-Davuś, kochanie! – krzyknęła uradowana na widok swojego syna.
-Mamo. Co ty tu robisz? – Był zaskoczony prawie tak samo jak ja w tej chwili. Nigdy nie ukrywałam przed nim, że nie lubię jego matki, a ona zresztą też tego nie robiła. Uważała, że jestem nic nie wartym śmieciem i nie zasługuje na jej syna. Zgadzam się z nią w tej drugiej rzeczy, ale to i tak nie upoważnia jej do tego by mnie tak traktowała. Samo to, że nie miałam niczego, gdy poznałam Dave’a, robiło ze mnie kogoś gorszego.
Nie lubiłam przebywać w jej towarzystwie, bo zawsze musiała mnie w jakiś sposób upokorzyć i udowodnić mi jaka jestem beznadziejna.
-A byłam niedaleko, więc pomyślałam, że wpadnę. Chyba nie masz nic przeciwko, skarbie? – Kobieta usiadła na kanapie.
-Nie, ja nie, ale może zapy…
-To świetnie! Rose, idź zrobić kawę – zawołała. Spiorunowałam ją wzrokiem.
-A może tak proszę? – Dave posłał mi przepraszające spojrzenie.
-Tak, tak. Pospiesz się! – Stanęłam w miejscu, zamknęłam oczy i zaczęłam odliczać do dziesięciu, by się uspokoić. Nie wywoływałam kłótni tylko ze względu na mężczyznę. Suka!
-Jasne. – Ruszyłam do kuchni i włączyłam ekspres do kawy. Kiedy już przygotowałam ciastka i gorący napój, zaniosłam wszystko na mały stoliczek naprzeciwko białej kanapy. Usiadłam na fotelu i wsłuchałam się w ich rozmowę. Jego matka opowiadała o jakiejś tam pięknej i ambitnej córce jej przyjaciółki, z którą powinien się koniecznie zapoznać Dave. Wiedziałam, że cały czas marzy o tym, by mój związek z nim się rozpadł i w jakiś chory sposób próbuje go to tego przekonać. Wiem, że może się to wam wydać egoistyczne czy coś takiego, ale wiem że inne nie mają ze mną szans. Dave jest szaleńczo we mnie zakochany, prawie tak jak ja kiedyś byłam. Nie chciałam tego, ale tak wyszło. Nie zmienię jego uczuć, choć bardzo bym chciała, bo wiem że kiedyś go w końcu skrzywdzę. Już to robię, tylko on tego nie widzi…
-A ty masz jakiś zysk z tych twoich idiotycznych malunków? Dave mówi, że masz wielki talent, ale pewnie jak zwykle wszystko wyolbrzymia, jeśli chodzi o ciebie. – Co za chamówa, no! Nie rozumiem takich ludzi. Co daje jej to dręczenie mnie?
-Nie są idiotyczne, to moja pasja. Robię to dla siebie, nie dla zarobku – odpowiedziałam spokojnie. W jej towarzystwie musiałam być cierpliwa.
-Ah, tak? Mogłabyś sobie znaleźć pracę, a nie cały czas siedzisz w domu i wylegujesz się na tej kanapie. – Tak, na pewno długo czekała by mi to powiedzieć. Uśmiechnęłam się do niej fałszywie i postanowiłam odpowiedzieć mimo tego, że wiem, iż nie jest to dobre posuniecie, lecz niestety Dave mnie uprzedził.
-Mamo, rozmawiałem już o tym z tobą. Rosalie nie będzie pracować, ponieważ zarabiam wystarczająco dużo, by utrzymać nas oboje. – Zachichotałam po cichu, gdy zobaczyłam jej obrażoną minę.
-A co, jak przyjdą dzieci? Jak wy sobie to wyobrażacie?
-Dzieci jeszcze nie planujemy. Jestem za młoda, tak myślę. Zresztą jeśli już przyjdzie na to czas, na pewno wymyślimy coś z Dave’m, ale to już nie jest twoja sprawa Liliano –odparłam najspokojniej jak tylko potrafiłam. Wiedziałam, że i tak ma już gotową odpowiedź. Zawsze ją miała.
-A co z moim synem? Ma już dwadzieścia pięć lat. Nie myśl tylko o sobie, moja droga. – Popatrzyłam zdezorientowana na mężczyznę po mojej lewej, by poprosić go jakoś o pomoc. Swoim wskazującym palcem dotarł do ust i tym samym dał mi znak, że mam być cicho.
-Mamo, Rose ma rację, to nie twoja sprawa. Kiedy zechcę być tatą to nim będę, ale najpierw trzeba wziąć ślub, a to nie jest nawet jeszcze na naszej liście rzeczy do zrobienia. – Podziękowałam mu w duchu. Liliana nie sprzeciwiłaby się swojemu synowi. Nie w ten sposób w jaki mógłby to zauważyć.
Dzięki niemu skończył się już ten temat, wiec kobieta zaczęła opowiadać o ojcu Dave’a i o tym, jak to nie chce przyjmować leków.
Zawsze zastanawiałam się jak tak cudowny mężczyzna mógł ożenić się z taką francą. Eddie był naprawdę niesamowitym człowiekiem. Strasznie go lubiłam, zresztą z wzajemnością. Niestety ostatnimi czasy dużo chorował i nie widywałam go zbyt często.
Po jakiejś godzinie jego matka wyszła i byłam naprawdę zdziwiona, ponieważ wyjątkowo w trakcie tej wizyty mało mi dokuczyła.
-Przepraszam cię za nią, skarbie. – Mężczyzna podszedł do mnie od tyłu, gdy ja stałam koło okna i wtulił się we mnie. Nie miałam zamiaru go od siebie odpychać, jak zawsze to robiłam. Przeciwnie. Odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam się do jego torsu.
-To nie twoja wina. Zresztą, była dzisiaj do wytrzymania. – Chłopak westchnął.
-Nie wiem czemu ona cię tak nie lubi. Powinna się cieszyć, ponieważ dajesz mi szczęście. – Kiedy to usłyszałam moje serce pokryte lodem rozpadło się na małe kawałeczki. Było mi przykro. Nigdy nie miałam większych wyrzutów jak teraz. Wykorzystywałam go i to było bardzo złe. Jak już mówiłam - nie zasłużył sobie na to.
***
Moje
życie wróciło chwilowo do normy. Był podobnie jak wtedy, nim pojawił się Harry,
tylko z tym wyjątkiem, że mój kontakt z Dave’em się polepszył.
On nie odzywał się do mnie już równo tydzień, co bardzo mnie cieszyło, ale dalej żyłam w tej niepewności. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. W sumie, nic nie działo się u mnie ciekawego. Budziłam się rano i przezywałam jakoś sama dzień, póki nie wracał Dave. Później spędzałam z nim czas, jak nie gdzieś jeżdżąc to grając w jakieś głupie planszówki. Było nawet fajnie i zabawnie.
W ciągu tego tygodnia dużo malowałam. Więcej niż zwykle. Moje obrazy ograniczały się do jednego motywu. Przedstawiały postać i mogłam śmiało stwierdzić, że był to chłopak, lecz za każdym razem nie można było zobaczyć dokładnie jego twarzy. Była zamazana. Na obrazie zawsze górowały ciemne kolory, tak jakbym chciała oddać mrok bijący z jego oczu. Nie wiem dokładnie, co mną kierowało, nie wiem też dlaczego malowałam właśnie kogoś takiego. Kogoś, od którego biło zimno, nawet jeśli tylko patrzyło się na obraz.
Dopiero wczoraj zdałam sobie sprawę, jak moje uczucia są pogmatwane. Tak, jakbym była podzielona na kilka połówek i każda chciała czegoś innego. To naprawdę głupie. Nadal na tym pracuje, ale jak widać coś mi nie wychodzi.
Zostały mi niecałe dwie godziny do powrotu Dave’a, więc aby zabić czas wzięłam się za obiad. Postanowiłam, że przygotuje spagetthi. Kiedy już zrobiłam ta nietrudną potrawę uznałam, że nadal mam dużo czasu, a wiec poszłam po laptopa i go odpaliłam. Zaczęłam rozglądać się za nowymi książkami, które mogłabym zakupić, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na niego by zobaczyć kto dzwoni. Niestety był to numer obcy, ale i tak postanowiłam odebrać.
-Hallo?- zaczęłam niepewnie.
-Rose? Rose to ty? – Po drugiej stronie usłyszałam znajomy kobiecy głos, ale na tą chwile nie byłam pewna, kto jest jego właścicielem.
-Tak. Mogę wiedzieć kto dzwoni?
-Och jak dobrze, że odebrałaś! Abby. Gdzie ty się podziewasz?
-Obecnie jestem w domu, wi…- Dziewczyna mi przerwała. Spieszy jej się czy jak?
-Chodzi mi o to, że nie widziałam cię od imprezy, a Ian mówił, że widział cię z twoim chłopakiem. Czemu go okłamałaś? –
-Och, to długa historia – odpowiedziałam kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Obróciłam się i ujrzałam Dave’a posyłającego mi uroczy uśmiech. Odwzajemniłam go i dałam mu znak, że rozmawiam przez telefon.
-Przyjedź do mnie! Proszzz! Jestem sama w domu. Chłopacy gdzieś pojechali.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Bałam się zaczynać tego od nowa. Bałam się że spotkam Hazzę, a przecież miałam już spokój, ale mimo tego, że tak krótko znam się z blondynką, chciałabym z nią spędzić czas. Lubiłam ją.
-Och, na pewno! Nie wiem, czy tu chodzi o Harry’ego, ale zapewniam cię, że go tu nie ma i są duże szanse, że nie będzie – powiadomiła mnie.
-Dalej nie jestem przekonana.
-Dla mnie. Proszę. – och no dobra!
-Zgoda, ale musze zapytać Dave’a czy mnie zawiezie. Jak coś to będę za niecałą godzinę.
-Do zobaczenia! – wykrzyknęła w słuchawkę.
-Tak. Papa.
Kiedy się rozłączyłam podeszłam do mężczyzny i ucałowałam go w policzek, jak zwykłam to robić. Nałożyłam nam obiad i usiedliśmy przy stole. Zapytałam się, czy by mnie nie podwiózł, a ten się zgodził. Nie byłam co do tego przekonana. Co jeśli spotkamy tam Harry’ego? Spróbuje o tym nie myśleć.
Gdy zjedliśmy, a Dave posprzątał, wyszliśmy z mieszkania i widną zjechaliśmy do parkingu, gdzie stał jego samochód.
Cały czas informowałam mężczyznę, gdzie ma skręcić, bo oczywiście nie wiedział gdzie mieszka Abby.
-To tutaj? – zapytał patrząc na jej wielki dom. Wiedziałam, że bym zaskoczony, ale zupełnie nie wiem dlaczego, skoro jego rodzice mieli nie wiele mniejszy.
-Tak – potwierdziłam.
-Bogata jest. – Uśmiechnął się, pokazując śnieżnobiałe zęby.
-Nie ona. Jej ojciec – odparłam grzecznie. Powiedziałam jeszcze entuzjastyczne „Cześć” i wyszłam z auta. Patrzyłam jak auto znika z zasięgu mojego wzroku i dopiero wtedy zadzwoniłam do drzwi. Nie musiałam długo czekać na blondynkę z uśmiechem na twarzy.
-Rose! Cieszę się, że już jesteś! Chłopak cię przywiózł? Jak mu tam? – Gestem reki zaprosiła mnie do środka. Ona zawsze tyle gada? A ja myślałam, że ja jestem gadułą.
-Dave. Tak, on mnie przywiózł. – Cichutko podreptałam za nią do jej olbrzymiej białej kuchni. Jedynie dodatki były pomarańczowe. Nawet ładnie to wyglądało.
-Co się napijesz? – Kiedy przyjrzałam się dziewczynie, zobaczyłam, że miała na sobie dzisiaj turkusową bluzkę z rękawem 3/4 , obcisłe czarne rurki, a do tego zwykłe trampki. Była też delikatnie pomalowana, a jej włosy były naturalnie pokręcone i rozpuszczone.
-Herbaty miętowej jak masz. – Abby pokiwała głową i postawiła wodę na herbatę.
-To opowiadaj i się tłumacz. Czemu powiedziałaś, że jestem z Ian’em? – Gdy rozpoczęła ten temat lekko zachichotała. Bawił ją jej rzekomy związek z przyjacielem.
-To trochę trudne. Bo widzisz, ja i Dave to dziwny związek. On nie zna Harry’ego i lepiej by tak zostało. Kiedy się z nim kilka razy spotkałam myślał, że spędzam czas ze swoimi starymi przyjaciółmi za czasów szkoły. – Szybko wzięłam oddech i dalej kontynuowałam - Dlatego gdy zobaczyłam Ian’a w tym sklepie spanikowałam. Bałam się, że powie coś z czego będę się musiała tłumaczyć. Powiedziałam Dave’owi, że jest chłopakiem mojej koleżanki i to mu wystarczało. – Zerknęłam na dziewczynę, która była lekko zakłopotana.
-Boisz się go? Czy on cie krzywdzi? – Teraz to jej twarz pokazywała strach. Bała się o mnie?
-Nie! Dave to cudowny chłopak. Kocha mnie i nigdy by mnie nie skrzywdził. – Odetchnęła z ulgą.
-To o co chodzi?
-Nie chciałam, aby wiedział o Harry’m, który przychodzi do naszego mieszkania pod jego nieobecność i zmusza mnie do wyjścia z nim. – Wiedziałam, że za dużo powiedzieć jej nie mogłam, ale kiedy próbowałam powiedzieć coś, co wydawało mi się lekkie i mogło być przeznaczone dla jej uszów to, to zaraz ciągnęło za sobą to czego nie powinna wiedzieć.
-Jak to cię zmusza? Rose! Czy cie skrzywdził? Wiedziałam, że Harry jest wybuchowy ale nie, że krzywdzi kob… - Nie mogłam tego słuchać!
-Abby! Spokojnie! Nikt mnie nie krzywdzi. Nie wiem, jak mam ci to wszystko wytłumaczyć – powiedziałam spokojnie. – Dave jest… on jest naprawdę niesamowity. Był ze mną wtedy, kiedy kogoś potrzebowałam. Zrobił dla mnie bardzo dużo. Nie zasługuje na niego, a spotykając się z Harrym krzywdzę go jeszcze bardziej niż przez ten cały czas, od kiedy z nim jestem.
-Nie do końca rozumiem, ale wydaje mi się, że tyle tylko możesz mi powiedzieć, prawda? – Pokiwałam głową i utkwiłam wzrok w kubku z herbatą. Zrobiło mi się głupio. – Ey! Nie przejmuj się. Każdy ma swoje tajemnice. Bez wyjątku.
-Cieszę się, że to rozumiesz. Nie chcę cię okłamywać, bo to bezsensu. – Nigdy nie czułam się winna, gdy kłamałam, bo zawsze przychodziło mi to z łatwością, a sumienie nie brało nade mną góry. Do niedawna. Kłamstwa są proste do czasu. Później się w nich tak zaplątasz, że nie będziesz wiedzieć jak to zatrzymać. To coś jak uzależnienie. Jak już zaczniesz to nie przestaniesz.
-Jasne. To co chcesz robić? – zapytała wesoło, zapominając o naszej rozmowie. – Wiesz, Charlie zostawił mnie samą, bo musiał coś załatwić z chłopcami. Wszyscy pojechali, a ja nie lubię zostawać sama w tym wielkim domu.
-Harry mówił, że nie lubisz. Ale dlaczego? Jest piękny. – Obie ruszyłyśmy do salonu, gdzie usiadłyśmy na wygodnych czerwonych kanapach.
-Jest stanowczo za duży dla mnie jednej. Jest tu tak pusto. Lubię być wśród ludzi. – odpowiedziała szybko. – nigdy nie spędzam tutaj sama nocy. Często Charlie do mnie przyjeżdża, a jak nie on to któryś z chłopków. Bywają tu często. Ale są też sytuacje, kiedy ich wszystkich nie ma, więc jeżdżę do domu Charlie’go. Czuje się tam pewniej. To dziwne.
-Nie, czemu? Też nie lubię być sama w domu, a tym bardziej w nocy. – Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, a później kiedy dopiłam swoją herbatę Abby oprowadziła mnie po domu. Dużo czasu spędziliśmy w pokoju gier. Było naprawdę fajnie. Granie na Xboxie to świetna sprawa!
Przestałyśmy dopiero wtedy, gdy w małych telewizorkach, w których można było mieć widok na prawie każdy pokój w tym domu zobaczyłyśmy, że w salonie ktoś jest.
Po cichu udałyśmy się na parter, ale kiedy Abby usłyszała głos swojego chłopaka szybko rzuciła się do salonu, by go przytulić. Weszłam niepewnie zaraz po niej i to kogo tam zobaczyłam jakoś specjalnie mnie nie ucieszyło. A może jednak?
Na kanapie na wprost mnie siedział Harry. Wyglądał inaczej. Lepiej, jeśli to w ogóle możliwe. Miał na sobie białą koszulkę, a na to koszule w granatową kratę. Do tego czarne spodnie i białe converse. Wyglądał naprawdę, hmmm, bosko? Jego włosy były postawione do góry, a jego mina pokazywała iż był bardzo zakłopotany.
Moje skanowanie wzrokiem Hazzy przerwał Ian, który szybko do mnie podbiegł. Wziął mnie na ręce i w uścisku okręcił kilka razy wokół własnej osi. Jeśli powiem, że byłam zdziwiona, to będzie to stanowczo za mało. Mimowolnie zaczęłam się śmiać i kiedy mnie w końcu postawił zdałam sobie sprawę, że strasznie kręci mi się w głowie. O mało nie upadłam, ale chłopak mnie przytrzymał i jeszcze bardziej się roześmiał.
-Uważaj! – krzyknął wesoło.
-Zapamiętam. Witaj, Ian – odpowiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy. Tego chłopaka polubiłam od razu. Był pociesznym człowiekiem, pełnym energii z tego co zdążyłam zauważyć oraz niezwykle otwartym i odważnym.
-Hej, najcudowniejsza dziewczyno na świecie. – Ponownie się roześmiałam. Dopiero po krótkiej chwili przypomniałam sobie, że nie jesteśmy tu sami. Obróciłam się w ich stronę i zobaczyłam jak cztery pary oczu gapiły się na nas z wielkim zdziwieniem na twarzy. O co chodzi?
-Cześć – powiedziałam nieśmiało. Cała reszta z wyjątkiem Harry’ego odpowiedzieli mi na moje przywitanie. Nie obchodziło mnie czy jest zły, czy może nie. Nie miałam zamiaru przejmować się mordercą. A może powinnam?
-Co tu robisz, Rose? – Alex jako pierwszy przerwał niezręczną ciszę. Nie pasowałam tu.
-Abby do mnie zadz…- nie rozumiem czemu, ale druga dziewczyna w tym pokoju mi przerwała.
-Zadzwoniłam do niej. Nie chciałam być sama, a to okazja byśmy mogły sobie pogadać – odpowiedziała pewna siebie.
-A jak się tu znalazłaś? – dociekał Charlie.
-Yyyy, mój chłopak… to znaczy Dave mnie tu przywiózł. – Och strasznie się stresowałam. Trudno mi było odpowiadać, gdy wszyscy patrzyli się na mnie. To trochę krępujące, a w dodatku gdy powiedziałam o Dave’ie, chłopcy wymienili między sobą dziwne spojrzenia. O co tu do cholery jasnej chodziło?!
-Ach tak? – Głos ponownie zabrał Alex. To wszystko było naprawdę dziwne.
-Dobra! Co będziecie robić? Zostajecie z nami? – W duchu dziękowałam Abby, że zmieniła temat. Moja bohaterka.
-Tylko na chwilę. Za niecałe dwie godziny musimy znowu wyjść. – Zastanawiało mnie, czemu Harry w ogóle nie zabierał głos. Siedział w ciszy i obserwował nas wszystkich. Wydawał się spokojny, ale podejrzewam - wnioskując po jego zaciskających się pięściach co jakiś czas – że wewnątrz siebie toczył jakąś wielką bitwę. To rzeczywiście był trudny człowiek. Morderca.
Nie czułam strachu. Nie teraz, gdy był koło mnie Ian oraz Alex. Nie wiem, zupełnie dlaczego, bo co jeśli oni też byli mordercami? Że byli potworami jak on? Nie to niemożliwe… ale Harry’ego też o to nie podejrzewałam.
-Ale wrócisz na noc? – zapytała słodko blondynka delikatnie przytulając się do swojego chłopaka.
-Spokojnie będziesz miała go tylko dla siebie. Oddamy ci go przed dziesiątą. – wtrącił trochę niegrzecznie Ian.
-Jasne. – Biedna się speszyła. –Yyy, to kto głodny?!- zapytała dziewczyna chcąc zmienić temat. Oczywiście, prawie wszyscy krzyknęli coś na wzór „Ja”, więc Abby ruszyła do kuchni. – Rose! Chodź ze mną!
-Idę!- Znowu podziękowałam jej w duchu. Naprawdę mnie rozumie. Nie wytrzymałabym tam z czterema idiotami pięciu minut.
Kiedy weszłam do kuchni dziewczyna wyciągała już pizzę z zamrażarki. Czyli to będzie ich obiad lub kolacja, jak kto woli?
-Dziękuje ci. Dziwnie się tam z nimi czułam. Mam wrażenie, że nie powinnam tu być. – Postanowiłam, że i tak nie mam na razie w czym jej pomagać, wiec usiadłam na wysokim stołku i przyglądałam się jej poczynaniom.
-Byli po prostu zaskoczeni. Nie przejmuj się.
-Tak. Może masz racje. – Nie byłam przekonana. To dziwnie wyglądało.
-Przepraszam cię. – Popatrzyłam na nią zdekoncentrowana. Nie rozumiem… - za to, że Harry tu jest, a miało go nie być. Naprawdę nie wie…
-Jasne, spoko. To nie twoja wina. Nic się nie stało.
Po kilku minutach pizza się upiekła, wiec zaniosłyśmy ją razem z napojami do salonu, gdzie siedzieli chłopcy. Abby usiadła obok Charliego, a ja jak najdalej Harry’ego.
Niestety przez cały ten czas czułam jego wzrok na sobie. Nie patrzyłam w jego stronę. Unikałam tego jak ognia, ale mimo to bardzo mnie kusiło, by na niego spojrzeć. Nic nie jadałam, nie miałam ochoty, co oczywiście nie uszło uwadze blondynki. Po kilku minutach przekonywania jej, że nie jestem głodna, wyszłam z salonu z pretekstem, że idę nalać sobie wody. Miałam już dość wytrzymywania jego wzroku. Chciałam już stąd iść, ale przecież nie zadzwonię teraz do Dave’a, bo może spotkać Harry’ego czy coś, a tego bym nie chciała. Musze to wytrzymać.
Kiedy nalewałam sobie wody do szklanki, ktoś mocno złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Wylądowałam na nikim innym jak na Harry’m. Cały czas skanował moją twarz jakby tam czegoś szukał. Wybacz skarbie, nic tam nie znajdziesz! Jestem dobra w te rzeczy. Nie ukrywam, że się panicznie bałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. On nie miał znać moich słabości.
-Puść mnie! To boli – powiedziałam cicho z nadzieją, że osoby w salonie niczego nie usłyszą choć dobrze wiedziałam, że to niemożliwe. Byli zbyt daleko.
-Co tu robisz królewno? Nie powinnaś spędzać teraz czasu ze swoim kochasiem? – warknął. Przerażał mnie. Jego oczy były wprost czarne, bardziej ciemniejsze niż moje. Bił od niego mrok, tak jak na moim obrazie… To jego malowałam! W tej jego fazie ciemności, w której widziałam go po raz ostatni. Nic mi nie zrobi prawda? Nie tutaj, nie przy Abby, tak?
-Przyjechałam do Abby, a ciebie nie powinno obchodzić to, z kim spędzam czas. – Chłopak jeszcze bardziej zacisnął swój uchwyt na moim nadgarstku.
-Owszem, powinno – powiedział stanowczo i szarpnął mną. To boli!
-Harry - odezwałam się z bólem w oczach.
On nie odzywał się do mnie już równo tydzień, co bardzo mnie cieszyło, ale dalej żyłam w tej niepewności. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. W sumie, nic nie działo się u mnie ciekawego. Budziłam się rano i przezywałam jakoś sama dzień, póki nie wracał Dave. Później spędzałam z nim czas, jak nie gdzieś jeżdżąc to grając w jakieś głupie planszówki. Było nawet fajnie i zabawnie.
W ciągu tego tygodnia dużo malowałam. Więcej niż zwykle. Moje obrazy ograniczały się do jednego motywu. Przedstawiały postać i mogłam śmiało stwierdzić, że był to chłopak, lecz za każdym razem nie można było zobaczyć dokładnie jego twarzy. Była zamazana. Na obrazie zawsze górowały ciemne kolory, tak jakbym chciała oddać mrok bijący z jego oczu. Nie wiem dokładnie, co mną kierowało, nie wiem też dlaczego malowałam właśnie kogoś takiego. Kogoś, od którego biło zimno, nawet jeśli tylko patrzyło się na obraz.
Dopiero wczoraj zdałam sobie sprawę, jak moje uczucia są pogmatwane. Tak, jakbym była podzielona na kilka połówek i każda chciała czegoś innego. To naprawdę głupie. Nadal na tym pracuje, ale jak widać coś mi nie wychodzi.
Zostały mi niecałe dwie godziny do powrotu Dave’a, więc aby zabić czas wzięłam się za obiad. Postanowiłam, że przygotuje spagetthi. Kiedy już zrobiłam ta nietrudną potrawę uznałam, że nadal mam dużo czasu, a wiec poszłam po laptopa i go odpaliłam. Zaczęłam rozglądać się za nowymi książkami, które mogłabym zakupić, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na niego by zobaczyć kto dzwoni. Niestety był to numer obcy, ale i tak postanowiłam odebrać.
-Hallo?- zaczęłam niepewnie.
-Rose? Rose to ty? – Po drugiej stronie usłyszałam znajomy kobiecy głos, ale na tą chwile nie byłam pewna, kto jest jego właścicielem.
-Tak. Mogę wiedzieć kto dzwoni?
-Och jak dobrze, że odebrałaś! Abby. Gdzie ty się podziewasz?
-Obecnie jestem w domu, wi…- Dziewczyna mi przerwała. Spieszy jej się czy jak?
-Chodzi mi o to, że nie widziałam cię od imprezy, a Ian mówił, że widział cię z twoim chłopakiem. Czemu go okłamałaś? –
-Och, to długa historia – odpowiedziałam kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Obróciłam się i ujrzałam Dave’a posyłającego mi uroczy uśmiech. Odwzajemniłam go i dałam mu znak, że rozmawiam przez telefon.
-Przyjedź do mnie! Proszzz! Jestem sama w domu. Chłopacy gdzieś pojechali.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Bałam się zaczynać tego od nowa. Bałam się że spotkam Hazzę, a przecież miałam już spokój, ale mimo tego, że tak krótko znam się z blondynką, chciałabym z nią spędzić czas. Lubiłam ją.
-Och, na pewno! Nie wiem, czy tu chodzi o Harry’ego, ale zapewniam cię, że go tu nie ma i są duże szanse, że nie będzie – powiadomiła mnie.
-Dalej nie jestem przekonana.
-Dla mnie. Proszę. – och no dobra!
-Zgoda, ale musze zapytać Dave’a czy mnie zawiezie. Jak coś to będę za niecałą godzinę.
-Do zobaczenia! – wykrzyknęła w słuchawkę.
-Tak. Papa.
Kiedy się rozłączyłam podeszłam do mężczyzny i ucałowałam go w policzek, jak zwykłam to robić. Nałożyłam nam obiad i usiedliśmy przy stole. Zapytałam się, czy by mnie nie podwiózł, a ten się zgodził. Nie byłam co do tego przekonana. Co jeśli spotkamy tam Harry’ego? Spróbuje o tym nie myśleć.
Gdy zjedliśmy, a Dave posprzątał, wyszliśmy z mieszkania i widną zjechaliśmy do parkingu, gdzie stał jego samochód.
Cały czas informowałam mężczyznę, gdzie ma skręcić, bo oczywiście nie wiedział gdzie mieszka Abby.
-To tutaj? – zapytał patrząc na jej wielki dom. Wiedziałam, że bym zaskoczony, ale zupełnie nie wiem dlaczego, skoro jego rodzice mieli nie wiele mniejszy.
-Tak – potwierdziłam.
-Bogata jest. – Uśmiechnął się, pokazując śnieżnobiałe zęby.
-Nie ona. Jej ojciec – odparłam grzecznie. Powiedziałam jeszcze entuzjastyczne „Cześć” i wyszłam z auta. Patrzyłam jak auto znika z zasięgu mojego wzroku i dopiero wtedy zadzwoniłam do drzwi. Nie musiałam długo czekać na blondynkę z uśmiechem na twarzy.
-Rose! Cieszę się, że już jesteś! Chłopak cię przywiózł? Jak mu tam? – Gestem reki zaprosiła mnie do środka. Ona zawsze tyle gada? A ja myślałam, że ja jestem gadułą.
-Dave. Tak, on mnie przywiózł. – Cichutko podreptałam za nią do jej olbrzymiej białej kuchni. Jedynie dodatki były pomarańczowe. Nawet ładnie to wyglądało.
-Co się napijesz? – Kiedy przyjrzałam się dziewczynie, zobaczyłam, że miała na sobie dzisiaj turkusową bluzkę z rękawem 3/4 , obcisłe czarne rurki, a do tego zwykłe trampki. Była też delikatnie pomalowana, a jej włosy były naturalnie pokręcone i rozpuszczone.
-Herbaty miętowej jak masz. – Abby pokiwała głową i postawiła wodę na herbatę.
-To opowiadaj i się tłumacz. Czemu powiedziałaś, że jestem z Ian’em? – Gdy rozpoczęła ten temat lekko zachichotała. Bawił ją jej rzekomy związek z przyjacielem.
-To trochę trudne. Bo widzisz, ja i Dave to dziwny związek. On nie zna Harry’ego i lepiej by tak zostało. Kiedy się z nim kilka razy spotkałam myślał, że spędzam czas ze swoimi starymi przyjaciółmi za czasów szkoły. – Szybko wzięłam oddech i dalej kontynuowałam - Dlatego gdy zobaczyłam Ian’a w tym sklepie spanikowałam. Bałam się, że powie coś z czego będę się musiała tłumaczyć. Powiedziałam Dave’owi, że jest chłopakiem mojej koleżanki i to mu wystarczało. – Zerknęłam na dziewczynę, która była lekko zakłopotana.
-Boisz się go? Czy on cie krzywdzi? – Teraz to jej twarz pokazywała strach. Bała się o mnie?
-Nie! Dave to cudowny chłopak. Kocha mnie i nigdy by mnie nie skrzywdził. – Odetchnęła z ulgą.
-To o co chodzi?
-Nie chciałam, aby wiedział o Harry’m, który przychodzi do naszego mieszkania pod jego nieobecność i zmusza mnie do wyjścia z nim. – Wiedziałam, że za dużo powiedzieć jej nie mogłam, ale kiedy próbowałam powiedzieć coś, co wydawało mi się lekkie i mogło być przeznaczone dla jej uszów to, to zaraz ciągnęło za sobą to czego nie powinna wiedzieć.
-Jak to cię zmusza? Rose! Czy cie skrzywdził? Wiedziałam, że Harry jest wybuchowy ale nie, że krzywdzi kob… - Nie mogłam tego słuchać!
-Abby! Spokojnie! Nikt mnie nie krzywdzi. Nie wiem, jak mam ci to wszystko wytłumaczyć – powiedziałam spokojnie. – Dave jest… on jest naprawdę niesamowity. Był ze mną wtedy, kiedy kogoś potrzebowałam. Zrobił dla mnie bardzo dużo. Nie zasługuje na niego, a spotykając się z Harrym krzywdzę go jeszcze bardziej niż przez ten cały czas, od kiedy z nim jestem.
-Nie do końca rozumiem, ale wydaje mi się, że tyle tylko możesz mi powiedzieć, prawda? – Pokiwałam głową i utkwiłam wzrok w kubku z herbatą. Zrobiło mi się głupio. – Ey! Nie przejmuj się. Każdy ma swoje tajemnice. Bez wyjątku.
-Cieszę się, że to rozumiesz. Nie chcę cię okłamywać, bo to bezsensu. – Nigdy nie czułam się winna, gdy kłamałam, bo zawsze przychodziło mi to z łatwością, a sumienie nie brało nade mną góry. Do niedawna. Kłamstwa są proste do czasu. Później się w nich tak zaplątasz, że nie będziesz wiedzieć jak to zatrzymać. To coś jak uzależnienie. Jak już zaczniesz to nie przestaniesz.
-Jasne. To co chcesz robić? – zapytała wesoło, zapominając o naszej rozmowie. – Wiesz, Charlie zostawił mnie samą, bo musiał coś załatwić z chłopcami. Wszyscy pojechali, a ja nie lubię zostawać sama w tym wielkim domu.
-Harry mówił, że nie lubisz. Ale dlaczego? Jest piękny. – Obie ruszyłyśmy do salonu, gdzie usiadłyśmy na wygodnych czerwonych kanapach.
-Jest stanowczo za duży dla mnie jednej. Jest tu tak pusto. Lubię być wśród ludzi. – odpowiedziała szybko. – nigdy nie spędzam tutaj sama nocy. Często Charlie do mnie przyjeżdża, a jak nie on to któryś z chłopków. Bywają tu często. Ale są też sytuacje, kiedy ich wszystkich nie ma, więc jeżdżę do domu Charlie’go. Czuje się tam pewniej. To dziwne.
-Nie, czemu? Też nie lubię być sama w domu, a tym bardziej w nocy. – Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, a później kiedy dopiłam swoją herbatę Abby oprowadziła mnie po domu. Dużo czasu spędziliśmy w pokoju gier. Było naprawdę fajnie. Granie na Xboxie to świetna sprawa!
Przestałyśmy dopiero wtedy, gdy w małych telewizorkach, w których można było mieć widok na prawie każdy pokój w tym domu zobaczyłyśmy, że w salonie ktoś jest.
Po cichu udałyśmy się na parter, ale kiedy Abby usłyszała głos swojego chłopaka szybko rzuciła się do salonu, by go przytulić. Weszłam niepewnie zaraz po niej i to kogo tam zobaczyłam jakoś specjalnie mnie nie ucieszyło. A może jednak?
Na kanapie na wprost mnie siedział Harry. Wyglądał inaczej. Lepiej, jeśli to w ogóle możliwe. Miał na sobie białą koszulkę, a na to koszule w granatową kratę. Do tego czarne spodnie i białe converse. Wyglądał naprawdę, hmmm, bosko? Jego włosy były postawione do góry, a jego mina pokazywała iż był bardzo zakłopotany.
Moje skanowanie wzrokiem Hazzy przerwał Ian, który szybko do mnie podbiegł. Wziął mnie na ręce i w uścisku okręcił kilka razy wokół własnej osi. Jeśli powiem, że byłam zdziwiona, to będzie to stanowczo za mało. Mimowolnie zaczęłam się śmiać i kiedy mnie w końcu postawił zdałam sobie sprawę, że strasznie kręci mi się w głowie. O mało nie upadłam, ale chłopak mnie przytrzymał i jeszcze bardziej się roześmiał.
-Uważaj! – krzyknął wesoło.
-Zapamiętam. Witaj, Ian – odpowiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy. Tego chłopaka polubiłam od razu. Był pociesznym człowiekiem, pełnym energii z tego co zdążyłam zauważyć oraz niezwykle otwartym i odważnym.
-Hej, najcudowniejsza dziewczyno na świecie. – Ponownie się roześmiałam. Dopiero po krótkiej chwili przypomniałam sobie, że nie jesteśmy tu sami. Obróciłam się w ich stronę i zobaczyłam jak cztery pary oczu gapiły się na nas z wielkim zdziwieniem na twarzy. O co chodzi?
-Cześć – powiedziałam nieśmiało. Cała reszta z wyjątkiem Harry’ego odpowiedzieli mi na moje przywitanie. Nie obchodziło mnie czy jest zły, czy może nie. Nie miałam zamiaru przejmować się mordercą. A może powinnam?
-Co tu robisz, Rose? – Alex jako pierwszy przerwał niezręczną ciszę. Nie pasowałam tu.
-Abby do mnie zadz…- nie rozumiem czemu, ale druga dziewczyna w tym pokoju mi przerwała.
-Zadzwoniłam do niej. Nie chciałam być sama, a to okazja byśmy mogły sobie pogadać – odpowiedziała pewna siebie.
-A jak się tu znalazłaś? – dociekał Charlie.
-Yyyy, mój chłopak… to znaczy Dave mnie tu przywiózł. – Och strasznie się stresowałam. Trudno mi było odpowiadać, gdy wszyscy patrzyli się na mnie. To trochę krępujące, a w dodatku gdy powiedziałam o Dave’ie, chłopcy wymienili między sobą dziwne spojrzenia. O co tu do cholery jasnej chodziło?!
-Ach tak? – Głos ponownie zabrał Alex. To wszystko było naprawdę dziwne.
-Dobra! Co będziecie robić? Zostajecie z nami? – W duchu dziękowałam Abby, że zmieniła temat. Moja bohaterka.
-Tylko na chwilę. Za niecałe dwie godziny musimy znowu wyjść. – Zastanawiało mnie, czemu Harry w ogóle nie zabierał głos. Siedział w ciszy i obserwował nas wszystkich. Wydawał się spokojny, ale podejrzewam - wnioskując po jego zaciskających się pięściach co jakiś czas – że wewnątrz siebie toczył jakąś wielką bitwę. To rzeczywiście był trudny człowiek. Morderca.
Nie czułam strachu. Nie teraz, gdy był koło mnie Ian oraz Alex. Nie wiem, zupełnie dlaczego, bo co jeśli oni też byli mordercami? Że byli potworami jak on? Nie to niemożliwe… ale Harry’ego też o to nie podejrzewałam.
-Ale wrócisz na noc? – zapytała słodko blondynka delikatnie przytulając się do swojego chłopaka.
-Spokojnie będziesz miała go tylko dla siebie. Oddamy ci go przed dziesiątą. – wtrącił trochę niegrzecznie Ian.
-Jasne. – Biedna się speszyła. –Yyy, to kto głodny?!- zapytała dziewczyna chcąc zmienić temat. Oczywiście, prawie wszyscy krzyknęli coś na wzór „Ja”, więc Abby ruszyła do kuchni. – Rose! Chodź ze mną!
-Idę!- Znowu podziękowałam jej w duchu. Naprawdę mnie rozumie. Nie wytrzymałabym tam z czterema idiotami pięciu minut.
Kiedy weszłam do kuchni dziewczyna wyciągała już pizzę z zamrażarki. Czyli to będzie ich obiad lub kolacja, jak kto woli?
-Dziękuje ci. Dziwnie się tam z nimi czułam. Mam wrażenie, że nie powinnam tu być. – Postanowiłam, że i tak nie mam na razie w czym jej pomagać, wiec usiadłam na wysokim stołku i przyglądałam się jej poczynaniom.
-Byli po prostu zaskoczeni. Nie przejmuj się.
-Tak. Może masz racje. – Nie byłam przekonana. To dziwnie wyglądało.
-Przepraszam cię. – Popatrzyłam na nią zdekoncentrowana. Nie rozumiem… - za to, że Harry tu jest, a miało go nie być. Naprawdę nie wie…
-Jasne, spoko. To nie twoja wina. Nic się nie stało.
Po kilku minutach pizza się upiekła, wiec zaniosłyśmy ją razem z napojami do salonu, gdzie siedzieli chłopcy. Abby usiadła obok Charliego, a ja jak najdalej Harry’ego.
Niestety przez cały ten czas czułam jego wzrok na sobie. Nie patrzyłam w jego stronę. Unikałam tego jak ognia, ale mimo to bardzo mnie kusiło, by na niego spojrzeć. Nic nie jadałam, nie miałam ochoty, co oczywiście nie uszło uwadze blondynki. Po kilku minutach przekonywania jej, że nie jestem głodna, wyszłam z salonu z pretekstem, że idę nalać sobie wody. Miałam już dość wytrzymywania jego wzroku. Chciałam już stąd iść, ale przecież nie zadzwonię teraz do Dave’a, bo może spotkać Harry’ego czy coś, a tego bym nie chciała. Musze to wytrzymać.
Kiedy nalewałam sobie wody do szklanki, ktoś mocno złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Wylądowałam na nikim innym jak na Harry’m. Cały czas skanował moją twarz jakby tam czegoś szukał. Wybacz skarbie, nic tam nie znajdziesz! Jestem dobra w te rzeczy. Nie ukrywam, że się panicznie bałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. On nie miał znać moich słabości.
-Puść mnie! To boli – powiedziałam cicho z nadzieją, że osoby w salonie niczego nie usłyszą choć dobrze wiedziałam, że to niemożliwe. Byli zbyt daleko.
-Co tu robisz królewno? Nie powinnaś spędzać teraz czasu ze swoim kochasiem? – warknął. Przerażał mnie. Jego oczy były wprost czarne, bardziej ciemniejsze niż moje. Bił od niego mrok, tak jak na moim obrazie… To jego malowałam! W tej jego fazie ciemności, w której widziałam go po raz ostatni. Nic mi nie zrobi prawda? Nie tutaj, nie przy Abby, tak?
-Przyjechałam do Abby, a ciebie nie powinno obchodzić to, z kim spędzam czas. – Chłopak jeszcze bardziej zacisnął swój uchwyt na moim nadgarstku.
-Owszem, powinno – powiedział stanowczo i szarpnął mną. To boli!
-Harry - odezwałam się z bólem w oczach.
Wtedy
po raz pierwszy zrobił mi krzywdę...
___________________________________________________
Dobry wieczór kochani! Przepraszam, że tak długo nie było nowego rozdziału, ale obiecuje, że następny pojawi się szybciej (możliwe, że w środę). Mam nadzieję, że ten się wam spodobał i liczę na wiele komentarzy! Jeśli macie jakieś uwagi, niekoniecznie dotyczące rozdziału, to one też są mile widziane. :)
___________________________________________________
Dobry wieczór kochani! Przepraszam, że tak długo nie było nowego rozdziału, ale obiecuje, że następny pojawi się szybciej (możliwe, że w środę). Mam nadzieję, że ten się wam spodobał i liczę na wiele komentarzy! Jeśli macie jakieś uwagi, niekoniecznie dotyczące rozdziału, to one też są mile widziane. :)