieje.
Zadzwoniłam po taksówkę, na którą czekałam z może jakieś pięć minut co było dziwne jak na to miasto. Wsiadłam do auta i przywitałam się tym razem z młodym chłopakiem z czarną czupryną na głowie. Podałam mu swój adres i ruszyliśmy.
W tym momencie zaczęłam żałować każdej decyzji, którą podjęłam przez te trzy tygodnie. Każda sytuacja ciągnęła za sobą co raz więcej. Co raz więcej Harry’ego. Nie było to ani dobre, ani wygodne. Ten chłopak był zły, zdecydowanie nie dla mnie. Przez takich jak on straciłam najważniejszego człowieka w moim życiu. Nigdy nie wybaczę temu przez, którego go straciłam. Mówiłam wam już jakie to było chore i pogmatwane? Tyle pokus, przez które nie mogłam mieć spokoju. Nie chciałam go, a jednak jego poza niegrzecznego chłopca podobała mi się. Był moja zagadką.
Po 20 minutach dojechałam do domu. Podziękowałam młodemu facetowi i oczywiście wręczyłam mu pieniądze. Wyszłam z auta i szybko udałam się w stronę budynku.
Niestety nie zdążyłam dojść nawet do drzwi, kiedy ktoś za mną zatkał ręką moje usta i zaczął ciągnąć za sobą. Było ciemno i żadnej żywej duszy wokół. Szarpałam się, ale to nic nie dało, napastnik był za silny. Zresztą co ja się oszukuje. Każdy był ode mnie silniejszy. Nie mogłam rozgryźć czy znałam tą osobę, ponieważ była cała na czarno. Poczułam tylko zapach perfum, które już kiedyś wąchałam. Nie, nie możliwe…
Zostałam wepchnięta na tyły jakiegoś osobowego samochodu. Ktoś szybko zawiązał chustkę wokół moich oczu i związał mi ręce. Po chwili poczułam jakiś dziwny zapach. Zapadłam w nicość.
***  

Moje oczy wolno zaczynały się otwierać, a ja dochodzić do siebie. Czułam jeszcze większy ból w głowię, niż przed tym jak zasnęłam. Ja zasnęłam? Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduje się sama w jakimś pokoju. Mogłam stwierdzić, że jest to pokój mężczyzny. Ściany pomalowane były na bardzo ciemny zieleń, a meble - czarne. Okna były całkowicie zasłonięte przez żaluzję i gdyby nie mała lampka, która dawała marne światło, w pokoju panowałby kompletny mrok. Przypomniało mi się dlaczego nie jestem w domu.
Leżałam na wielkim łóżku i kiedy zrozumiałam, że nie jestem przywiązana szybko podbiegłam do drzwi i złapałam za klamkę. Niestety były zamknięte. Podeszłam też do dwóch okien, ale tu klamki były wyrwane. Nie miałam jak uciec.
Usiadłam w rogu pokoju i czekałam na to co się stanie. Po kilku minutach usłyszałam jak ktoś siłuje się z zamkiem od drzwi. Mój oddech przyspieszył i omal nie zemdlałam gdy go zobaczyłam.

Wszystko co dobre ma i złe strony. Nawet człowiek.
________________________________________________
Hej, hej! Dawno mnie tutaj nie było, ale mam nadzieję, że ponownie mi wybaczycie. Proszę o komentarze kochani! To wiele dla mnie znaczy. Miłego wieczoru życzę.
min. 15 komentarzy = nowy rozdział 

czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 9

Przede mną stała zgrabna kobieta, której nie darzyłam zbytnią sympatią. Była to złośliwa i zarozumiała matka Dave’a. Miała na sobie białą koszulę, szarą spódnicę i tego samego koloru żakiet, a jej blond włosy upięte były w schludnego koka. Uśmiechnęła się do mnie fałszywie i weszła do mieszkania.
-Davuś, kochanie! – krzyknęła uradowana na widok swojego syna.
-Mamo. Co ty tu robisz? – Był zaskoczony prawie tak samo jak ja w tej chwili. Nigdy nie ukrywałam przed nim, że nie lubię jego matki, a ona zresztą też tego nie robiła. Uważała, że jestem nic nie wartym śmieciem i nie zasługuje na jej syna. Zgadzam się z nią w tej drugiej rzeczy, ale to i tak nie upoważnia jej do tego by mnie tak traktowała. Samo to, że nie miałam niczego, gdy poznałam Dave’a, robiło ze mnie kogoś gorszego.
Nie lubiłam przebywać w jej towarzystwie, bo zawsze musiała mnie w jakiś sposób upokorzyć i udowodnić mi jaka jestem beznadziejna.
-A byłam niedaleko, więc pomyślałam, że wpadnę. Chyba nie masz nic przeciwko, skarbie? – Kobieta usiadła na kanapie.
-Nie, ja nie, ale może zapy…
-To świetnie! Rose, idź zrobić kawę – zawołała. Spiorunowałam ją wzrokiem.
-A może tak proszę? – Dave posłał mi przepraszające spojrzenie.
-Tak, tak. Pospiesz się! – Stanęłam w miejscu, zamknęłam oczy i zaczęłam odliczać do dziesięciu, by się uspokoić. Nie wywoływałam kłótni tylko ze względu na mężczyznę. Suka!
-Jasne. – Ruszyłam do kuchni i włączyłam ekspres do kawy. Kiedy już przygotowałam ciastka i gorący napój, zaniosłam wszystko na mały stoliczek naprzeciwko białej kanapy.  Usiadłam na fotelu i wsłuchałam się w ich rozmowę. Jego matka opowiadała o jakiejś tam pięknej i ambitnej córce jej przyjaciółki, z którą powinien się koniecznie zapoznać Dave. Wiedziałam, że cały czas marzy o tym, by mój związek z nim się rozpadł i w jakiś chory sposób próbuje go to tego przekonać. Wiem, że może się to wam wydać egoistyczne czy coś takiego, ale wiem że inne nie mają ze mną szans. Dave jest szaleńczo we mnie zakochany, prawie tak jak ja kiedyś byłam. Nie chciałam tego, ale tak wyszło. Nie zmienię jego uczuć, choć bardzo bym chciała, bo wiem że kiedyś go w końcu skrzywdzę. Już to robię, tylko on tego nie widzi…
-A ty masz jakiś zysk z tych twoich idiotycznych malunków? Dave mówi, że masz wielki talent, ale pewnie jak zwykle wszystko wyolbrzymia, jeśli chodzi o ciebie. – Co za chamówa, no! Nie rozumiem takich ludzi. Co daje jej to dręczenie mnie?
-Nie są idiotyczne, to moja pasja. Robię to dla siebie, nie dla zarobku – odpowiedziałam spokojnie. W jej towarzystwie musiałam być cierpliwa.
-Ah, tak? Mogłabyś sobie znaleźć pracę, a nie cały czas siedzisz w domu i wylegujesz się na tej kanapie. – Tak, na pewno długo czekała by mi to powiedzieć. Uśmiechnęłam się do niej fałszywie i postanowiłam odpowiedzieć mimo tego, że wiem, iż nie jest to dobre posuniecie, lecz niestety Dave mnie uprzedził.
-Mamo, rozmawiałem już o tym z tobą. Rosalie nie będzie pracować, ponieważ zarabiam wystarczająco dużo, by utrzymać nas oboje. – Zachichotałam po cichu, gdy zobaczyłam jej obrażoną minę.
-A co, jak przyjdą dzieci? Jak wy sobie to wyobrażacie?
-Dzieci jeszcze nie planujemy. Jestem za młoda, tak myślę. Zresztą jeśli już przyjdzie na to czas, na pewno wymyślimy coś z Dave’m, ale to już nie jest twoja sprawa Liliano –odparłam najspokojniej jak tylko potrafiłam. Wiedziałam, że i tak ma już gotową odpowiedź. Zawsze ją miała.
-A co z moim synem? Ma już dwadzieścia pięć lat. Nie myśl tylko o sobie, moja droga. – Popatrzyłam zdezorientowana na mężczyznę po mojej lewej, by poprosić go jakoś o pomoc. Swoim wskazującym palcem dotarł do ust i tym samym dał mi znak, że mam być cicho.
-Mamo, Rose ma rację, to nie twoja sprawa. Kiedy zechcę być tatą to nim będę, ale najpierw trzeba wziąć ślub, a to nie jest nawet jeszcze na naszej liście rzeczy do zrobienia. – Podziękowałam mu w duchu. Liliana nie sprzeciwiłaby się swojemu synowi. Nie w ten sposób w jaki mógłby to zauważyć.
Dzięki niemu skończył się już ten temat, wiec kobieta zaczęła opowiadać o ojcu Dave’a i o tym, jak to nie chce przyjmować leków.
Zawsze zastanawiałam się jak tak cudowny mężczyzna mógł ożenić się z taką francą. Eddie był naprawdę niesamowitym człowiekiem. Strasznie go lubiłam, zresztą z wzajemnością. Niestety ostatnimi czasy dużo chorował i nie widywałam go zbyt często.
Po jakiejś godzinie jego matka wyszła i byłam naprawdę zdziwiona, ponieważ wyjątkowo w trakcie tej wizyty mało mi dokuczyła.
-Przepraszam cię za nią, skarbie. – Mężczyzna podszedł do mnie od tyłu, gdy ja stałam koło okna i wtulił się we mnie. Nie miałam zamiaru go od siebie odpychać, jak zawsze to robiłam. Przeciwnie. Odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam się do jego torsu.
-To nie twoja wina. Zresztą, była dzisiaj do wytrzymania. – Chłopak westchnął.
-Nie wiem czemu ona cię tak nie lubi. Powinna się cieszyć, ponieważ dajesz mi szczęście. – Kiedy to usłyszałam moje serce pokryte lodem rozpadło się na małe kawałeczki. Było mi przykro. Nigdy nie miałam większych wyrzutów jak teraz. Wykorzystywałam go i to było bardzo złe. Jak już mówiłam - nie zasłużył sobie na to.


***


Moje życie wróciło chwilowo do normy. Był podobnie jak wtedy, nim pojawił się Harry, tylko z tym wyjątkiem, że mój kontakt z Dave’em się polepszył.
On nie odzywał się do mnie już równo tydzień, co bardzo mnie cieszyło, ale dalej żyłam w tej niepewności. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. W sumie, nic nie działo się u mnie ciekawego. Budziłam się rano i przezywałam jakoś sama dzień, póki nie wracał Dave. Później spędzałam z nim czas, jak nie gdzieś jeżdżąc to grając w jakieś głupie planszówki. Było nawet fajnie i zabawnie.
W ciągu tego tygodnia dużo malowałam. Więcej niż zwykle. Moje obrazy ograniczały się do jednego motywu. Przedstawiały postać i mogłam śmiało stwierdzić, że był to chłopak, lecz za każdym razem nie można było zobaczyć dokładnie jego twarzy. Była zamazana. Na obrazie zawsze górowały ciemne kolory, tak jakbym chciała oddać mrok bijący z jego oczu. Nie wiem dokładnie, co mną kierowało, nie wiem też dlaczego malowałam właśnie kogoś takiego. Kogoś, od którego biło zimno, nawet jeśli tylko patrzyło się na obraz.
Dopiero wczoraj zdałam sobie sprawę, jak moje uczucia są pogmatwane. Tak, jakbym była podzielona na kilka połówek i każda chciała czegoś innego. To naprawdę głupie. Nadal na tym pracuje, ale jak widać coś mi nie wychodzi.
Zostały mi niecałe dwie godziny do powrotu Dave’a, więc aby zabić czas wzięłam się za obiad. Postanowiłam, że przygotuje spagetthi. Kiedy już zrobiłam ta nietrudną potrawę uznałam, że nadal mam dużo czasu, a wiec poszłam po laptopa i go odpaliłam. Zaczęłam rozglądać się za nowymi książkami, które mogłabym zakupić, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na niego by zobaczyć kto dzwoni. Niestety był to numer obcy, ale i tak postanowiłam odebrać.
-Hallo?- zaczęłam niepewnie.
-Rose? Rose to ty? – Po drugiej stronie usłyszałam znajomy kobiecy głos, ale na tą chwile nie byłam pewna, kto jest jego właścicielem.
-Tak. Mogę wiedzieć kto dzwoni?
-Och jak dobrze, że odebrałaś! Abby. Gdzie ty się podziewasz?
-Obecnie jestem w domu, wi…- Dziewczyna mi przerwała. Spieszy jej się czy jak?
-Chodzi mi o to, że nie widziałam cię od imprezy, a Ian mówił, że widział cię z twoim chłopakiem. Czemu go okłamałaś? –
-Och, to długa historia – odpowiedziałam kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Obróciłam się i ujrzałam Dave’a posyłającego mi uroczy uśmiech. Odwzajemniłam go i dałam mu znak, że rozmawiam przez telefon.
-Przyjedź do mnie! Proszzz! Jestem sama w domu. Chłopacy gdzieś pojechali.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Bałam się zaczynać tego od nowa. Bałam się że spotkam Hazzę, a przecież miałam już spokój, ale mimo tego, że tak krótko znam się z blondynką, chciałabym z nią spędzić czas. Lubiłam ją.
-Och, na pewno! Nie wiem, czy tu chodzi o Harry’ego, ale zapewniam cię, że go tu nie ma i są duże szanse, że nie będzie – powiadomiła mnie.
-Dalej nie jestem przekonana.
-Dla mnie. Proszę. – och no dobra!
-Zgoda, ale musze zapytać Dave’a czy mnie zawiezie. Jak coś to będę za niecałą godzinę.
-Do zobaczenia! – wykrzyknęła w słuchawkę.
-Tak. Papa.
Kiedy się rozłączyłam podeszłam do mężczyzny i ucałowałam go w policzek, jak zwykłam to robić. Nałożyłam nam obiad i usiedliśmy przy stole. Zapytałam się, czy by mnie nie podwiózł, a ten się zgodził. Nie byłam co do tego przekonana. Co jeśli spotkamy tam Harry’ego? Spróbuje o tym nie myśleć.
Gdy zjedliśmy, a Dave posprzątał, wyszliśmy z mieszkania i widną zjechaliśmy do parkingu, gdzie stał jego samochód.
Cały czas informowałam mężczyznę, gdzie ma skręcić, bo oczywiście nie wiedział gdzie mieszka Abby.
-To tutaj? – zapytał patrząc na jej wielki dom. Wiedziałam, że bym zaskoczony, ale zupełnie nie wiem dlaczego, skoro jego rodzice mieli nie wiele mniejszy.
-Tak – potwierdziłam.
-Bogata jest. – Uśmiechnął się, pokazując śnieżnobiałe zęby.
-Nie ona. Jej ojciec – odparłam grzecznie. Powiedziałam jeszcze entuzjastyczne „Cześć” i wyszłam z auta. Patrzyłam jak auto znika z zasięgu mojego wzroku i dopiero wtedy zadzwoniłam do drzwi. Nie musiałam długo czekać na blondynkę z uśmiechem na twarzy.
-Rose! Cieszę się, że już jesteś! Chłopak cię przywiózł? Jak mu tam? – Gestem reki zaprosiła mnie do środka. Ona zawsze tyle gada? A ja myślałam, że ja jestem gadułą.
-Dave. Tak, on mnie przywiózł. – Cichutko podreptałam za nią do jej olbrzymiej białej kuchni. Jedynie dodatki były pomarańczowe. Nawet ładnie to wyglądało.
-Co się napijesz? – Kiedy przyjrzałam się dziewczynie, zobaczyłam, że miała na sobie dzisiaj turkusową bluzkę z rękawem 3/4 , obcisłe czarne rurki, a do tego zwykłe trampki. Była też delikatnie pomalowana, a jej włosy były naturalnie pokręcone i rozpuszczone.
-Herbaty miętowej jak masz. – Abby pokiwała głową i postawiła wodę na herbatę.
-To opowiadaj i się tłumacz. Czemu powiedziałaś, że jestem z Ian’em? – Gdy rozpoczęła ten temat lekko zachichotała. Bawił ją jej rzekomy związek z przyjacielem.
-To trochę trudne. Bo widzisz, ja i Dave to dziwny związek. On nie zna Harry’ego i lepiej by tak zostało. Kiedy się z nim kilka razy spotkałam myślał, że spędzam czas ze swoimi starymi przyjaciółmi za czasów szkoły. – Szybko wzięłam oddech i dalej kontynuowałam - Dlatego gdy zobaczyłam Ian’a w tym sklepie spanikowałam. Bałam się, że powie coś z czego będę się musiała tłumaczyć. Powiedziałam Dave’owi, że jest chłopakiem mojej koleżanki i to mu wystarczało. – Zerknęłam na dziewczynę, która była lekko zakłopotana.
-Boisz się go? Czy on cie krzywdzi? – Teraz to jej twarz pokazywała strach. Bała się o mnie?
-Nie! Dave to cudowny chłopak. Kocha mnie i nigdy by mnie nie skrzywdził. – Odetchnęła z ulgą.
-To o co chodzi?
-Nie chciałam, aby wiedział o Harry’m, który przychodzi do naszego mieszkania pod jego nieobecność i zmusza mnie do wyjścia z nim. – Wiedziałam, że za dużo powiedzieć jej nie mogłam, ale kiedy próbowałam powiedzieć coś, co wydawało mi się lekkie i mogło być przeznaczone dla jej uszów to, to zaraz ciągnęło za sobą to czego nie powinna wiedzieć.
-Jak to cię zmusza? Rose! Czy cie skrzywdził? Wiedziałam, że Harry jest wybuchowy ale nie, że krzywdzi kob… -  Nie mogłam tego słuchać!
-Abby! Spokojnie! Nikt mnie nie krzywdzi. Nie wiem, jak mam ci to wszystko wytłumaczyć – powiedziałam spokojnie. – Dave jest… on jest naprawdę niesamowity. Był ze mną wtedy, kiedy kogoś potrzebowałam. Zrobił dla mnie bardzo dużo. Nie zasługuje na niego, a spotykając się z Harrym krzywdzę go jeszcze bardziej niż przez ten cały czas, od kiedy z nim jestem.
-Nie do końca rozumiem, ale wydaje mi się, że tyle tylko możesz mi powiedzieć, prawda? – Pokiwałam głową i utkwiłam wzrok w kubku z herbatą. Zrobiło mi się głupio. – Ey! Nie przejmuj się. Każdy ma swoje tajemnice. Bez wyjątku.
-Cieszę się, że to rozumiesz. Nie chcę cię okłamywać, bo to bezsensu.  – Nigdy nie czułam się winna, gdy kłamałam, bo zawsze przychodziło mi to z łatwością, a sumienie nie brało nade mną góry. Do niedawna. Kłamstwa są proste do czasu. Później się w nich tak zaplątasz, że nie będziesz wiedzieć jak to zatrzymać. To coś jak uzależnienie. Jak już zaczniesz to nie przestaniesz.
-Jasne. To co chcesz robić? – zapytała wesoło, zapominając o naszej rozmowie. – Wiesz, Charlie zostawił mnie samą, bo musiał coś załatwić z chłopcami. Wszyscy pojechali, a ja nie lubię zostawać sama w tym wielkim domu.
-Harry mówił, że nie lubisz. Ale dlaczego? Jest piękny. – Obie ruszyłyśmy do salonu, gdzie usiadłyśmy na wygodnych czerwonych kanapach.
-Jest stanowczo za duży dla mnie jednej. Jest tu tak pusto. Lubię być wśród ludzi. – odpowiedziała szybko. – nigdy nie spędzam tutaj sama nocy. Często Charlie do mnie przyjeżdża, a jak nie on to któryś z chłopków. Bywają tu często. Ale są też sytuacje, kiedy ich wszystkich nie ma, więc jeżdżę do domu Charlie’go. Czuje się tam pewniej. To dziwne.
-Nie, czemu? Też nie lubię być sama w domu, a tym bardziej w nocy. – Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, a później kiedy dopiłam swoją herbatę Abby oprowadziła mnie po domu. Dużo czasu spędziliśmy w pokoju gier. Było naprawdę fajnie. Granie na Xboxie to świetna sprawa!
Przestałyśmy dopiero wtedy, gdy w małych telewizorkach, w których można było mieć widok na prawie każdy pokój w tym domu zobaczyłyśmy, że w salonie ktoś jest.
Po cichu udałyśmy się na parter, ale kiedy Abby usłyszała głos swojego chłopaka szybko rzuciła się do salonu, by go przytulić. Weszłam niepewnie zaraz po niej i to kogo tam zobaczyłam jakoś specjalnie mnie nie ucieszyło. A może jednak?
Na kanapie na wprost mnie siedział Harry. Wyglądał inaczej. Lepiej, jeśli to w ogóle możliwe. Miał na sobie białą koszulkę, a na to koszule w granatową kratę. Do tego czarne spodnie i białe converse. Wyglądał naprawdę, hmmm, bosko? Jego włosy były postawione do góry, a jego mina pokazywała iż był bardzo zakłopotany.
Moje skanowanie wzrokiem Hazzy przerwał Ian, który szybko do mnie podbiegł. Wziął mnie na ręce i w uścisku okręcił kilka razy wokół własnej osi. Jeśli powiem, że byłam zdziwiona, to będzie to stanowczo za mało. Mimowolnie zaczęłam się śmiać i kiedy mnie w końcu postawił zdałam sobie sprawę, że strasznie kręci mi się w głowie. O mało nie upadłam, ale chłopak mnie przytrzymał i jeszcze bardziej się roześmiał.
-Uważaj! – krzyknął wesoło.
-Zapamiętam. Witaj, Ian – odpowiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy. Tego chłopaka polubiłam od razu. Był pociesznym człowiekiem, pełnym energii z tego co zdążyłam zauważyć oraz niezwykle otwartym i odważnym.
-Hej, najcudowniejsza dziewczyno na świecie. – Ponownie się roześmiałam. Dopiero po krótkiej chwili przypomniałam sobie, że nie jesteśmy tu sami. Obróciłam się w ich stronę i zobaczyłam jak cztery pary oczu gapiły się na nas z wielkim zdziwieniem na twarzy. O co chodzi?
-Cześć – powiedziałam nieśmiało. Cała reszta z wyjątkiem Harry’ego odpowiedzieli mi na moje przywitanie. Nie obchodziło mnie czy jest zły, czy może nie. Nie miałam zamiaru przejmować się mordercą. A może powinnam?
-Co tu robisz, Rose? – Alex jako pierwszy przerwał niezręczną ciszę. Nie pasowałam tu.
-Abby do mnie zadz…- nie rozumiem czemu, ale druga dziewczyna w tym pokoju mi przerwała.
-Zadzwoniłam do niej. Nie chciałam być sama, a to okazja byśmy mogły sobie pogadać – odpowiedziała pewna siebie.
-A jak się tu znalazłaś? – dociekał Charlie.
-Yyyy, mój chłopak… to znaczy Dave mnie tu przywiózł. – Och strasznie się stresowałam. Trudno mi było odpowiadać, gdy wszyscy patrzyli się na mnie. To trochę krępujące, a w dodatku gdy powiedziałam o Dave’ie, chłopcy wymienili między sobą dziwne spojrzenia. O co tu do cholery jasnej chodziło?!
-Ach tak? – Głos ponownie zabrał Alex. To wszystko było naprawdę dziwne.
-Dobra! Co będziecie robić? Zostajecie z nami? – W duchu dziękowałam Abby, że zmieniła temat. Moja bohaterka.
-Tylko na chwilę. Za niecałe dwie godziny musimy znowu wyjść. – Zastanawiało mnie, czemu Harry w ogóle nie zabierał głos. Siedział w ciszy i obserwował nas wszystkich. Wydawał się spokojny, ale podejrzewam - wnioskując po jego zaciskających się pięściach co jakiś czas – że wewnątrz siebie toczył jakąś wielką bitwę. To rzeczywiście był trudny człowiek. Morderca.
Nie czułam strachu. Nie teraz, gdy był koło mnie Ian oraz Alex. Nie wiem, zupełnie dlaczego, bo co jeśli oni też byli mordercami? Że byli potworami jak on? Nie to niemożliwe… ale Harry’ego też o to nie podejrzewałam.
-Ale wrócisz na noc? – zapytała słodko blondynka delikatnie przytulając się do swojego chłopaka.
-Spokojnie będziesz miała go tylko dla siebie. Oddamy ci go przed dziesiątą. – wtrącił trochę niegrzecznie Ian.
-Jasne. – Biedna się speszyła. –Yyy, to kto głodny?!- zapytała dziewczyna chcąc zmienić temat. Oczywiście, prawie wszyscy krzyknęli coś na wzór „Ja”, więc Abby ruszyła do kuchni. – Rose! Chodź ze mną!
-Idę!- Znowu podziękowałam jej w duchu. Naprawdę mnie rozumie. Nie wytrzymałabym tam z czterema idiotami pięciu minut.
Kiedy weszłam do kuchni dziewczyna wyciągała już pizzę z zamrażarki. Czyli to będzie ich obiad lub kolacja, jak kto woli?
-Dziękuje ci. Dziwnie się tam z nimi czułam. Mam wrażenie, że nie powinnam tu być. – Postanowiłam, że i tak nie mam na razie w czym jej pomagać, wiec usiadłam na wysokim stołku i przyglądałam się jej poczynaniom.
-Byli po prostu zaskoczeni. Nie przejmuj się.
-Tak. Może masz racje. – Nie byłam przekonana. To dziwnie wyglądało.
-Przepraszam cię. – Popatrzyłam na nią zdekoncentrowana. Nie rozumiem… - za to, że Harry tu jest, a miało go nie być. Naprawdę nie wie…
-Jasne, spoko. To nie twoja wina. Nic się nie stało.
Po kilku minutach pizza się upiekła, wiec zaniosłyśmy ją razem z napojami do salonu, gdzie siedzieli chłopcy. Abby usiadła obok Charliego, a ja jak najdalej Harry’ego.
Niestety przez cały ten czas czułam jego wzrok na sobie. Nie patrzyłam w jego stronę. Unikałam tego jak ognia, ale mimo to bardzo mnie kusiło, by na niego spojrzeć. Nic nie jadałam, nie miałam ochoty, co oczywiście nie uszło uwadze blondynki. Po kilku minutach przekonywania jej, że nie jestem głodna, wyszłam z salonu z pretekstem, że idę nalać sobie wody. Miałam już dość wytrzymywania jego wzroku. Chciałam już stąd iść, ale przecież nie zadzwonię teraz do Dave’a, bo może spotkać Harry’ego czy coś, a tego bym nie chciała. Musze to wytrzymać.
Kiedy nalewałam sobie wody do szklanki, ktoś mocno złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Wylądowałam na nikim innym jak na Harry’m. Cały czas skanował moją twarz jakby tam czegoś szukał. Wybacz skarbie, nic tam nie znajdziesz! Jestem dobra w te rzeczy. Nie ukrywam, że się panicznie bałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. On nie miał znać moich słabości.
-Puść mnie! To boli – powiedziałam cicho z nadzieją, że osoby w salonie niczego nie usłyszą choć dobrze wiedziałam, że to niemożliwe. Byli zbyt daleko.
-Co tu robisz królewno? Nie powinnaś spędzać teraz czasu ze swoim kochasiem? – warknął. Przerażał mnie. Jego oczy były wprost czarne, bardziej ciemniejsze niż moje. Bił od niego mrok, tak jak na moim obrazie… To jego malowałam! W tej jego fazie ciemności, w której widziałam go po raz ostatni. Nic mi nie zrobi prawda? Nie tutaj, nie przy Abby, tak?
-Przyjechałam do Abby, a ciebie nie powinno obchodzić to, z kim spędzam czas. – Chłopak jeszcze bardziej zacisnął swój uchwyt na moim nadgarstku.
-Owszem, powinno – powiedział stanowczo i szarpnął mną. To boli!
-Harry - odezwałam się z bólem w oczach.  


Wtedy po raz pierwszy zrobił mi krzywdę...
___________________________________________________
Dobry wieczór kochani! Przepraszam, że tak długo nie było nowego rozdziału, ale obiecuje, że następny pojawi się szybciej (możliwe, że w środę). Mam nadzieję, że ten się wam spodobał i liczę na wiele komentarzy! Jeśli macie jakieś uwagi, niekoniecznie dotyczące rozdziału, to one też są mile widziane. :)

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 8

Miałyście kiedyś tak, że świadomie krzywdziłyście osoby na których wam zależy? Zaczynałyście coś, co zagrażało wam oraz waszym bliskim, a później nie mogliście się z tego wyplątać? Ja niestety tak i nie jestem z tego zadowolona, a mimo to nie mogę przestać.
I z każdą kolejną sekundą jest mi coraz trudniej powiedzieć nie.
Zaczynam się zatracać.
Kiedy już myślę, że dam radę powrócić do tego co było wcześniej, znowu pojawia się ON. Wyłazi do mojego życia by zrobić w nim trochę bałaganu i odejść. Potem wraca i jest to samo, a ja nie umiem go wygonić.
Może wcale nie chcę?
Nienawidzę go tak bardzo, a mimo to pozwalam mu by był jeszcze bliżej mnie. Cierpię przez to nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.
Karmię go swoim nieszczęściem - on tego potrzebuje.
Przez niego krzywdzę osoby, które kocham. To właśnie ON pomógł mi to odnaleźć. Moją własną ucieczkę od wszystkiego, tylko nie od niego.
Tak bardzo jak nienawidzę jego, tak bardzo nienawidzę siebie. Nie znoszę się za to co robię, wiem, że nie powinnam, ale i tak ciągle się tego trzymam.
Jestem naiwną dziewczynką, a on moim osobistym koszmarem...

Siedzę u Harry’ego już od godziny i oglądamy jakąś zboczoną komedie niczym para dobrych przyjaciół, którymi nie jesteśmy i nigdy nie będziemy.
Moje poczucie winy jest niewyobrażalne! To co zdarzyło sie u Alexa w ogóle nie powinno mieć miejsca. Nigdy nie podejrzewałam siebie o coś takiego. Czuje sie teraz jak nic nie warty śmieć.
Czuję sie brudna.
Dave w żadnym wypadku na to nie zasługuję i nie powinnam była mu tego robić. Nic już nie mogę na to poradzić, tak bardzo bym chciała cofnąć czas i zamiast go pocałować to przywalić mu w ten jego głupi ryj. Głupi i piękny ryj - dodał mój głosik w głowie.
-Oh zamknij się! - krzyknęłam i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego że powiedziałam to na głos. Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony, a ja lekko się zarumieniłam.
-Do kogo to było? - zapytał lekko zdenerwowany.
-Yh do nikogo. Nie chciałam tego powiedzieć - odpowiedziałam prawie szeptem. Tak mi wstyd.
-Okey? - Harry z powrotem zwrócił swój wzrok na telewizor. Nie lubiłam jak czułam kiedy na mnie patrzy, bo zawsze gdy to robi to tak jakby chciał wypalić we mnie jakąś dziurę czy coś.
-Harry? - zapytałam niepewnie.
-Hmm? – Spojrzał na mnie tymi swoimi szmaragdowymi oczami. Zaraz odpłynę!
Nie byłam pewna czy powinnam zaczynać ten temat, ale jakoś nie mogę przestać o tym myśleć.
-Dlaczego Alex hmmm. Dlaczego Alex chciał mnie przed tobą ukryć? - Popatrzył na mnie zaskoczony i szybko odwrócił wzrok tak, jakby chciał coś przede mną ukryć.
-Nie mam pojęcia królewno, ale obiecuje, że się dowiem. Pamiętasz jak ty sie tam w ogóle znalazłaś? - Próbował delikatnie zmienić temat. Coś ukrywasz Harry!
-Nie. Pamiętam tylko, że zgubiłam Abby i nagle wszyscy zaczęli uciekać. Wtedy znalazł mnie ten chłopak. Właśnie! Kto to był? - Zadałam kolejne pytanie, nie wspominając o chwili słabości. Tak bardzo chciałam wszystko wiedzieć. Mówiłam wam już, że jestem bardzo ciekawska?
-Luke - odpowiedział zmieszany. Zastanawia mnie to dlaczego Alex był taki zły, gdy mnie z nim zobaczył . Z tego co mówili, o tej perspektywie martwej mnie w jakiś magazynach, nie mógł być dobrym człowiekiem
-Może coś więcej?
-Im mniej wiesz tym lepiej dla twojego bezpieczeństwa, a teraz usiądź spokojnie i oglądaj film. - Bezpieczeństwo bla bla bla. Ja chcę wiedzieć, a nie! Co za irytujący człowiek! Czasami mam ochotę go zabić. Naprawdę. Nie lubię jak ktoś zataja przede mną prawdę, zresztą kto lubi. Zaczęłam temat i w sumie nic nowego się nie dowiedziałam, a zamiast tego zyskałam lekko napiętą atmosferę.
Wpatrywałam się w niego jeszcze przez chwilę, aż podniosłam się i poszłam do jego łazienki.
Z tego co dane było mi zobaczyć jego dom nie był duży. Parter i piętro. Zauważyłam przytulny ganek, ale też w miarę duży salon, którego Harry chyba nie sprzątał od jakiegoś czasu.
Weszłam do łazienki, w której już wcześniej byłam i przepłukałam twarz. Chciałam tylko na chwile od niego odjeść. Odetchnąć. Jakoś, gdy jest koło mnie, strasznie się męczę nawet samym patrzeniem na niego. Czy to nie dziwne?
Po niecałych dwóch minutach otworzyłam drzwi i po cichu udałam się do salonu. Usłyszałam jak Harry rozmawia przez telefon, wiec zatrzymałam się i postanowiłam posłuchać.
-Jak to?!- krzyknął do słuchawki. Był zdenerwowany. -Mike miał dostarczyć towar! Gdzie on jest? – Jaki towar? Jedno mi się tylko nasunęło. Okłamał mnie? -Jak można spieprzyć tak ważną sprawę? Wiecie ile to pieniędzy!- Gdy usłyszałam jego ton głosu, momentalnie się wzdrygnęłam. Strasznie się go bałam, planowałam nawet uciec przez okno czy coś, ale wiem, że daleko bym nie zaszła. Znalazłby mnie.
On zawsze to robi.
-Nie. Poczekajcie z nim jeszcze chwilę, nim go załatwimy chcę z nim jeszcze pogadać. Zaraz tam będę! – Załatwimy? Kiedy to co powiedział do mnie doszło, zrobiło mi się słabo. Wiedziałam, że skończył, więc weszłam do kuchni.
-Musze gdzieś je… - Był w szoku. Domyślił się, że go słyszałam. Nie dziwię się, bo trzęsłam się jak galareta. Byłam sparaliżowana przez strach. – Nie. To nie tak jak myślisz. Cholera! Nie powinnaś tego słyszeć. – Czyli to, to są te rzeczy, o których nie mogłam wiedzieć? Te gorsze i inne, które robi? Zabija ludzi?
Harry chciał się do mnie zbliżyć, ale kiedy tylko to zrobił automatycznie cofnęłam się w tył. Nie chciałam go dotykać. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. On cholera zabijał ludzi! Pieprzony morderca! A co jeśli ja jestem jego kolejną ofiarą?
-Rose… - zaczął spokojnie.
-Odwieź mnie do domu. Teraz! – Mój strach obecnie przerodził się w złość. Nie panowałam nad sobą i miałam nadzieję, że nie będzie podejmował jakiś prób by mnie do siebie przekonać i powiedzieć, że to nie tak, bo nie wytrzymam. Poszłam na ganek, złapałam za klamkę i wyszłam z domu.
Udałam się do samochodu i zaczęłam szarpać się z drzwiami, które nie ustępowały. Usłyszałam cichy śmiech i dźwięk symbolizujący, że samochód został otworzony. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej, kiedy doszło do mnie, że nie wpadłam na pomysł, że auto może być zamknięte. Rose ogarnij się! Jak mam się kurwa ogarnąć jak właśnie spędzam czas z mordercą? A najgorsze, że całowałam się z mordercą!
Brzydzę się nim! Tak strasznie żałuje, że dałam się wtedy Dave’owi namówić na ten klub. Gdybyśmy tam nie poszli nie poznałabym go! A więc to jego wina. Dave’a.
Boże co ja się okłamuje! Gdybym umiała się postawić Harry’emu już w drugi dzień naszej znajomości nie siedziałabym teraz w jego aucie i nie trzęsła się ze strachu! To wszystko moja wina. Nie cierpię się za to.
-Słuch…
-Nawet nie próbuj się teraz do mnie odzywać! – krzyknęłam w ogóle nie myśląc co robię. Krzyczałam do zabójcy!
-Rose proszę cie spokojnie. Nie dramatyzuj. – On sobie chyba żartuje! Jak mogę być w takiej chwili spokojna?
- Jesteś śmieszny. Siedzę w jednym aucie z mordercą, który być może mnie też chce zabić. Wiesz co ? Oszczędź mi czekania, zrób to teraz!
-Zwariowałaś już do reszty! Nie zabijam niewinnych ludzi, a zwłaszcza kobiet! – Czyli zabija winnych? To kim on do cholery jest? Tak czy siak kogo by nie zabijał dalej jest tym pojebanym mordercą, z którym nie mogę czuć się bezpieczna.
Nie odzywałam się już przez resztę drogi. On również. Cholernie się bałam, wiec odsunęłam się tak, by być jak najbardziej przytulona do drzwi. Zastanawiałam się jakie błędy popełniłam. Na pewno mogłam posłuchać się Sue i zerwać z nim kontakt, kiedy był jeszcze na to czas.
Teraz już mu nie ucieknę…
Boje się też, że przez to wszystko Dave jest zagrożony, a gdyby mu się coś stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Nie chciałabym przechodzić przez to drugi raz.
Przez śmierć kolejnej bliskiej mi osoby…
Po dziesięciu minutach drogi w ciszy Harry zatrzymał się pod moim budynkiem. Szybko złapałam za klamkę i wyszłam z auta. Ruszyłam do drzwi wejściowych ,lecz nie zdążyłam mu uciec. Zatrzymał mnie.
-Puść mnie – warknęłam.
-Zrobię to kiedy będę miał na to ochotę, a teraz mnie posłuchaj. – Jego oczy! Momentalnie zrobiły się cholernie ciemne. Był jak w transie. Bałam się. – Nikomu nie mówisz, że znasz Harry’ego Stylesa. Nikomu nie mówisz, że zabijam, bo jeśli to zrobisz… - urwał na chwilę jakby zbierał siły na to co chce mi powiedzieć. – To wtedy automatycznie staniesz się winna królewno.
-Yhy. – Byłam sparaliżowana. Nie wiedziałam co mam robić. Chciał mnie zabić?
-Cieszę się, że to rozumiesz królewno. Do zobaczenia wkrótce. – Schylił się do mojego policzka i musnął go delikatnie. Ten mały gest był tak silny i mimo tego, że strasznie się bałam, zaczęło towarzyszyć mi kolejne uczucie. To przyjemniejsze.
Patrzyłam jak odjeżdża, nie potrafiłam się ruszyć. Jeszcze nigdy w życiu aż tak bardzo się nie bałam.
***   
-Na pewno wszystko dobrze kochanie?
-Tak – odpowiedziałam cichutko. Wiedziałam, że on to zauważy. Dave znał mnie najbardziej z całego towarzystwa, które mnie otacza. Nie wiedział o mnie większości rzeczy, ale wiedział, kiedy coś jest ze mną nie tak.
-Pewna jesteś? Nawet nie ruszyłaś ryżu. – Ah no tak! Byłam taka przejęta tym wszystkim, że nie miałam teraz ochoty na jedzenie. Podejrzewam nawet, że gdybym coś wzięła do buzi to zaraz bym klęczała przed ubikacją. – A ty tak lubisz ryż.
-Tak, wszystko w porządku. – posłałam mu fałszywy uśmiech i wróciłam do grzebania widelcem w talerzu.
-Jak chcesz. Może byśmy pojechali zrobić jakieś zakupy? Nie mamy nic w lodówce – zaproponował.
-Tak. Możemy. – Pomyślałam sobie, że może wspólny czas spędzony z Dave’em pozwoli mi zapomnieć o osobie, jaką jest Harry. Zapomnieć, że w ogóle go znam. Tak to dobry pomysł!
-Naprawdę? – zapytał zdziwiony.
-A czemu nie?
-Bo nigdy nie jeździmy razem. Cieszę się, że zmieniłaś zdanie. – Kocham to kiedy jest on w stosunku do mnie taki niepewny. Kocham to kiedy gubi się przy mnie, kiedy go rozpraszam. Wiem, że chciałby mnie mieć w zupełności, ale to jak na razie w ogóle nie wchodzi w plan życia z Dave’em.
-To ja się pójdę przebrać okey? – Mężczyzna pokiwał głową wiec wstałam od stołu i poszłam do garderoby. Wyciągnęłam stamtąd jasne jeansy, czarny sweter i czystą bieliznę. Postanowiłam wziąć szybki prysznic. Po dziesięciu minutach byłam już w zupełności gotowa do wyjścia.
*** 
Naszym celem był najbliższy market, który znajdował się kilka przecznic dalej od naszego mieszkania. W samochodzie panowała cisza, w sumie to dziwne, bo Dave zawsze nawijał. Był swego rodzaju gadułą lubiącą mówić o sobie. Nie przeszkadzało mi to, lubiłam go słuchać i się z niego śmiać.
W końcu postanowił zagadać. Dave martwiłam się!
-A jak się bawiłaś? – Momentalnie zrobiło mi się przykro, chyba nie musze mówić z jakiego powodu?
-Było hmmm fajnie. Dobrze czasami spotkać się ze starymi znajomymi. – Oh jak ja nie lubiłam go okłamywać!
-Cieszę się, że masz kogoś z kim mogłabyś spędzać czas. Zaczynałem się martwić. Moi znajomi to nie wszystko. – Wiem, że się martwił. Przez ten cały czas, kiedy z nim jestem nie wspomniałam mu o żadnych swoich znajomych. Pff ja ich nie miałam. Nie szukałam, bo nie chciałam. Wolałam być sama. Przyzwyczaiłam się do tego. Lubię odpychać od siebie ludzi, czasami zupełnie nieświadomie. – Mam nadzieje, że kiedyś mnie z nimi zapoznasz.
-Tak, postaram się. Tylko nie daj mi powodu, żebym była o ciebie zazdrosna. – Chciałam jakoś rozładować atmosferę i mi się udało – Dave zaczął się śmiać.
Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przed olbrzymim sklepem.
Mężczyzna wziął wózek i weszliśmy do budynku. Dobrze, że pamiętał o tym, by zrobić listę. Lubiłam jego zorganizowanie, poniekąd też taka byłam. Lubiłam mieć wszystko poukładane. Hmmm uwielbiałam robić bałagan, ale nie znosiłam na niego patrzeć. Tak wiem,  jestem dziwna.
Pakowaliśmy wszystko co potrzebne, a do tego jeszcze każdą moją zachciankę.
Było pełno śmiechu, kurde jak nie my! Bardzo dobrze czułam się w jego towarzystwie. Jak jeszcze nigdy. Wydaje mi się ze wpłynęła na to sytuacja z rana. Chciałam mu to jakoś wynagrodzić, więc tworzyłam się na niego. Chciałam wszystko naprawić, w jakiś szalony sposób go przeprosić.
-Ah bym zapomniał! Poczekaj tutaj, idę po frytki – powiedział uradowany. Był w dobrym humorze co bardzo mnie cieszyło. Zostawił mnie samą, więc zaczęłam pchać wózek w kierunku słodyczy. Rozglądałam się za moimi ulubionymi batonami jakimi jest Twix i Mars, kiedy ktoś wykrzyknął moje imię. O nie! Obróciłam się na piecie i ujrzałam Iana. Normalnie cieszyłabym się na jego widok, ale nie teraz, kiedy jest w jednym budynku z Dave’em.
-Hej – zwołał jeszcze raz i podszedł do mnie. Uśmiechnęłam się nerwowo i zaczęłam rozglądać się czy w pobliżu nie ma mojego chłopaka.
-Cześć – odpowiedziałam niby wesoło, kiedy doszłam do wniosku, że na razie wszystko jest ok. Może zdarzę go spławić.
-Gdzieś ty się podziewała dziewczyno? Harry przez kilka godzin cie szukał i postawił na nogi każdego, kto mógłby wiedzieć cokolwiek o twoim zniknięciu. – Aż tak bardzo się przejął?
-Hmm Alex zabrał mnie do siebie. Nie mogłam znaleźć Ha… - Ktoś mi przerwał, a mój oddech momentalnie przyspieszył. Mam problem!
-Kogo nie mogłaś znaleźć kochanie? – Musiał powiedzieć kochanie. Dave jest niezwykle zazdrosny. Zawsze lubi zaznaczać to, że jestem jego, chodź ja myślę trochę inaczej.
-Abby. To jedna z moich koleżanek, z którymi wczoraj wyszłam.- Uśmiechnęłam się. Byłam zdenerwowana.
-Amm, a ten to…
-Ian. Jej chłopak! – Nakręciłam. Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony, a ja posłałam mu proszące spojrzenie.
-Tak. Miło mi cię poznać… - Jezu musze mu za to podziękować!
-Dave. – Dokończył i podał mu rękę.
-No nic, muszę już lecieć, bo obiecałem ABBY, że nie będę tutaj długo. – Specjalnie zaakcentował jej imię. Wiedziałam, że będę musiała się tłumaczyć. – Fajnie było was spotkać. Do zobaczenia.
-Bardzo fajny chłopak. A ta Abby to jakaś twoja przyjaciółka? – Ruszyliśmy w przeciwną stronę - prosto do kas. On też był ciekawski. Kolejna rzecz, która nas łączy.
-Jest ze mną najbliżej ze wszystkich dobrych znajomych, ale to jeszcze nie przyjaciółka. – Nie kłamałam. Harry nie jest dobry, wiec się nie zalicza.
-Chciałbym ją kiedyś poznać. – Uśmiechnął się do mnie. Nie był zły i z tego się cieszyłam!
-Załatwione! – Nie wiem w sumie jak do tego dojdzie skoro chce się odizolować od Hazzy, ale można coś wymyśleć. W sumie to jeszcze nawet nie wiem jak mam się od niego odciąć, ale postaram się cos wymyśleć. Może się wyprowadzimy? Nie! To nie przejdzie. Rose nie myśl teraz o tym! Tak też zrobiłam. Cały czas rozmawiałam z Dave’em, a w międzyczasie zapłaciliśmy za zakupy i wsadziliśmy je do auta. Później pojechaliśmy jeszcze do jego kancelarii, by wziąć jakieś papiery i wróciliśmy do domu. Upiekliśmy razem ciasto czekoladowe co było naprawdę niecodziennym widokiem! Postanowiliśmy, że zrobimy sobie maraton filmowy. Hobbit i Władca pierścieni to dobry pomysł! Przygotowałam różne przekąski, a mężczyzna włączył pierwszy film. Musze powiedzieć, że oprócz ranka ten dzień był całkiem fajny! Byłam zdziwiona tym, że potrafiłam spędzić z Dave’em tak miło czas. To dobry znak.
W czasie oglądania już drugiej części Hobbita gdzie pojawił się mój boski Legolas usłyszeliśmy dzwonek. Mój „kochaś” zatrzymał film, a ja poszłam otworzyć drzwi.  Przeraziłam się, kiedy zobaczyłam osobę, której w ogóle nie spodziewałam się w tej chwili.


Są chwi­le, by działać i ta­kie, kiedy na­leży po­godzić się z tym, co przy­nosi los…
_________________________________________________________
Dzień dobry kochani! Przepraszam, że musieliście czekać tyle na ten rozdział, ale mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli. J Kolejny PRAWDOPODOBNIE pojawi się w przyszłą niedziele, ale niczego nie obiecuje. Wszystkim bardzo dziękuje za komentarze i zachęcam do dodawania nowych!

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 7

Powiedzmy, że nie byłam zachwycona widokiem Harry’ego na mojej kanapie. Strasznie się go wystraszyłam, no bo wybaczcie, ale byłam przekonana, że zamykałam drzwi.
-Jak ty się tutaj znalazłeś?! – zapytałam zdenerwowana.
-Na drugi raz upewnij się, że dobrze zamknęłaś drzwi. Nie chcemy chyba, żeby ktoś taki jak ja wszedł bez pozwolenia do tego mieszkania i zrobił z tobą co tylko chce, no nie? – hmm? Co? Co to miało znaczyć? Zignorowałam go i poszłam do garderoby, gdzie wybrałam zestaw na dzisiejszą imprezę, na którą wcale nie mam ochoty iść. Mam złe przeczucia, ale nie ukrywajmy - sama się w nią wrobiłam. Po kilku minutach byłam już gotowa. Wzięłam tylko swoją torebkę z niezbędnymi rzeczami i ruszyłam w stronę Harry’ego.
-Chodźmy. Im szybciej wyjdziemy, tym szybciej wrócę do domu – powiedziałam i podeszłam do drzwi.
 -Mam nadzieję, że wymyśliłaś dobrą wymówkę, bo nie zjawisz się tutaj już dzisiaj.- Nie wchodziłam z nim w dyskusje i po prostu wyszłam, a on za mną. Zamknęłam drzwi na klucz i zjechaliśmy w windą na dół. Nie odzywaliśmy się do siebie, ale on cały czas skanował moje ciało. Denerwowało mnie to.
-Możesz przestać? – zapytałam wychodząc z budynku.
-Co przestać? – Popatrzył na mnie zdziwiony. Jest świetnym aktorem.
-Gapisz się. – Roześmiał się i otworzył mi drzwi od auta.
W ciągu kilku minut oddaliliśmy się od mojego mieszkania, przez co zaczęłam się denerwować. Co będzie,  jeśli Harry będzie chamski i mnie tam zostawi? Albo co jak mnie upije, zgwałci i zostawi? A najgorsze. Co jeśli Dave się dowie, że poszłam na imprezę z dilerem?  Znaczy nie wiem czy nim jest, jednak wszystko na to wskazuje. Muszę to w końcu od niego wyciągnąć.
-Harry? – zaczęłam. Nie wiem czy to odpowiedni moment na takie rozmowy, ale ciekawość zżerała mnie od środka. – Nie odpowiedziałeś mi wtedy na moje pytanie.
-Które królewno? – Dopiero teraz zauważyłam, że się przebrał. Wyglądał lepiej. Miał na sobie obcisłe ciemne rurki i białą koszulkę, przez którą można było zobaczyć delikatny zarys jego tatuaży. Włosy nie były postawione do góry, przez co wyglądał bardziej chłopięco, jak i też mniej strasznie.
-To, na które nie zdążyłeś mi odpowiedzieć, bo Abby przyszła. – Stresowałam się i miałam nadzieje,  że nie będzie mi kazał powtarzać go drugi raz. Westchnął i zaczął mówić.
-Nie, nie jestem dilerem, ale robię inne rzeczy, o których nie mogę ci powiedzieć. – Poczułam się jakby kamień spad mi z serca. Chciałam to usłyszeć. To, że nie jest dilerem, ale co z tymi innymi rzeczami? Wiedziałam, że nie chciał o nich wspomnieć. Wyrwało się mu to zupełnie nieświadomie. Był zły. – Najlepiej, żeby cię to w ogóle nie obchodziło  – warknął. Pokiwałam delikatnie głową i już więcej się nie odzywałam. Bałam się, że jeszcze bardziej go zdenerwuje czy coś, a wtedy nie wiem, czy by to się dla mnie dobrze skończyło. Boję się go.
Po jakiś 20 minutach Harry zaparkował swoje auto pod niewielkim domem. Wszędzie były pozapalane światła i słychać było bardzo głośną muzykę. Wysiadłam z auta i popatrzyłam się na posesję. Wydać było, że impreza trwa już trochę czasu. Skierowaliśmy się w stronę drzwi, ale po drodze zaczepiło nas kilku gości, witających się z Harrym. Otworzyliśmy drzwi, a mnie uderzył dość dziwny i nieznajomy zapach.
***
Byłam tu już od jakiś 10 minut i już chciałam wyjść. Harry miał rację. To nie jest miejsce, w którym chciałabym się znajdować. To nawet nie była prawdziwa impreza. Wszędzie tylko najebani kolesie i laski czekające na to, aż ktoś je w końcu przeleci.
-Wiesz, zazwyczaj to wygląda trochę lepiej – odezwała się Abby. Siedziała obok mnie i dotrzymywała mi towarzystwa, kiedy Harry i Alex gadali o czymś, co nie było mi dane posłuchać.
-Taa, po prostu myślałam, że będzie jak u ciebie – przyznałam.
-Tą imprezę urządzał jakiś typek, którego nawet nie znam. Charlie mnie tu zaciągnął. – Uśmiechnęłam się do niej słabo. – No ale nic. Nie będziemy tutaj tak siedzieć. Chodź, idziemy potańczyć. – Abby podniosłą się i podała mi rękę. Wyglądała dziś naprawdę ładnie. Miała na sobie obcisłą fioletową sukienkę sięgającą do połowy ud. Było seksownie, ale i też tak, że materiał coś zasłaniał, nie jak u innych dziewczyn tutaj.
-Nie jestem pewna. Nikt nie tańczy. – No chyba że mówimy o uprawianiu seksu na parkiecie to tak. Znajdzie się parę osób. Dziewczyna rozglądnęła się i zaczęła się śmiać. Machnęła na to ręką i pomogła mi wstać. Ruszyłyśmy na parkiet i zaczęłyśmy tańczyć. Byłyśmy jedyne, więc może dlatego przykuwałyśmy uwagę innych. Mało się tym przejmowałyśmy i robiłyśmy swoje. W końcu się wyluzowałam i dałam się ponieść.
-Tamten cały czas się na ciebie gapi. Fajny jest – powiedziała uśmiechnięta Abby. Obróciłam się na moment i ujrzałam przy ścianie blondyna.
-Nie w moim typie. – Pewnie gdybym szukała chłopaka to bym się nim zainteresowała, ale niestety nie. Peszek.
-Harry. Idzie tu – ponownie się odezwała. Nie trzeba być geniuszem, żeby domyśleć się, że byli pokłóceni. Głupio mi, bo to pewnie przeze mnie.
-Rose, idę na chwilę z Cher na górę. Trzymaj się Abby, ok? – pokiwałam głową i zignorowałam go. Zauważyłam, że odchodzi, więc wróciłam do tańca.
-Jak on może zabierać cię tutaj i zostawiać ze mną by mieć chwilę na przelecenie Cher na innym piętrze? – Kiedy to usłyszałam zamarłam. Mój oddech przyspieszył, a ja zaczęłam się trząść. Gdyby nie to, że Abby się odezwała pewnie bym się nawet nad tym nie zastanawiała. – Przepraszam. Nie powinnam była ci tego mówić.
-Nie. Dobrze, że powiedziałaś. – Posłałam jej słaby uśmiech i wyrwałam papierowy kupek z drinkiem od przechodzącego obok mnie chłopaka.
-Ey! – krzyknął, ale go olałam i wypiłam całą zawartość. Od razu lepiej. – Dziewczyno gdzieś ty była przez całe moje życie? – Chłopak był pijany, przez co jego wyraz twarzy był bardzo śmieszny. Roześmiałam się i pościłam do niego oczko.
Szczerze to nie wiem co to było. Naprawdę. Poczułam zazdrość, przyznaje się. Zazdrość jakiej jeszcze nigdy nie czułam. Co do cholery? Wiedziałam, że Harry sypia z różnymi dziewczynami, ale, no wybaczcie, myślałam, że dzisiaj sobie odpuści skoro jest tu ze mną.
-Chcę jeszcze! – krzyknęłam do Abby i pociągnęłam ją do baru gdzie poprosiłam o dwa mocne drinki. Dziewczyna była zdziwiona i nie potrafiła ukryć uśmiechu na jej twarzy. Wypiłyśmy obie połowę napoju i znowu poszłyśmy tańczyć. Nie byłam pijana, no bo wybaczcie, to tylko jeden drink. Chciałam się tylko wyluzować. – Kim jest Cher dla Harry’ego?
-Nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie. To naprawdę nieźle pojebane. – Widocznie sama nie wiedziała. Albo może wiedziała, ale nie chciała mówić? Nie.
-No okey. Gdzie masz Charliego? – rzuciłam chcąc zmienić temat.
-Poszedł gdzieś z chłopakami. Hmmm oni… oni zazwyczaj w takich miejscach załatwiają pewne sprawy Rose. – Powiedziała ze współczuciem w oczach. Nie rozumiałam jej, a także wiedziałam, że jest wiele rzeczy, o których nie mogę się dowiedzieć. Strasznie mnie to denerwowało, ponieważ jestem osobą bardzo ciekawską.
-Jasne. – Posłałam jej szczery uśmiech i wróciłam do kręcenia biodrami pod rytm muzyki. Wiecie, strasznie mi niedobrze. Jak pomyśle sobie, że Harry pieprzy tą dziewczynę w tym samym budynku w którym teraz jestem to... Boże! Nie wiem jak się zachowam kiedy przyjdzie tutaj, jakby nigdy nic, zadowolony z siebie. Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić ale jednak mnie to rusza. Chciałabym się na nim jakoś zemścić, ale wiem, że to niemożliwe.
Uśmiechnęłam się kiedy zobaczyłam, jak koleś w rogu podaje drugiemu jakiś woreczek. Taka impreza i nie byłoby narkotyków? Poczułam chęć żeby do niego podejść i zapytać si,ę czy mi nie sprzeda. To nie miał być jakiś bund przeciwko pewnym osobą, po prostu chciałam poczuć się lepiej i inaczej. Wyjątkowo.
Zostawiłam zdekoncentrowaną dziewczynę na środku salonu, jak mi się wydawało, i powoli ruszyłam w kierunku dość przystojnego mulata.
Gdy byłam już w połowie drogi do niego, coś się zmieniło. Długo zajęło mi to żeby oprzytomnieć, ale kiedy już to zrobiłam, widziałam totalny chaos. Muzyka już nie grała. Wszyscy biegali po domu. Niczego nie rozumiałam, ale poczułam że nie mogę tutaj tak stać. Zgubiłam Abby i nie wiedziałam gdzie się udać. Byłam sama.
Pobiegłam w stronę tylnich drzwi i wybiegłam z budynku. Pijani ludzie wsiadali do aut i jak najszybciej odjeżdżali. Stałam zdekoncentrowana na środku trawnika kiedy ktoś mnie popchał i upadłam. Zakręciło mi się w głowie i nie potrafiłam wstać. Wtedy poczułam czyjąś rękę na swojej tali. Podniosłam głowę i ujrzałam tego samego blondynka, który przyglądał mi się kiedy tańczyłam z Abby. Miał ładne szare oczy i bardzo męskie rysy. Był w miarę przystojny, ale nie słodki. Trochę przerażający, ale zauważyłam, że odkąd miałam tą sytuację przed klubem myślę tak o prawie każdym facecie. Uśmiechnął się delikatnie i pomógł mi wstać.
-Nie możesz tu być. Chodź. Musimy iść. – No chyba nie. Od kiedy się uśmiechnął zmieniłam o nim trochę zdanie. Wyglądał na sympatycznego, ale i tak nie miałam zamiaru nigdzie z nim iść.
-Nie znam cię!- Odsunęłam się od niego.
-Luke, a teraz chodź. Proszę. – w sumie, może powinnam? Rozglądnęłam się, ale nie zauważyłam nikogo znajomego. Zawahałam się, ale po chwili złapałam go za rękę. Pociągnął mnie w stronę czarnego auta, a ja postanowiłam się nie opierać. Nie miałam innego wyjścia. Chyba.
Kiedy doszliśmy to auta poczułam jak ktoś mocno łapie mnie za nadgarstek. Natychmiast się obróciłam i ujrzałam Alexa. Chcąc nie chcąc uśmiechnęłam się.
-Luke, puść ją – warknął do blondyna. Chyba znowu wpakowałam się w kłopoty.
-Niby dlaczego? Ona jedzie ze mną. – Alex popatrzył na mnie przepraszająco i pociągnął mnie do siebie. Za chwilę poczułam to samo tylko z drugiej strony. Pisnęłam z bólu.
-Kurwa! Puszczaj ją! – tym razem z kruczoczarnymi włosami krzyknął. Był naprawdę słodki, ale coś mi mówiło że jednak jego charakter był o wiele gorszy. Pociągnął mnie znowu w swoją stronę. To bolało! Z moich oczu popłynęła łza.
I znowu to samo! Poczułam silne uderzenie. Upadłam na ziemie.
***
Obudziły mnie promienie słońca przeciskające się przez zasłony. Otworzyłam oczy i momentalnie się podniosłam, czego oczywiście pożałowałam, gdyż ból mojej głowy był potworny. Rozglądnęłam się po pokoju, którego w ogóle nie poznawałam. Był ciemny, chyba jakiegoś chłopaka. Wiele plakatów i komplet mebli.
Dziwne. Nic nie pamiętałam. Nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Postanowiłam się podnieść co było niezwykle trudne. Wszystko mnie bolało, a najbardziej żebra. Kiedy już byłam w stanie ustać na własnych nogach zauważyłam, że mam na sobie męską koszulkę. Jezus, co ja wczoraj robiłam?! Szybko podeszłam do drzwi i wyszłam na korytarz. Udałam się na schody, ale zatrzymałam się kiedy usłyszałam krzyki.
-Gdzie ona kurwa jest?!- Harry. Tak, to na pewno był Harry. Wszędzie rozpoznałabym tą chrypę w głosie.
-Stary, spokojnie. Nie ma jej tu. – Alex? No tak! Pamiętam. Byłam wczoraj na imprezie, coś się stało i wszyscy zaczęli wynosić się z domu, a wtedy pojawił się Luke. Chciał mnie stamtąd zabrać, ale Alex go powstrzymał. Co dalej? Jakim cudem jestem taka obolała i jak się tu znalazłam?
-Kłamiesz! Toby powiedział mi, że widział jak z nią odjeżdżasz! – Chodziło o mnie? Na pewno, no bo o kogo? Tylko nie rozumiałam dlaczego Harry był taki zdenerwowany i czemu Alex mnie ukrywał?
-Nie. Coś mu się pomyliło. Wsiadałem do auta z dziewczyną, ale to nie Rose, jasne? – powiedział spokojnie. Jak mu się to udaje? Jak można być spokojnym przy Harrym?
-Na pewno? Boże gdzie ona jest?!- krzyknął zdesperowany. On się o mnie bał? Nic nie rozumiem.
-Znajdzie się, dzwoniłeś do Abby?
-Nie – odpowiedział cicho.
-No to na co czekasz? – zapytał zirytowany brunet. Nie wiedziałam, co mam robić. Czy mam zejść na dół czy może poczekać, aż Harry pójdzie. Co będzie dla mnie lepsze?
-Masz rację. Przepraszam. Pojadę do Abby – powiedział zrezygnowany. Kiedy miał już wychodzić, niezdara Rose oparła się o ścianę, z której zwaliła obraz wydając przy tym głośny jęk. – Ona tu jest! – nie wiedziałam czy mam uciekać czy może udać głupią. Jezu co mam robić? Nim zdążyłam się gdzieś ruszyć, Harry był już przy mnie. Przytulił mnie, ale po chwili odsunął łącząc fakty.
-To nie tak jak myślisz, Harry – powiedziałam nie zastanawiając się.
-Nie wierzę. Spaliście ze sobą! To chyba jakiś żart. O co tutaj kurwa chodzi?! – krzyknął uderzając w ścianę.
-Nie Harry! Ja… ja nawet nie wiem jak się tu znalazłam! Dopiero wstałam – postanowiłam powiedzieć prawdę, ale Harry mi nie uwierzył. Złapał mnie za ręce.
-Jak możesz mi tak kłamać? – zapytał zdenerwowany. Nim zdążyłam coś powiedzieć Harry lekko mną potrząsnął. Jęknęłam z bólu. Wszystko bolało mnie jeszcze bardziej. – Suka.
-Stary, zostaw ją. Nie widzisz, że ją to boli?- Alex postanowił odepchnąć ode mnie Harry’ego, ale nie udało mu się to. Był zbyt silny.
-Harry ja mówię prawdę, nic nie pamiętam. – powiedziałam ze łzami w oczach.
-Jak mogłeś? Wykorzystałeś ją, prawda? – chłopak puścił mnie i odwrócił się. Nim zdążyłam coś powiedzieć, Harry uderzył Alexa. –To dlatego nie chciałeś mi powiedzieć, że ona tu jest!
-Posłuchaj mnie! Wczoraj doszło do kłótni i wiesz, powinieneś być mi wdzięczny, bo gdyby nie ja twoja dziewczyna leżałaby teraz martwa w jakimś starym magazynie! Wiesz, kto pojawił się na wczorajszej imprezie? – Styles podszedł do mnie i z powrotem złapał mnie za ręce. Widziałam zagubienie w oczach Harry’ego. - Luke. Pakował już ją do auta. Tak się nią kurwa zajmowałeś! Gdyby nie to, że zobaczyłem ich w ostatniej chwili to…- nie dokończył. Nie wytrzymałam z bólu jaki zadawał mi loczek tylko mnie trzymając. Płakałam. Byłam taka słaba. Wiedziałam, że on też cierpi. W jego oczach nie było niczego oprócz strachu i bólu. Co się właśnie działo?
-Przepraszam. – powiedział i mocno mnie przytulił. Gdyby nie to, że wszystko mnie bolało, to na pewno cieszyłabym się z tego miłego gestu. –Nie powinienem cię zostawiać samej.
-Właśnie Harry! Nie powinieneś! – Moja złość wróciła. Przypomniała mi się Cher i to, co mógł wczoraj z nią robić kiedy ja mogłam stracić życie. Nie wiedziała o co chodzi z tym facetem, ale powoli łączyłam fakty. –Zostaw mnie! Idź pieprzyć swoją laskę! – Wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam w kierunku pokoju, w którym się obudziłam. Kiedy się tam znalazłam poczułam ulgę. Nie wiem czemu się tak zachowuję, ale jestem zazdrosna. Wiem, że nie mam prawa mu niczego zabraniać, ale ja lubię się kłócić.
Usiadłam na łóżku i wsłuchałam się w ciszę, która panowała w domu, choć przez kilka sekund. Po chwili usłyszałam ciche głosy chłopaków. Nie słyszałam, o czym mówią, ale wiedziałam, że to jakaś zawzięta dyskusja.
Po chwili zobaczyłam, że drzwi się otwierają. Miałam nadzieje, że to Alex, ale nie.
Harry zamknął drzwi i podszedł bliżej. Był niezwykle opanowany i troszkę przygnębiony.
-Słuchaj, to nie miało tak wyjść – zaczął. Yhy oczywiście. – skąd w ogóle wiesz, że…
-Abby. – Wiedziałam o czym mówi, wiec szybko mu odpowiedziałam. Chłopak delikatnie zacisnął pięści i zamknął oczy. Wiedziałam, że próbuje się uspokoić. Źle zrobiłam, że wydałam blondynkę.
-Przepraszam, okey? Nie rozumiem, czemu się w ogóle o to wściekasz. Ja nie mam nic do tego, że pieprzysz się ze swoim kochasiem. – uniósł głos. Wiedziałam co chciał zrobić. Chciał, abym czuła się winna.
-Skończymy temat. Wyjdź z pokoju i mnie zostaw! – krzyknęłam. Źle zrobiłam zaczynając to, ale cholera to było silniejsze.
-Co, mam rację, prawda? Dlatego chcesz się mnie pozbyć. Nie lubisz przegrywać. – zbliżył się do łóżka i stanął przede mną.
-Nie, mylisz się, jasne? – popatrzyłam się prosto w jego oczy. Nie bałam się tego, wręcz przeciwnie. Lubiłam to robić, wiedziałam że w pewien sposób onieśmielam go przez to.
-Mylę się?  Nie gadaj, że cię jeszcze nie przeleciał! – prychnął. Kurwa, on jest pojebany. Serio? Czy kuźwa seks to wszystko? Czy tylko na tym się życie opiera?
-Wynoś się! – nie chciałam ciągnąc tego tematu. Było mi głupio.
-Nie! – to była chwila. Harry popchnął mnie na łóżko i przywarł do mnie swoim rozgrzanymi ustami. Z początku walczyłam z nim by jego język nie wkradł się do wnętrza moich ust, lecz długo nie potrafiłam mu się opierać. Rozchyliłam wargi, a on wsunął w nie swój język, po chwili już oboje walczyliśmy o dominację. Moje serce biło coraz mocniej i wydawało się, jakbyśmy oboje je słyszeli. Pocałunek nie był delikatny, wręcz przeciwnie, przepełniony agresją i pożądaniem.
Jęknęłam cicho, na co chłopak roześmiał się przez pocałunek. Byłam całkowicie skupiona na Harrym. Nic innego się dla mnie nie liczyło. Loczek oderwał się na chwilę ode mnie, przesuwając w głąb łóżka, przez co dał nam chwilę na złapanie oddechu. Przerwa nie trwała długo, szybko odszukał moje usta i bez zastanowienia wpił się w nie. Jego ręce zaczęły błądzić po całym moim ciele, przez co byłam coraz bardziej podniecona. Złapał za moje piersi delikatnie je ściskając. Moja cała złość do niego odpłynęła gdzieś daleko. Wiedziałam, że źle robię pozwalając mu na to wszystko, ale nie umiałam go od siebie odepchnąć. Nie chciałam tego zrobić.
Chłopak oderwał się ode mnie i zaczął zachlanie całować moją szyję, przez co z moich ust wydobywało się coraz więcej jęków rozkoszy.
-Dlatego jesteś taka. To przez to że nikt cię jeszcze odpowiednio nie zadowolił królewno – szepnął. Musiał! Serio musiał zepsuć to wszystko takim czymś? Bez zastanowienia odepchnęłam go od siebie i usiadłam na łóżku. – co jest?
-Nie znoszę cię – warknęłam, na co chłopak się roześmiał.
-Mówisz? Dziwne, bo sądziłem, że osób których się nie znosi, nie całuje się w ten sposób – powiedział z wyraźnym zadowoleniem.
-To ty się na mnie rzuciłeś! – grrrr miałam go dosyć.
-Ale tobie to jakoś specjalnie nie przeszkadzało, prawda? – no i co ja mam mu na to odpowiedzieć? Nawet jeśli bym skłamała to i tak by mi nie uwierzył. – Tak myślałem. – Harry znowu się do mnie zbliżył, mój oddech przyspieszył, a w jego oczach można było dostrzec pożądanie. Nim zdążyłam zareagować znowu przyssał się do mnie, chciałam go odepchnąć, ale nie byłam w stanie. Był przygotowany na to, że mogę spróbować tego ponownie. Rozchylił moje nogi, przez co zbliżył się jeszcze bardziej mając do mnie teraz całkowity dostęp. Odsunął się na chwilę łapiąc powietrze i schylił się do mojej szyi, w międzyczasie powoli przesuwając swoją rękę w dół. Krzyknęłam, kiedy jego dłoń otarła się o moją kobiecość, na co chłopak strasznie się roześmiał i nie dał rady kontynuować.
Naprawdę? Byłam, aż taka śmieszna? Odepchnęłam go od siebie i zeszłam z łóżka. Odszukałam swoje ciuchy w pokoju i wzięłam je do ręki. Ten debil dalej się śmiał.
-Boże – powiedziałam cicho.
-Słucham? – powiedział wybuchając jeszcze większym śmiechem.
-Co cie tak śmieszy? – Byłam strasznie zirytowana. Ten idiota doprowadza mnie do szału!
-Jesteś taka wrażliwa i niedoświadczona. Podoba mi się to. – niedoświadczona?
-Harry, ale ja… - chciałam coś powiedzieć, ale chłopak mi na to nie pozwolił.
-Ubierz się, nie chce mi się tu siedzieć królewno. – Dobra, nie musi wiedzieć! Ruszyłam w kierunku drzwi i kiedy miałam już łapać za klamkę loczek zatrzymał mnie. – Tutaj.
-Ale ja…
-Nie, masz zostać tutaj. – obrócił mnie w przeciwną stronę i zamknął drzwi na klucz. Boże, czemu ty mnie tak nienawidzisz? Odeszłam od niego i usiadłam na łóżku. Gdybym powiedziała, że się nie stresuję, skłamałabym. Chłopak usiadł na fotelu naprzeciwko mnie, by mieć najlepszy widok.
-Ale ja nie mogę. Proszę cię, zostaw mnie na chwilę. – wręcz błagałam, ale on nic sobie z tego nie zrobił. Śmiał się tylko.
-Prędzej czy później i tak zobaczę cię nagą, więc skarbie nie masz się czego wstydzić. – on mnie dobijał. Nie mam innego wyjścia, nie przegadam go. W sumie to tylko stanik, więc nie mam czym się stresować. Wsunęłam na siebie swoje obcisłe rurki i z powrotem usiadłam na łóżku. On cały czas mnie obserwował jakby to dawało mu jakaś satysfakcję. Jakby wszystko co jest chodź trochę związane z seksem dawało mu ją, nawet mały zboczony tekst.
Podwinęłam delikatnie swoją bluzkę i zapięłam wokół tali swój czarny stanik. Ręce wyciągnęłam z rękawów i przesunęłam go do góry. Udało się! Gorzej z bluzką. Chłopak uważnie śledził moje poczynania, nie unikając przy tym jego niegrzecznych tekstów. Po kilku chwilach zawstydzającego mnie momentu wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy na dół, gdzie spotkaliśmy Alexa, jedzącego śniadanie.
-Dziękuję  – rzuciłam się w jego stronę i mocno przytuliłam. Chłopak na początku był zdziwiony moim gestem, ale szybko go odwzajemnił. Usłyszałam ciche fukniecie za swoimi plecami. Czyżby pan Styles był zazdrosny? Podobało mi się to. – Przepraszam. – powiedziałam cicho tak, aby usłyszał to tylko chłopak, który obecnie trzymał mnie w ramionach.
-Jasne. – Odsunęłam się od niego i podeszłam do Harry’ego stojącego przy drzwiach. Pomachałam Alex’owi i wyszłam za loczkiem.
***

-Poszłabyś z nim do łóżka? – odezwał się, przerywając przy tym cisze panującą w samochodzie.
-Harry, czy wszystko się musi kręcić wokół seksu? Jesteś psychiczny – powiedziałam zniesmaczona. Miałam dość. Zbyt często używałam dzisiaj tego słowa.
-Odpowiedz mi – warknął. Był zazdrosny, wiedziałam to, a on próbował to ukryć. Może trochę go pomęczę?
-Alex jest bardzo słodki. Lubię go i wiesz, jest milszy od ciebie. Gdybym nie miała chłopaka na pewno, gdyby doszło do czegoś większego, nie zastanawiałabym się długo. – Oczywiście że kłamałam, ale miałam wielką satysfakcję kiedy jego pięść zaciskała się na kierownicy, a na jego twarzy pojawia się, hmm, smutek? Przyspieszył.
-Milszy ode mnie? – powiedział z pogardą. – Dziwka. – wiem, że to poniekąd moja wina, ale cholera jasna, nie będzie mnie wyzywał!
-Słucham? – Obróciłam się w jego stronę. Chciałam mu przywalić.
-Dziwka – powtórzył zadowolony z siebie.
-Bo co? Bo wolałabym przespać się z nim niż z tobą? Jesteś skończonym idiotą! – krzyknęłam. Przesadziłaś Rose! Zdenerwował się i to nawet bardzo. Nacisnął na pedał gazu z nerwów i bardzo przyspieszył. Jechał naprawdę szybko. – Zwolnij! Zabijesz nas – powiedziała zdenerwowana, a chłopak tylko mnie wyśmiał.
-Jeśli mi coś powiesz, królewno! – krzyknął. Podgłosił muzykę w radiu i jeszcze bardziej przyspieszył. Wyprzedzał kolejne samochody jeszcze głośniej się śmiejąc. On jest nienormalny!
-Wszystko! Tylko zwolnij! – krzyknęłam tak aby mnie usłyszał.
-Kłamiesz prawda? Nie dałabyś mu prawda? – serio Harry? I to wszystko po to? NIENORMALNY.
-Oczywiście, że nie, Harry! Nie jestem dziwką, za którą mnie masz! – krzyknęłam. Ten chłopak mnie zadziwiał. Znowu się roześmiał i w końcu postanowił zwolnić.
-Wiedziałem. – tssssa oczywiście! Irytujący człowiek.
-Yhy. – Chłopak obrócił się szybko w moją stronę i zmarszczył brwi. – No co?
-Nic. – posłał mi złowieszczy uśmiech i zamilkł. – Jedziemy do mnie królewno.
-Nie! Ja musze już wracać do Dave’a. Pewnie się martwi. – Nie mogłam z nim pojechać, wiem że dobrze by się to nie skończyło. Boje się tylko, że go nie przekonam.
-Jakby się martwił to by wydzwaniał. Powiedziałem ci wcześniej, że nie wrócisz prędko do domu, więc nie marudź ok? – znowu się na mnie popatrzył nieco zirytowany tym razem. – I tak nie zmienię swojego zdania. – zdenerwowana obróciłam głowę i tępo wpatrywałam się w szybę. Musiałam teraz wymyślić kolejne kłamstwo dla Dave’a. Serio mam już tego dość, ale nic na razie nie mogę z tym zrobić. Jest już trochę za późno. Zmarnowałam swoją szanse.

I wciąż nie wiem czego chcę. Czuje się jak mała dziewczynka w sklepie ze słodyczami... ciężko wybrać ten najlepszy smak.