Pisnęłam,
gdy rzucił mną o podłogę. Chciałam krzyczeć, ale się bałam. Bo co jeśli chłopcy
na to nie zareagują? Tylko się ośmieszę. Nie wiedziałam z kim mam do czynienia,
no bo w końcu przyjaźnią się z mordercą! To wszystko jest takie pogmatwane!
Żałowałam, że dałam się namówić Abby na przyjazd tu. Co jeśli Charlie też ją
krzywdzi?
Kiedy próbowałam się podnieść, chłopak szybko do mnie podszedł i uklęknął, a rękami przytrzymał mnie przy ziemi. Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Próbowałam wstać i w tym momencie Harry ponownie mnie popchnął. Z całej siły uderzyłam tyłem głowy w sam róg stołu. Jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu - fizycznego. Wystraszyłam się i zaczęłam się telepać. Byłam w lekkim szoku. W ogóle nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. Boże, czy ty się słyszysz? – usłyszałam głosik w mojej głowie. Fakt, spodziewałam się agresywności z jego strony. Pojebany morderca! Powinnam się bać, ale zamiast tego obecnie czułam już tylko złość. Spróbowałam go odepchnąć, ale to nic nie dało. Byłam zbyt słaba. Ponownie złapał mnie za nadgarstki, coś w nim pękło. Tak jakby. Jednak nie. Chyba.
Natychmiast pomógł mi wstać i posadził mnie na krześle. Po chwili dopiero zobaczyłam, czemu zmienił swoje nastawienie. W kuchni na płytkach była rozmazana krew. Moja krew.
Złość znowu przemieniła się w strach. Popatrzyłam na niego z bólem w oczach i wybiegłam z kuchni prosto do przedpokoju. Nie gonił mnie, ani nie krzyczał. Złapałam za klamkę wielkich czerwonych drzwi wejściowych i wyszłam wcześniej nikomu nic nie mówiąc. Czułam, że się trzęsę i dopiero teraz zaczynam panikować. Dotknęłam swoich włosów i poczułam czerwoną ciecz. Nie bałam się jej, raczej tego jakim cudem sączyła się z mojej głowy. Chciałam zadzwonić po Dave’a, ale najpierw musze wymyśleć porządną wymówkę. Ledwo szłam, ponieważ czułam się jakbym miała zraz stracić przytomność. Kręciło mi się w głowie.
Zabawne, krótki czas temu też szłam sama tą drogą i nie wiedziałam co zrobić także z powodu Harry'ego. Ta sytuacja lubi się powtarzać. Jestem naiwna.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk silnika samochodu. Wystraszyłam się, że to Harry, ale gdy się obróciłam na mojenieszczęście był to Ian! Odetchnęłam z
ulgą gdy go zobaczyłam. Chłopak zatrzymał się obok mnie i wysiadł z auta.
-Gdzie ty idziesz? – zapytał wesoło. – Coś się stało? – spoważniał. Też bym tak zrobiła gdybym zobaczyła swoja minę.
-Harry się stał – odparłam cicho.
-Odwróć się – polecił. Zrobiłam to.
-Co do kurw… Rose? – zapytał zdenerwowany. Bardzo go lubiłam i miałam szczerą nadzieje, że nie jest taki jak on.
-Proszę. Zabierz mnie stąd – powiedziałam zrozpaczona. Na szczęście trzymałam się. Harry nie spowodował u mnie łez. Już nigdy tego nie zrobi.
-Jasne! Ale pod warunkiem, że mi wszystko opowiesz – odparł już trochę bardziej wesoło, próbując mnie zachęcić. Udało się. Obeszłam auto i usiadłam na miejscu pasażera. Zapięłam się pasami i chłopak ruszył. Gdy usiadłam zrobiło mi się trochę lepiej, ale ból był wciąż nie do wytrzymania.
-Przydałoby się to jakoś zatamować. Zabiorę cię do szpitala.
-Nie! Naprawdę nie trzeba. – Jeszcze tego mi brakowało by Dave odbierał mnie ze szpitala. Muszę coś wymyśleć.
-Nie dyskutuj ze mną. Zawiozę cię tam, choćbym miał wyciągać cie z tego auta siłą. – Słyszałam już coś podobnego. Tylko to nie brzmiało jak prawdziwa groźba. Wzdrygnęłam się.
-No dobra, ale co ja powiem Dave’owi?
-Właściwie, to co się dokładnie stało? – wiedziałam, że korciło go to pytanie. Zdziwiłam się, gdy podał mi jakiś materiał, ale po chwili zrozumiałam. Przyłożyłam sobie go do głowy. Nie chciałam ubrudzić mu siedzenia czy coś.
-Oh, nic takiego. - Chciałam od tego uciec.
-Rose, nie żartuj. Masz rozwaloną głowę. To wygląda bardzo poważnie. Musisz mi powiedzieć. Inaczej nie pomogę ci wymyśleć jakiejś bajeczki w szpitalu.
-A skąd wiesz, że nie chce powiedzieć im prawdy? – Gdy to powiedziałam Ian spojrzał na mnie. Oboje wiedzieliśmy, że nie powiem prawdy.
-Uderzył mnie. Rzucił mną o podłogę. Wiedziałam, że jest agresywny i co robi, ale nie sądziłam, że posunął by się do czegoś takiego w stosunku do mnie – odpowiedziałam całkiem poważnie.
-Co rozumiesz przez to, że wiesz co robi? – zapytał próbując brzmieć całkiem zwyczajnie. Nie udało się Ian!
-Że zabija – powiedziałam cicho tak jakbym bała się, że ktoś może usłyszeć. Chłopak natychmiast się spiął i posłał mi fałszywy uśmiech. Miałam być cicho?
-Powiedziałam coś nie tak? – zapytałam. Może czegoś się dowiem?
-Nie, to znaczy nie sądziłem, że tak szybko się dowiesz. Wiesz coś jeszcze? – Jest więcej? Co oni ukrywają?
-Nie. Tylko to. Tak myślę. – Chce zmienić temat!
-A więc… z tego wszystkiego nie zapytałem cię jak się czujesz. – DZIĘKUJE!
-Ból jest do wytrzymania.- Kłamałam. - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego mi się oberwało. Nic takiego nie zrobiłam.
-Harry… hm, Harry jest niecierpliwym człowiekiem. Łatwo się wkurza i nawet najmniejszy element potrafi wydobyć z niego potwora, którego zwykle ukrywa. – Czyli nie tylko ja uważam go za potwora?
-To wszystko jest bar… - Przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Na wielkim ekranie mojego smartfona widniał napis Dave. Przeprosiłam na monet i odebrałam.
-Hallo?
-Kochanie, jak się bawisz? Kiedy mam przyjechać? – Usłyszałam jego delikatny głos. Był totalną odmiennością Harry’ego!
-Wiesz, sprawy troszkę się pokomplikowały . Jadę teraz do szpitala poniew…- Przerwał mi.
-Co? Stało ci się coś?! Dobrze się czujesz? Gdzie jesteś? Boże, Rose! – Dave! Nie panikuj, daj mi powiedzieć!
-Spokojnie! Naprawdę, jest dobrze. – Chciałam, by się nie martwił. – Nic się takiego nie stało. Uderzyłam się tylko w głowę i teraz leci mi krew.
-Krew?! Dziewczyno do jakiego ty szpitala jedziesz?! Zaraz tam będę! – Nie! Tego mi jeszcze potrzeba!
-Dave! Spokojnie! Jest okey. Obecnie siedzę w samochodzie Ian’a. Abby poprosiła go, żeby mnie zawiózł. Wszystko ci wyjaśnię, ale jak wrócę. Jestem już bezpieczna – zapewniłam spokojnie.
-Jednak dalej wolę po ciebie przyjechać. – Ależ on uparty! Kocham takich ludzi.
-Dave. Będę w domu, jak wszystko dobrze pójdzie, za godzinę. Wszystko ci opowiem. Obiecuje. A teraz musze kończyć. Jestem pod szpitalem - powiedziałam i szybko się rozłączyłam za nim mężczyzna mógł mi odpowiedzieć.
-Wszystko dobrze? – zapytał mój towarzysz, a ja pokiwałam głową. Otworzyłam sobie drzwi i ze szmatkom służącą mi za opatrunek ruszyłam w stronę szpitala. Ian szedł tuż obok mnie i czule trzymał mnie za talie bym się nie potknęła i upadła z uwagi na to, że bardzo kręciło mi się w głowię. Zabije cię Styles!
Kiedy próbowałam się podnieść, chłopak szybko do mnie podszedł i uklęknął, a rękami przytrzymał mnie przy ziemi. Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Próbowałam wstać i w tym momencie Harry ponownie mnie popchnął. Z całej siły uderzyłam tyłem głowy w sam róg stołu. Jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu - fizycznego. Wystraszyłam się i zaczęłam się telepać. Byłam w lekkim szoku. W ogóle nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. Boże, czy ty się słyszysz? – usłyszałam głosik w mojej głowie. Fakt, spodziewałam się agresywności z jego strony. Pojebany morderca! Powinnam się bać, ale zamiast tego obecnie czułam już tylko złość. Spróbowałam go odepchnąć, ale to nic nie dało. Byłam zbyt słaba. Ponownie złapał mnie za nadgarstki, coś w nim pękło. Tak jakby. Jednak nie. Chyba.
Natychmiast pomógł mi wstać i posadził mnie na krześle. Po chwili dopiero zobaczyłam, czemu zmienił swoje nastawienie. W kuchni na płytkach była rozmazana krew. Moja krew.
Złość znowu przemieniła się w strach. Popatrzyłam na niego z bólem w oczach i wybiegłam z kuchni prosto do przedpokoju. Nie gonił mnie, ani nie krzyczał. Złapałam za klamkę wielkich czerwonych drzwi wejściowych i wyszłam wcześniej nikomu nic nie mówiąc. Czułam, że się trzęsę i dopiero teraz zaczynam panikować. Dotknęłam swoich włosów i poczułam czerwoną ciecz. Nie bałam się jej, raczej tego jakim cudem sączyła się z mojej głowy. Chciałam zadzwonić po Dave’a, ale najpierw musze wymyśleć porządną wymówkę. Ledwo szłam, ponieważ czułam się jakbym miała zraz stracić przytomność. Kręciło mi się w głowie.
Zabawne, krótki czas temu też szłam sama tą drogą i nie wiedziałam co zrobić także z powodu Harry'ego. Ta sytuacja lubi się powtarzać. Jestem naiwna.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk silnika samochodu. Wystraszyłam się, że to Harry, ale gdy się obróciłam na moje
-Gdzie ty idziesz? – zapytał wesoło. – Coś się stało? – spoważniał. Też bym tak zrobiła gdybym zobaczyła swoja minę.
-Harry się stał – odparłam cicho.
-Odwróć się – polecił. Zrobiłam to.
-Co do kurw… Rose? – zapytał zdenerwowany. Bardzo go lubiłam i miałam szczerą nadzieje, że nie jest taki jak on.
-Proszę. Zabierz mnie stąd – powiedziałam zrozpaczona. Na szczęście trzymałam się. Harry nie spowodował u mnie łez. Już nigdy tego nie zrobi.
-Jasne! Ale pod warunkiem, że mi wszystko opowiesz – odparł już trochę bardziej wesoło, próbując mnie zachęcić. Udało się. Obeszłam auto i usiadłam na miejscu pasażera. Zapięłam się pasami i chłopak ruszył. Gdy usiadłam zrobiło mi się trochę lepiej, ale ból był wciąż nie do wytrzymania.
-Przydałoby się to jakoś zatamować. Zabiorę cię do szpitala.
-Nie! Naprawdę nie trzeba. – Jeszcze tego mi brakowało by Dave odbierał mnie ze szpitala. Muszę coś wymyśleć.
-Nie dyskutuj ze mną. Zawiozę cię tam, choćbym miał wyciągać cie z tego auta siłą. – Słyszałam już coś podobnego. Tylko to nie brzmiało jak prawdziwa groźba. Wzdrygnęłam się.
-No dobra, ale co ja powiem Dave’owi?
-Właściwie, to co się dokładnie stało? – wiedziałam, że korciło go to pytanie. Zdziwiłam się, gdy podał mi jakiś materiał, ale po chwili zrozumiałam. Przyłożyłam sobie go do głowy. Nie chciałam ubrudzić mu siedzenia czy coś.
-Oh, nic takiego. - Chciałam od tego uciec.
-Rose, nie żartuj. Masz rozwaloną głowę. To wygląda bardzo poważnie. Musisz mi powiedzieć. Inaczej nie pomogę ci wymyśleć jakiejś bajeczki w szpitalu.
-A skąd wiesz, że nie chce powiedzieć im prawdy? – Gdy to powiedziałam Ian spojrzał na mnie. Oboje wiedzieliśmy, że nie powiem prawdy.
-Uderzył mnie. Rzucił mną o podłogę. Wiedziałam, że jest agresywny i co robi, ale nie sądziłam, że posunął by się do czegoś takiego w stosunku do mnie – odpowiedziałam całkiem poważnie.
-Co rozumiesz przez to, że wiesz co robi? – zapytał próbując brzmieć całkiem zwyczajnie. Nie udało się Ian!
-Że zabija – powiedziałam cicho tak jakbym bała się, że ktoś może usłyszeć. Chłopak natychmiast się spiął i posłał mi fałszywy uśmiech. Miałam być cicho?
-Powiedziałam coś nie tak? – zapytałam. Może czegoś się dowiem?
-Nie, to znaczy nie sądziłem, że tak szybko się dowiesz. Wiesz coś jeszcze? – Jest więcej? Co oni ukrywają?
-Nie. Tylko to. Tak myślę. – Chce zmienić temat!
-A więc… z tego wszystkiego nie zapytałem cię jak się czujesz. – DZIĘKUJE!
-Ból jest do wytrzymania.- Kłamałam. - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego mi się oberwało. Nic takiego nie zrobiłam.
-Harry… hm, Harry jest niecierpliwym człowiekiem. Łatwo się wkurza i nawet najmniejszy element potrafi wydobyć z niego potwora, którego zwykle ukrywa. – Czyli nie tylko ja uważam go za potwora?
-To wszystko jest bar… - Przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Na wielkim ekranie mojego smartfona widniał napis Dave. Przeprosiłam na monet i odebrałam.
-Hallo?
-Kochanie, jak się bawisz? Kiedy mam przyjechać? – Usłyszałam jego delikatny głos. Był totalną odmiennością Harry’ego!
-Wiesz, sprawy troszkę się pokomplikowały . Jadę teraz do szpitala poniew…- Przerwał mi.
-Co? Stało ci się coś?! Dobrze się czujesz? Gdzie jesteś? Boże, Rose! – Dave! Nie panikuj, daj mi powiedzieć!
-Spokojnie! Naprawdę, jest dobrze. – Chciałam, by się nie martwił. – Nic się takiego nie stało. Uderzyłam się tylko w głowę i teraz leci mi krew.
-Krew?! Dziewczyno do jakiego ty szpitala jedziesz?! Zaraz tam będę! – Nie! Tego mi jeszcze potrzeba!
-Dave! Spokojnie! Jest okey. Obecnie siedzę w samochodzie Ian’a. Abby poprosiła go, żeby mnie zawiózł. Wszystko ci wyjaśnię, ale jak wrócę. Jestem już bezpieczna – zapewniłam spokojnie.
-Jednak dalej wolę po ciebie przyjechać. – Ależ on uparty! Kocham takich ludzi.
-Dave. Będę w domu, jak wszystko dobrze pójdzie, za godzinę. Wszystko ci opowiem. Obiecuje. A teraz musze kończyć. Jestem pod szpitalem - powiedziałam i szybko się rozłączyłam za nim mężczyzna mógł mi odpowiedzieć.
-Wszystko dobrze? – zapytał mój towarzysz, a ja pokiwałam głową. Otworzyłam sobie drzwi i ze szmatkom służącą mi za opatrunek ruszyłam w stronę szpitala. Ian szedł tuż obok mnie i czule trzymał mnie za talie bym się nie potknęła i upadła z uwagi na to, że bardzo kręciło mi się w głowię. Zabije cię Styles!
***
Po
jakiś nieszczęsnych dwóch godzinach wyszliśmy ze szpitala. Głowę miałam całą
owiniętą bandażem, co nie było ani fajne, ani komfortowe. Kiedy mnie
przyjmowali razem z Ian’em wkręciliśmy pielęgniarce, że koleżanka nie chcący
uderzyła mnie drzwiami tak mocno, że upadłam prosto na kant stołu. Było to
słabe, ale jak widać skuteczne. Po kolejnych 30 minutach dotarłam pod budynek,
gdzie znajduje się moje mieszkanie, wcześniej informując Iana gdzie konkretnie
ma jechać. Szczerze podziękowałam chłopakowi, że chciał stracić ze mną swój
cenny czas i zamknęłam drzwi auta. Udałam się do wysokościowca i wsiadałam do
windy, gdzie dojechałam na dobre piętro. Po kilku sekundach otwierałam już
drzwi mieszkania. Kiedy tylko weszłam do środku natychmiast znalazł się obok
mnie Dave. Kiedy na mnie spojrzał wiedziałam, że był zły i bardzo
przestraszony. Teraz się zacznie.
-Możesz mi to wyjaśnić? – powiedział zdenerwowany. A gdzie jego wieczne opanowanie?
-Oczywiście. Bardzo cię za to wszystko przepraszam – zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć.
-Mnie? No co ty! Chodź usiąść. Bardzo cię boli? – Delikatnie pokiwałam głową i byłam zadowolona, że za chwile będę mogła już jęczeć jaka to jestem poszkodowana.
-Byłam u Abby. Z początku same, ale później przyjechał Ian ze swoim kuzynem – Kłamstwo. – I kiedy byłam w kuchni i chciałam wychodzić, Abby potraktowała mnie drzwiami. Upadłam prosto na kant stołu. Resztę chyba wiesz. Nic takiego mi się nie stało. Poleżę trochę i przejdzie.
-Dziewczyno jak przez ciebie to kiedyś zawału dostane! – zawołał teatralnie. – Uważaj na siebie bardziej ty moja ciamajdo. – Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie chcąc przytulić, lecz niestety nie dało rady. Jęknęłam z bólu. Byłam zbyt obita. Miałam nie jednego siniaka na sobie, ale o tym to nie musi wiedzieć.
Kiedy jeszcze raz wszystko dokładnie – w jego mniemaniu – mu opowiedziałam, poszłam wziąć prysznic. Przeraziłam się kiedy zobaczyłam swoje gołe ciało w lustrze. Siniak na siniaku. Jestem wielką ciamajdą, ale jeszcze nigdy tyle ich nie miałam. Wzdrygnęłam się i weszłam pod prysznic, chcąc spłukać z siebie ten koszmarny dzień. Czułam się brudna…
-Możesz mi to wyjaśnić? – powiedział zdenerwowany. A gdzie jego wieczne opanowanie?
-Oczywiście. Bardzo cię za to wszystko przepraszam – zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć.
-Mnie? No co ty! Chodź usiąść. Bardzo cię boli? – Delikatnie pokiwałam głową i byłam zadowolona, że za chwile będę mogła już jęczeć jaka to jestem poszkodowana.
-Byłam u Abby. Z początku same, ale później przyjechał Ian ze swoim kuzynem – Kłamstwo. – I kiedy byłam w kuchni i chciałam wychodzić, Abby potraktowała mnie drzwiami. Upadłam prosto na kant stołu. Resztę chyba wiesz. Nic takiego mi się nie stało. Poleżę trochę i przejdzie.
-Dziewczyno jak przez ciebie to kiedyś zawału dostane! – zawołał teatralnie. – Uważaj na siebie bardziej ty moja ciamajdo. – Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie chcąc przytulić, lecz niestety nie dało rady. Jęknęłam z bólu. Byłam zbyt obita. Miałam nie jednego siniaka na sobie, ale o tym to nie musi wiedzieć.
Kiedy jeszcze raz wszystko dokładnie – w jego mniemaniu – mu opowiedziałam, poszłam wziąć prysznic. Przeraziłam się kiedy zobaczyłam swoje gołe ciało w lustrze. Siniak na siniaku. Jestem wielką ciamajdą, ale jeszcze nigdy tyle ich nie miałam. Wzdrygnęłam się i weszłam pod prysznic, chcąc spłukać z siebie ten koszmarny dzień. Czułam się brudna…
***
Kiedy
następnego dnia obudziłam się ledwo co mogłam się poruszać. Głowa bardzo mocno
mnie bolała, a prawie całe ciało odmawiało posłuszeństwa. To był koszmar.
Nienawidziłam bezsilności. Jakimś cudem dałam rade dostać się do kuchni po
napój i mały jogurt. Na Dave’ a musiałam poczekać, ponieważ pracował dzisiaj do 20.00. Postanowiłam,
że pójdę spać. I tak nie mogłam się poruszać, więc to w tym momencie wydawało
się najlepszym zajęciem czasu…
***
-Rose!
Rose, obudź się! – Powoli ponownie pojawiałam się myślami w tym normalnym, złym
świecie. – Rose, kochanie. – Po chwili otworzyłam oko by załapać kto do mnie
mówi i ujrzałam Sue. Oh kobieto dajże mi spokój!
-Pięć minut – powiedziałam sennie.
-Nie wygłupiaj się. Wstawaj idiotko! – Krzyknęła, że aż podskoczyłam wydobywając z siebie kilka jęknięć. Tak bolało!
-Już! Jesteś tragiczna – powiedziałam bardziej rozbudzona. Podniosłam się delikatnie na rekach i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na nią i momentalnie napłynął do mnie strach. Jej piwne oczy były niezwykle ciemne jak na nią. Była zła.
-Możesz mi to wyjaśnić?! – krzyknęła zdenerwowana.
-A czy ty możesz przestać krzyczeć?!- powiedziałam nie co bardziej głośniej. Trochę mnie to kosztowało.
-Tak, przepraszam – odpowiedziała spokojnie siadając obok mnie na łóżku. To jeszcze większa wariatka ode mnie. – A wiec? – ponagliła.
-W ogóle co ty tu robisz? Jak się tu dostałaś?- To było dziwne.
-Dave do mnie zadzwonił i poprosił bym sprawdziła co u ciebie. Dał mi klucze. – I wszystko jasne!
-Rozumiem – westchnęłam.
-Co się stało?
-Nic takiego. Byłam u mojej nowej koleżanki Abby. Kiedy byłam w kuchni i chciałam już wyjść dziewczyna właśnie otwierała drzwi i uderz… - Co oni mają z tym przerywaniem!
-Rose wiesz, że ci nie wierze. Dave już opowiadał mi tą tandetną historyjkę. Mniej więcej dlatego tu jestem. To on ci to zrobił prawda? – Czemu ona nie jest taka naiwna jak Dave?
-Nie. Mówiłam już. To był WYPADEK. – Zaakcentowałam ostanie słowo dla większego efektu.
-Ta, jasne. Rose, daj sobie spokój. Obiecałaś mi, że już się z nim nie spotkasz.
-Sue naprawdę to nie jest takie proste. Chciałam się z nim nie spotykać nawet nie widziałam go przez jakiś czas, aż do wczoraj. Pojechałam się spotkać z Abby. Dziewczyną jego kolegi. Jest naprawdę super. Nikogo u niej nie było. Nie przewidziała tego, że po kilku godzinach pojawi się w jej domu.
-A wiec to on – upewniła się.
-Nie. To naprawdę Abby. – Próbowałam dalej trzymać przy swoim choć było to coraz trudniejsze skoro sama w to nie wierzyłam.
-I przez uderzenie drzwiami nie możesz się teraz nawet podnieść bez stęknięcia? To chore Rose – powiedziała. Wiem, że była na mnie cholernie zła. Obiecałam jej się z nim nie spotykać. Jednak to zrobiłam. Musiałam. Lecz czemu z jednego spotkania zrobiły się trzy?
-To było mocne uderzenie. – Byłam śmieszna. Naprawdę. Z mojej głupoty, aż zaśmiałam się na głos. Przestałam kiedy zobaczyłam, iż Sue patrzy na mnie tak jakby chciała mnie zabić. – Przepraszam.
-Zapłaci mi za to. – Co to ma znaczyć? Sue!- Jeszcze dzisiaj wyląduje w szpitalu.
-Sue! Co ty gadasz? – powiedziałam zdenerwowana. Ona zwariowała!
-Doigra się biedaczek. Niech lepiej już zacznie zbierać na operacje – warknęła i wyszła z sypialni. Najszybciej jak potrafiłam w moim stanie ruszyłam za nią, ale niestety nic nie zdążyłam zrobić, ponieważ kiedy byłam w salonie, jej już w moim domu nie było.
Cholera! Co ona miała na myśli? Kurwa! Co ona wymyśliła? Zabije ją kiedyś!
Sue jest naprawdę dziwna i tajemnicza. Wydaje mi się, że nigdy jej nie rozszyfruje. Ale do jasnej cholery co ona chce zrobić? Zaczynam się o nią bać. A co jeśli powinnam zacząć się bać o Harry’ego? Nie! Co jak co, ale o tego mordercę nie powinnam się bać. Więc dlaczego to robie?
Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Koszmar! Nie wysiedzę sama w domu. Mogłabym zadzwonić do Dave’a by ją jakoś zatrzymał, ale wtedy wszystko się wyda! I znowu ta bezsilność.
Poczłapałam do kanapy i wygodnie się rozsiadłam. Sięgnęłam po swój telefon i wykręciłam numer do dziewczyny. Dzwoniłam z jakieś 15 razy, ale ta nie odbierała. W końcu uznałam, że to bezsensu. Nie powstrzymam jej w ten sposób. A co jeśli widziałam ją po raz ostatni?
Nie!
Gwałtownie się podniosłam, czego zaraz pożałowałam. Dalej wszystko mnie bolało. Poszłam do małej garderoby gdzie ubrałam na siebie wąskie szare dresy, w których zazwyczaj nigdy nie wychodzę, ale w tym momencie byłam pewna, że ubranie rurek nie będzie dobrym pomysłem. Założyłam jeszcze na siebie zwykły różowy top a na to sportową kurtkę. Białe conversy i byłam gotowa. Zamknęłam dom i windą zjechałam na dół. Zmówiłam taksówkę, która przyjechała w niecałe 10 minut i powoli wpakowałam się do środka. Postanowiłam ignorować ból i poszukać dziewczyny.
To było bezsensu. Wiedziałam to.
Powiadomiłam miłego starszego pana gdzie ma się udać i po chwili jechaliśmy już w stronę domu mojej przyjaciółki.
Nie wiedziałam co robić. Bo może źle to zrozumiałam i przeżywam nie potrzebnie. Ale do cholery co tu można źle zrozumieć? Doigra się biedaczek. Niech lepiej już zacznie zbierać na operacje. Jedno było pewne. Ktoś dzisiaj ucierpi. Tylko czemu niewinni ludzie?
Po następnych kilku minutach, które dłużyły się nie miłosiernie znalazłam się pod domem Sue. Zapłaciłam i grzecznie się pożegnałam. Wyszłam z auta walcząc sama ze sobą bym nie wydała żadnego dźwięk, który sugerowałby, że cos mi jest. Weszłam do ładnie umeblowanego loby i udałam się w kierunku windy. Wjechałam nią na 6 piętro. Pukałam do jej wielkich mahoniowych drzwi, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Postanowiłam zapukać do mieszkania obok, gdzie mieszkała jej kuzynka. Może czegoś się dowiem? Nie musiałam długo czekać. Drzwi się otworzyły, a mnie ukazała się wredna kuzynka mojej najlepszej przyjaciółki z niebieskimi włosami. Mówiłam wam już, że jest jebnięta?
-Hej – zaczęłam niepewnie. – Czy… czy wiesz może gdzie podziewa się Sue?
-Nie – odparła sucho. – Wiem tylko, że wyszła rano.
-Ah no dobra. Dziękuje. Już ci nie przeszkadzam. – Wysiliłam się na fałszywy uśmiech i obróciłam się do niej plecami. Szczerze jej nie lubiłam, zresztą z wzajemnością.
-Ostatnio ciągle gdzieś wychodzi. Coś załatwia. To podejrzane. – Zignorowałam to i
ponownie weszłam do windy. Kiedy wyszłam z budynku buchnęło we mnie zimne powietrze. Zaczynało się ściemniać co nie było dla mnie dobrą wiadomością. Obecnie nie miałam już żadnego planu. Sue mogła być wszędzie. Powinnam wracać do domu. Nie wiem po co tu przyjechałam. Od początku wiedziałam, że jej tu nie znajdę, ale do samego końca miałam tą głupią nadzieje.
Zadzwoniłam po taksówkę, na którą czekałam z może jakieś pięć minut co było dziwne jak na to miasto. Wsiadłam do auta i przywitałam się tym razem z młodym chłopakiem z czarną czupryną na głowie. Podałam mu swój adres i ruszyliśmy.
W tym momencie zaczęłam żałować każdej decyzji, którą podjęłam przez te trzy tygodnie. Każda sytuacja ciągnęła za sobą co raz więcej. Co raz więcej Harry’ego. Nie było to ani dobre, ani wygodne. Ten chłopak był zły, zdecydowanie nie dla mnie. Przez takich jak on straciłam najważniejszego człowieka w moim życiu. Nigdy nie wybaczę temu przez, którego go straciłam. Mówiłam wam już jakie to było chore i pogmatwane? Tyle pokus, przez które nie mogłam mieć spokoju. Nie chciałam go, a jednak jego poza niegrzecznego chłopca podobała mi się. Był moja zagadką.
Po 20 minutach dojechałam do domu. Podziękowałam młodemu facetowi i oczywiście wręczyłam mu pieniądze. Wyszłam z auta i szybko udałam się w stronę budynku.
Niestety nie zdążyłam dojść nawet do drzwi, kiedy ktoś za mną zatkał ręką moje usta i zaczął ciągnąć za sobą. Było ciemno i żadnej żywej duszy wokół. Szarpałam się, ale to nic nie dało, napastnik był za silny. Zresztą co ja się oszukuje. Każdy był ode mnie silniejszy. Nie mogłam rozgryźć czy znałam tą osobę, ponieważ była cała na czarno. Poczułam tylko zapach perfum, które już kiedyś wąchałam. Nie, nie możliwe…
Zostałam wepchnięta na tyły jakiegoś osobowego samochodu. Ktoś szybko zawiązał chustkę wokół moich oczu i związał mi ręce. Po chwili poczułam jakiś dziwny zapach. Zapadłam w nicość.
-Pięć minut – powiedziałam sennie.
-Nie wygłupiaj się. Wstawaj idiotko! – Krzyknęła, że aż podskoczyłam wydobywając z siebie kilka jęknięć. Tak bolało!
-Już! Jesteś tragiczna – powiedziałam bardziej rozbudzona. Podniosłam się delikatnie na rekach i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na nią i momentalnie napłynął do mnie strach. Jej piwne oczy były niezwykle ciemne jak na nią. Była zła.
-Możesz mi to wyjaśnić?! – krzyknęła zdenerwowana.
-A czy ty możesz przestać krzyczeć?!- powiedziałam nie co bardziej głośniej. Trochę mnie to kosztowało.
-Tak, przepraszam – odpowiedziała spokojnie siadając obok mnie na łóżku. To jeszcze większa wariatka ode mnie. – A wiec? – ponagliła.
-W ogóle co ty tu robisz? Jak się tu dostałaś?- To było dziwne.
-Dave do mnie zadzwonił i poprosił bym sprawdziła co u ciebie. Dał mi klucze. – I wszystko jasne!
-Rozumiem – westchnęłam.
-Co się stało?
-Nic takiego. Byłam u mojej nowej koleżanki Abby. Kiedy byłam w kuchni i chciałam już wyjść dziewczyna właśnie otwierała drzwi i uderz… - Co oni mają z tym przerywaniem!
-Rose wiesz, że ci nie wierze. Dave już opowiadał mi tą tandetną historyjkę. Mniej więcej dlatego tu jestem. To on ci to zrobił prawda? – Czemu ona nie jest taka naiwna jak Dave?
-Nie. Mówiłam już. To był WYPADEK. – Zaakcentowałam ostanie słowo dla większego efektu.
-Ta, jasne. Rose, daj sobie spokój. Obiecałaś mi, że już się z nim nie spotkasz.
-Sue naprawdę to nie jest takie proste. Chciałam się z nim nie spotykać nawet nie widziałam go przez jakiś czas, aż do wczoraj. Pojechałam się spotkać z Abby. Dziewczyną jego kolegi. Jest naprawdę super. Nikogo u niej nie było. Nie przewidziała tego, że po kilku godzinach pojawi się w jej domu.
-A wiec to on – upewniła się.
-Nie. To naprawdę Abby. – Próbowałam dalej trzymać przy swoim choć było to coraz trudniejsze skoro sama w to nie wierzyłam.
-I przez uderzenie drzwiami nie możesz się teraz nawet podnieść bez stęknięcia? To chore Rose – powiedziała. Wiem, że była na mnie cholernie zła. Obiecałam jej się z nim nie spotykać. Jednak to zrobiłam. Musiałam. Lecz czemu z jednego spotkania zrobiły się trzy?
-To było mocne uderzenie. – Byłam śmieszna. Naprawdę. Z mojej głupoty, aż zaśmiałam się na głos. Przestałam kiedy zobaczyłam, iż Sue patrzy na mnie tak jakby chciała mnie zabić. – Przepraszam.
-Zapłaci mi za to. – Co to ma znaczyć? Sue!- Jeszcze dzisiaj wyląduje w szpitalu.
-Sue! Co ty gadasz? – powiedziałam zdenerwowana. Ona zwariowała!
-Doigra się biedaczek. Niech lepiej już zacznie zbierać na operacje – warknęła i wyszła z sypialni. Najszybciej jak potrafiłam w moim stanie ruszyłam za nią, ale niestety nic nie zdążyłam zrobić, ponieważ kiedy byłam w salonie, jej już w moim domu nie było.
Cholera! Co ona miała na myśli? Kurwa! Co ona wymyśliła? Zabije ją kiedyś!
Sue jest naprawdę dziwna i tajemnicza. Wydaje mi się, że nigdy jej nie rozszyfruje. Ale do jasnej cholery co ona chce zrobić? Zaczynam się o nią bać. A co jeśli powinnam zacząć się bać o Harry’ego? Nie! Co jak co, ale o tego mordercę nie powinnam się bać. Więc dlaczego to robie?
Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Koszmar! Nie wysiedzę sama w domu. Mogłabym zadzwonić do Dave’a by ją jakoś zatrzymał, ale wtedy wszystko się wyda! I znowu ta bezsilność.
Poczłapałam do kanapy i wygodnie się rozsiadłam. Sięgnęłam po swój telefon i wykręciłam numer do dziewczyny. Dzwoniłam z jakieś 15 razy, ale ta nie odbierała. W końcu uznałam, że to bezsensu. Nie powstrzymam jej w ten sposób. A co jeśli widziałam ją po raz ostatni?
Nie!
Gwałtownie się podniosłam, czego zaraz pożałowałam. Dalej wszystko mnie bolało. Poszłam do małej garderoby gdzie ubrałam na siebie wąskie szare dresy, w których zazwyczaj nigdy nie wychodzę, ale w tym momencie byłam pewna, że ubranie rurek nie będzie dobrym pomysłem. Założyłam jeszcze na siebie zwykły różowy top a na to sportową kurtkę. Białe conversy i byłam gotowa. Zamknęłam dom i windą zjechałam na dół. Zmówiłam taksówkę, która przyjechała w niecałe 10 minut i powoli wpakowałam się do środka. Postanowiłam ignorować ból i poszukać dziewczyny.
To było bezsensu. Wiedziałam to.
Powiadomiłam miłego starszego pana gdzie ma się udać i po chwili jechaliśmy już w stronę domu mojej przyjaciółki.
Nie wiedziałam co robić. Bo może źle to zrozumiałam i przeżywam nie potrzebnie. Ale do cholery co tu można źle zrozumieć? Doigra się biedaczek. Niech lepiej już zacznie zbierać na operacje. Jedno było pewne. Ktoś dzisiaj ucierpi. Tylko czemu niewinni ludzie?
Po następnych kilku minutach, które dłużyły się nie miłosiernie znalazłam się pod domem Sue. Zapłaciłam i grzecznie się pożegnałam. Wyszłam z auta walcząc sama ze sobą bym nie wydała żadnego dźwięk, który sugerowałby, że cos mi jest. Weszłam do ładnie umeblowanego loby i udałam się w kierunku windy. Wjechałam nią na 6 piętro. Pukałam do jej wielkich mahoniowych drzwi, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Postanowiłam zapukać do mieszkania obok, gdzie mieszkała jej kuzynka. Może czegoś się dowiem? Nie musiałam długo czekać. Drzwi się otworzyły, a mnie ukazała się wredna kuzynka mojej najlepszej przyjaciółki z niebieskimi włosami. Mówiłam wam już, że jest jebnięta?
-Hej – zaczęłam niepewnie. – Czy… czy wiesz może gdzie podziewa się Sue?
-Nie – odparła sucho. – Wiem tylko, że wyszła rano.
-Ah no dobra. Dziękuje. Już ci nie przeszkadzam. – Wysiliłam się na fałszywy uśmiech i obróciłam się do niej plecami. Szczerze jej nie lubiłam, zresztą z wzajemnością.
-Ostatnio ciągle gdzieś wychodzi. Coś załatwia. To podejrzane. – Zignorowałam to i
ponownie weszłam do windy. Kiedy wyszłam z budynku buchnęło we mnie zimne powietrze. Zaczynało się ściemniać co nie było dla mnie dobrą wiadomością. Obecnie nie miałam już żadnego planu. Sue mogła być wszędzie. Powinnam wracać do domu. Nie wiem po co tu przyjechałam. Od początku wiedziałam, że jej tu nie znajdę, ale do samego końca miałam tą głupią nadzieje.
Zadzwoniłam po taksówkę, na którą czekałam z może jakieś pięć minut co było dziwne jak na to miasto. Wsiadłam do auta i przywitałam się tym razem z młodym chłopakiem z czarną czupryną na głowie. Podałam mu swój adres i ruszyliśmy.
W tym momencie zaczęłam żałować każdej decyzji, którą podjęłam przez te trzy tygodnie. Każda sytuacja ciągnęła za sobą co raz więcej. Co raz więcej Harry’ego. Nie było to ani dobre, ani wygodne. Ten chłopak był zły, zdecydowanie nie dla mnie. Przez takich jak on straciłam najważniejszego człowieka w moim życiu. Nigdy nie wybaczę temu przez, którego go straciłam. Mówiłam wam już jakie to było chore i pogmatwane? Tyle pokus, przez które nie mogłam mieć spokoju. Nie chciałam go, a jednak jego poza niegrzecznego chłopca podobała mi się. Był moja zagadką.
Po 20 minutach dojechałam do domu. Podziękowałam młodemu facetowi i oczywiście wręczyłam mu pieniądze. Wyszłam z auta i szybko udałam się w stronę budynku.
Niestety nie zdążyłam dojść nawet do drzwi, kiedy ktoś za mną zatkał ręką moje usta i zaczął ciągnąć za sobą. Było ciemno i żadnej żywej duszy wokół. Szarpałam się, ale to nic nie dało, napastnik był za silny. Zresztą co ja się oszukuje. Każdy był ode mnie silniejszy. Nie mogłam rozgryźć czy znałam tą osobę, ponieważ była cała na czarno. Poczułam tylko zapach perfum, które już kiedyś wąchałam. Nie, nie możliwe…
Zostałam wepchnięta na tyły jakiegoś osobowego samochodu. Ktoś szybko zawiązał chustkę wokół moich oczu i związał mi ręce. Po chwili poczułam jakiś dziwny zapach. Zapadłam w nicość.
***
Moje
oczy wolno zaczynały się otwierać, a ja dochodzić do siebie. Czułam jeszcze
większy ból w głowię, niż przed tym jak zasnęłam. Ja zasnęłam? Otworzyłam oczy
i zobaczyłam, że znajduje się sama w jakimś pokoju. Mogłam stwierdzić, że jest
to pokój mężczyzny. Ściany pomalowane były na bardzo ciemny zieleń, a meble -
czarne. Okna były całkowicie zasłonięte przez żaluzję i gdyby nie mała lampka,
która dawała marne światło, w pokoju panowałby kompletny mrok. Przypomniało mi
się dlaczego nie jestem w domu.
Leżałam na wielkim łóżku i kiedy zrozumiałam, że nie jestem przywiązana szybko podbiegłam do drzwi i złapałam za klamkę. Niestety były zamknięte. Podeszłam też do dwóch okien, ale tu klamki były wyrwane. Nie miałam jak uciec.
Usiadłam w rogu pokoju i czekałam na to co się stanie. Po kilku minutach usłyszałam jak ktoś siłuje się z zamkiem od drzwi. Mój oddech przyspieszył i omal nie zemdlałam gdy go zobaczyłam.
Wszystko co dobre ma i złe strony. Nawet człowiek.
________________________________________________
Hej, hej! Dawno mnie tutaj nie było, ale mam nadzieję, że ponownie mi wybaczycie. Proszę o komentarze kochani! To wiele dla mnie znaczy. Miłego wieczoru życzę.
min. 15 komentarzy = nowy rozdział
Leżałam na wielkim łóżku i kiedy zrozumiałam, że nie jestem przywiązana szybko podbiegłam do drzwi i złapałam za klamkę. Niestety były zamknięte. Podeszłam też do dwóch okien, ale tu klamki były wyrwane. Nie miałam jak uciec.
Usiadłam w rogu pokoju i czekałam na to co się stanie. Po kilku minutach usłyszałam jak ktoś siłuje się z zamkiem od drzwi. Mój oddech przyspieszył i omal nie zemdlałam gdy go zobaczyłam.
Wszystko co dobre ma i złe strony. Nawet człowiek.
________________________________________________
Hej, hej! Dawno mnie tutaj nie było, ale mam nadzieję, że ponownie mi wybaczycie. Proszę o komentarze kochani! To wiele dla mnie znaczy. Miłego wieczoru życzę.
min. 15 komentarzy = nowy rozdział